Stoję na balkonie i ostatni raz grzeje się w promieniach słońca. Jeszcze wczoraj lało tutaj niemiłosiernie, a dziś znów klimat hiszpański nas nie zawodzi. Chmury leniwie przesuwają się po błękitnym niebie, jakby nie miały żadnych zmartwień i trosk, a ciepłe słoneczko co chwilę chowa się za nimi, bawiąc się z nami w berka. Moja walizka czeka już przygotowana przy drzwiach, a dziewczyny biegają po pokoju i wpychają do swoich bagaży ostatnie rzeczy. Jest 12.00, za 30 minut wyjeżdżamy z hotelu na lotnisko i tam czekamy na samolot, który zbierze nas do domu. Pierwszy lot do Buenos Aires jest o 13.45, a do Rzymu o 14.30, dlatego nie będziemy mieli za dużo czasu dla siebie. To już koniec wycieczki.
- O czym tak rozmyślasz? -łagodny baryton pieścił moje prawe ucho, a szerokie ramiona owinęły się na mojej talii. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam głowę lekko w bok.
-O tym, że to już koniec -westchnęłam. -Że wracamy do szarej rzeczywistości, w której nie wiem jak się teraz odnajdę.
- Gdybym miał taką możliwość, porwałbym cię ze sobą do Włoch. Nie chcę się z tobą rozstawać -przejechał nosem po moich kościach policzkowych i delikatnie pocałował mnie w szyję. Ja również nie chciałam się z nim rozstawać, nie wyobrażałam sobie jak miało teraz wyglądać moje życie, bez naszych potyczek słownych, pocałunków. Nie czułam się na siłach, żeby wracać do pustego domu.
-Nie chcę wyjeżdżać Fede, tak bardzo chciałabym zatrzymać się w czasie -do moich oczu zaczęła napływać ciecz, a obraz zaczął mi się rozmazywać. Wiedziałam, że będę dzisiaj płakać, ale nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko.
-Hej, nie płacz maleńka, będę cały czas przy tobie, może nie na żywo, ale w telefonie, przez skype'a. Został nam tylko jeden rok szkoły, a później wyjedziemy gdzieś razem na studia. Będziemy się widywać, kiedy to tylko będzie możliwe. Przyjedziesz do mnie na święta. Damy radę Lu, musimy -pewność w jego głosie była nie do przebicia.
-Związki na odległość mają małe prawdopodobieństwo przetrwania -szepnęłam.
-Z nami będzie inaczej. Obiecaj mi, że na mnie zaczekasz i poślesz tych swoich adoratorów do diabła. Proszę Lu, to tylko rok, zobaczysz jak szybko zleci -uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował w czoło. Przytuliłam się do niego, jakby to miało wszystko naprawić.
-Ty też musisz mi obiecać, że na mnie zaczekasz i nie zakochasz się w jakiejś długonogiej, pięknej Włoszce -zaśmiał się wesoło i pocałował mnie delikatnie. Lubiłam tego nowego, troskliwego i opiekuńczego Federa. Był cudowny.
-Kocham cię, Lu -powiedział płynnie, a mnie zabrakło powietrza w płucach. -2 słowa, 9 liter -przejechał swoją ciepłą dłonią po moim policzku i obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem. Stałam tam jak sparaliżowana i nie wiedziałam, jak się zachować. Po chwili na mojej twarzy także rozkwitł szeroki uśmiech, a moja podświadomość cieszyła się razem ze mną jak dziecko.
-Powtórz to -poprosiłam. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, ale pragnęłam zapewnienia, że on naprawdę to powiedział, a nie moja szalona wyobraźnia płata mi figla.
-Kocham cię -szepnął tuż przy moim uchu. -Kocham cię, kocham cię, kocham cię -powtarzał, śmiejąc się wesoło, a ja uśmiechałam się tylko od ucha do ucha, niezdolna żeby cokolwiek powiedzieć. Nie mogłam w to uwierzyć. Powiedział to!!! Cholera, on naprawdę w końcu to zrobił!!! Nieświadoma tego co robię wspięłam się na palce i pocałowałam go, tak po prostu nie myśląc o niczym. W mojej głowie jak echo huczały teraz dwa piękne słowa, a ja byłam zbyt pochłonięta wydarzeniami, które się przed chwilą zdarzyły, żeby myśleć o czymś innym. Po chwili usłyszeliśmy jak drzwi balkonowe się otwierają, a stojąca w nich Violetta mruknęła coś porozumiewawczo do będącej obok Fran.
