Ostatnio czytałam w jakimś kolorowym
magazynie, że wszystkie ważne sytuacje, które zdarzają nam się w
dzieciństwie, mają później wpływ na nasze dorosłe życie. Choć niektórzy z nas
próbują przed tym uciekać to przecież każda myśl której chcemy się pozbyć
najbardziej na świecie i tak nas dogania. Mogą to być złe wspomnienia
związane z jakimś wydarzeniem np. kompromitacja przy dużej liczbie osób, pogrzeb
czy tak jak w moim przypadku rozwód rodziców. Pieprzone, mitologiczne mojry
siedzą na tych swoich bujanych fotelach i tkają dla każdego z nas nić
przeznaczenia. Czy człowiek nie mógłby odizolować się od tych wszystkich
zagracających głowę myśli i być po prostu szczęśliwy? Nie, nad każdym musi
wisieć to pieprzone fatum. A czemu? Bo tak im się podoba, po prostu lubią
utrudniać ludziom życie, pozdrawiam.
Czasem do osiągnięcia pełni szczęścia wystarczy tylko kawałek przepysznej szarlotki, którą uciekła wczoraj mama, a czasem potrzebujemy czegoś więcej. Tym "czymś więcej" z reguły jest drugi człowiek, nasza druga połówka, za którą jesteśmy gotowi oddać życie i której szczęście stawiamy w hierarchii ważności wyżej jak swoje. Ktoś z kim chcemy dzielić nasze troski, zmartwienia, a także te szczęśliwe momenty, w których jesteśmy żałośnie radośni i pełni życia. Potrzebujemy miłości i czułości, zapewnienia że ktoś nas kocha i że jesteśmy komuś potrzebni bardziej niż tlen. Ja też potrzebowałam.
W ten cholernie mroźny dzień, stałam na lotnisku o siódmej rano i jak ta kompletna idiotka czekałam na przylot mojej drugiej połówki. Rok szkolny się zakończył i zakończyła się przygoda z OnBeat. Dzięki grupie tanecznej do której należałam dostałam się na wydział muzyczny do jednego z najlepszych uniwersytetów w Anglii. Szykujcie się, Ludmila Ferro za chwilę stanie się sławną i bogatą tancerką, a przy moim boku będzie stał najlepszy lekarz na świecie. Dokładnie tak moi państwo, Federico Pasquarelli wybiera się na medycynę. Na uniwersytet oksfordzki jakby ktoś pytał. Czyste szaleństwo zdaję sobie z tego sprawę.
Nie mam pojęcia jak teraz będzie wyglądało moje nowe życie. Do tej pory miałam szkołę, taniec i chłopaka, z którym widywałam się od świąt do ferii i tak do kolejnego wolnego. Całe dnie spędzaliśmy przed ekranem laptopa lub telefonu, pisząc do siebie nieustannie, a teraz mieliśmy wyjechać na studia do Anglii i być w końcu razem, tak po prostu. Marzyłam o tym przez cały rok, a kiedy w końcu wszystkie te rzeczy miały się spełnić, ja zwyczajnie zaczęłam się okropnie stresować. Nie wiedziałam czy Fede lubi na śniadanie naleśniki, czy może jednak tosty, czy jest bałaganiarzem, czy ma pedantyczną obsesję na punkcie czystości. Chociaż widząc jego pokój przez kamerkę z laptopa raczej nie przypominam sobie, żeby panował w nim ład i porządek. Tak po prostu bałam się tego naszego wspólnego życia. Od dziecka wolałam mieć wszystko zaplanowane, nie lubiłam niespodzianek. Nawet ciepła kawa, która zawsze potrafiła pomóc mi w najgorszych sytuacjach, dzisiaj nie dała rady mnie uspokoić. Chodziłam w kółko po cholernym lotnisku i czekałam i czekałam i czekałam...
3 minuty...
8 minut...
10 minut...
15 minut...
i w końcu stał się cud. W tłumie ludzi, którzy wychodzili właśnie na korytarz dostrzegłam ten charakterystyczny nieład na głowie ułożony za pomocą żelu, te świdrujące wszystkich czekoladowe oczy i idealne wargi, które uniosły się do góry, gdy mnie zobaczyły. Przez chwilę stałam jak wrośnięta w ziemię, nie mogąc złapać nawet oddechu, ale spojrzałam ponownie w te cudowne oczy i strach momentalnie uleciał. Wszystkie nurtujące mnie kwestie nagle przestały się liczyć i jak wariatka przepychałam się w tłumie ludzi. Kiedy w końcu miałam wolną drogę zaczęłam biec w jego stronę, aż w końcu znalazłam się w jego ramionach.
-Tak cholernie tęskniłam. Nigdy więcej nie opuszczają mnie na tak długi czas -szepnęłam, czując jak do oczu zaczynają napływać mi łzy.
-Nigdzie się nie wybieram -odpowiedział brunet, opierając głowę z zagłębieniu na mojej szyi. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, napawając się wzajemną bliskością, ale nie przeszkadzało mi to. Tak mocno mi go brakowało. Na każdym kroku odczuwałam brak jego obecności. Teraz wszystko miało się zmienić. Mieliśmy zacząć nowe, lepsze życie. Razem.
-Chyba powinniśmy już iść -pierwszy oprzytomniał Federico i zaczął mnie prowadzić do wyjścia z lotniska. Szłam jak w transie, z szerokim uśmiechem na twarzy. Chłopak również go odwzajemniał. Obydwoje niedoświadczeni, ale pełni nadziei wkraczaliśmy w nasze wspólne, dorosłe życie.
THE END
Czasem do osiągnięcia pełni szczęścia wystarczy tylko kawałek przepysznej szarlotki, którą uciekła wczoraj mama, a czasem potrzebujemy czegoś więcej. Tym "czymś więcej" z reguły jest drugi człowiek, nasza druga połówka, za którą jesteśmy gotowi oddać życie i której szczęście stawiamy w hierarchii ważności wyżej jak swoje. Ktoś z kim chcemy dzielić nasze troski, zmartwienia, a także te szczęśliwe momenty, w których jesteśmy żałośnie radośni i pełni życia. Potrzebujemy miłości i czułości, zapewnienia że ktoś nas kocha i że jesteśmy komuś potrzebni bardziej niż tlen. Ja też potrzebowałam.
W ten cholernie mroźny dzień, stałam na lotnisku o siódmej rano i jak ta kompletna idiotka czekałam na przylot mojej drugiej połówki. Rok szkolny się zakończył i zakończyła się przygoda z OnBeat. Dzięki grupie tanecznej do której należałam dostałam się na wydział muzyczny do jednego z najlepszych uniwersytetów w Anglii. Szykujcie się, Ludmila Ferro za chwilę stanie się sławną i bogatą tancerką, a przy moim boku będzie stał najlepszy lekarz na świecie. Dokładnie tak moi państwo, Federico Pasquarelli wybiera się na medycynę. Na uniwersytet oksfordzki jakby ktoś pytał. Czyste szaleństwo zdaję sobie z tego sprawę.
Nie mam pojęcia jak teraz będzie wyglądało moje nowe życie. Do tej pory miałam szkołę, taniec i chłopaka, z którym widywałam się od świąt do ferii i tak do kolejnego wolnego. Całe dnie spędzaliśmy przed ekranem laptopa lub telefonu, pisząc do siebie nieustannie, a teraz mieliśmy wyjechać na studia do Anglii i być w końcu razem, tak po prostu. Marzyłam o tym przez cały rok, a kiedy w końcu wszystkie te rzeczy miały się spełnić, ja zwyczajnie zaczęłam się okropnie stresować. Nie wiedziałam czy Fede lubi na śniadanie naleśniki, czy może jednak tosty, czy jest bałaganiarzem, czy ma pedantyczną obsesję na punkcie czystości. Chociaż widząc jego pokój przez kamerkę z laptopa raczej nie przypominam sobie, żeby panował w nim ład i porządek. Tak po prostu bałam się tego naszego wspólnego życia. Od dziecka wolałam mieć wszystko zaplanowane, nie lubiłam niespodzianek. Nawet ciepła kawa, która zawsze potrafiła pomóc mi w najgorszych sytuacjach, dzisiaj nie dała rady mnie uspokoić. Chodziłam w kółko po cholernym lotnisku i czekałam i czekałam i czekałam...
3 minuty...
8 minut...
10 minut...
15 minut...
i w końcu stał się cud. W tłumie ludzi, którzy wychodzili właśnie na korytarz dostrzegłam ten charakterystyczny nieład na głowie ułożony za pomocą żelu, te świdrujące wszystkich czekoladowe oczy i idealne wargi, które uniosły się do góry, gdy mnie zobaczyły. Przez chwilę stałam jak wrośnięta w ziemię, nie mogąc złapać nawet oddechu, ale spojrzałam ponownie w te cudowne oczy i strach momentalnie uleciał. Wszystkie nurtujące mnie kwestie nagle przestały się liczyć i jak wariatka przepychałam się w tłumie ludzi. Kiedy w końcu miałam wolną drogę zaczęłam biec w jego stronę, aż w końcu znalazłam się w jego ramionach.
-Tak cholernie tęskniłam. Nigdy więcej nie opuszczają mnie na tak długi czas -szepnęłam, czując jak do oczu zaczynają napływać mi łzy.
-Nigdzie się nie wybieram -odpowiedział brunet, opierając głowę z zagłębieniu na mojej szyi. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, napawając się wzajemną bliskością, ale nie przeszkadzało mi to. Tak mocno mi go brakowało. Na każdym kroku odczuwałam brak jego obecności. Teraz wszystko miało się zmienić. Mieliśmy zacząć nowe, lepsze życie. Razem.
-Chyba powinniśmy już iść -pierwszy oprzytomniał Federico i zaczął mnie prowadzić do wyjścia z lotniska. Szłam jak w transie, z szerokim uśmiechem na twarzy. Chłopak również go odwzajemniał. Obydwoje niedoświadczeni, ale pełni nadziei wkraczaliśmy w nasze wspólne, dorosłe życie.
THE END
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec historii ,,HOLIDAY IN SPAIN" mam nadzieję, że choć trochę przypadła wam ona do gustu.
Jeszcze jutro pojawi się rozdział dodatkowy i zaczynamy nowe opowiadanie.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną.
Na dzisiaj to tyle, większe podsumowanie będzie jutro.
Całuję gorąco :*
Wera ;D
EDIT
Wiem, wiem mam wpierdol, bo nie dodałam jeszcze rozdziału dodatkowego, ale nie martwcie się pojawi się dzisiaj wieczorem. Miałam małe problemy techniczne i brak czasu, ale teraz postaram się wszystko nadgonić. Liczę na waszą obecność! :D Widzimy się wieczorem XDD
Oddaj mi talent koleżanko!! ❤
OdpowiedzUsuńEpilog BOSKI!!!
I czekam na ten dodatkowy rozdział ;*
I na nowe OPOWIADANIE ❤.❤
Całuje mocno !
K.C ❤❤
*O*!
OdpowiedzUsuńCudowne!
Płakałam :')
Bardzo, bardzo mi się podoba :3
Czekam na dodatkowy rozdział :))
I czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadanie :**
Kocham <33
Ola :**
Heej! Świetny epilog *.*
OdpowiedzUsuńWłasnie przeczytałam ciurkiem wszystkie poprzednie rozdziały i mogę powiedzieć jedno: CUDO ^.^
Czekam na dodatkowy rozdział ;-)
Buziaki ;-*
T.M.♥
Heja
OdpowiedzUsuńSwietny prolog ale to nie zmienia faktu że placze bo koniec :'(
Przepraszam ze tak krotko Ide nadrobić zaleglosci!
Buziole :*