-Wiem, że nieładnie jest przerywać w tak przesłodkiej chwili, ale musimy już iść lovelaski -odwróciliśmy się momentalnie w jej stronę, a ona krzywiąc się zaczęła imitować wymioty. Cała Violetta.
Pięć minut później wszyscy siedzieliśmy już w autokarze w drodze na lotnisko. Droga minęła mi niezwykle szybko, tak samo jak moment czekania na samolot. Nie mogłam się pogodzić z tym, że tak szybko to wszystko się skończyło. Nie lubiłam momentu pożegnań, nigdy nie wiedziałam co wtedy powiedzieć. Najpierw żegnałam się z Diego, który bez słowa, po prostu przytulił mnie do siebie. Obydwoje nie wiedzieliśmy co powiedzieć, a z oczu zaczęły nam płynąć pierwsze łzy.
-Lu, nie płacz, bo jeszcze pomyślą, że coś ci zrobiłem -uśmiechnął się.
-Nienawidzę pożegnań, Diego. Powinniście jechać z nami do Buenos Aires i nikt by nie narzekał -chłopak delikatnie starł słone łzy z moich policzków i znów przytulił mnie do swojej piersi.
-Mam dla ciebie te czekoladki, które ci obiecałem za siedzenie w autokarze z Pasquarellim -obydwoje zaśmialiśmy się wesoło na wspomnienie tego dnia i chłopak wyciągnął ze swojej torby starannie zapakowane pudełko.
-Przez ciebie będę gruba, Diego -zaśmiałam się.
-Pasquarelli i tak będzie tobą zachwycony -mrugnął do mnie konspiracyjnie i obydwoje znów się zaśmialiśmy.
-Będę tęsknić -spoważniałam i spojrzałam w jego ciemne oczy. Uśmiechnął się smutno i przygarnął mnie do siebie.
-Ja też, Lu, nawet nie wiesz jak cholernie mocno.
Następnie Leon podszedł do mnie i szeroko rozłożył ramiona. Przytuliłam się do niego bardzo mocno i kurczowo zaciskałam powieki, tamując lecące łzy.
-Dbaj o siebie, Lud -jego głos drżał, zdradzając emocje -i o dziewczyny też. Uważaj na tych wszystkich kutasów, którzy będą się do ciebie lepić. Pamiętaj, że dla ich dobra, lepiej żeby trzymali się od ciebie z daleka, bo żaden z nich nie chciałby dostać od Federa -obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, który nijak się miał do łez, które leciały nam z oczu.
-Ty też o siebie dbaj Leon i nie pij tak dużo kawy, bo mnie już tam nie będzie i kto ci ją załatwi? Mój urok osobisty nie działa tak dobrze przez telefon -chłopak uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie mocno do siebie.
-Musisz nas odwiedzić. Obiecaj, że to zrobisz, Lud!
-Dla ciebie wszystko -uśmiechnął się szeroko i zaczął delikatnie gładzić moje włosy. Po chwili znalazł się koło nas Pasquarelli, który z udawanym oburzeniem zaczął kręcić głową.
-Tylko na chwilę pozwalam ci się zająć moją dziewczyną, a ty już to wykorzystujesz, Verdas -zmrużył oczy i podparł się pod boki.
-Widzisz mówiłem, że musisz uważać na kręcących się koło ciebie facetów -Leon zaśmiał się melodyjnie, a Fede mu zawtórował. Po paru minutach przyszła do nas również Viola, zrozpaczona wpadając w objęcia bruneta, więc razem z Federico wycofaliśmy się dyskretnie do tyłu. Spojrzałam w te piękne, czekoladowe oczy i byłam zgubiona. Momentalnie łzy z moich oczu zaczęły płynąć nieprzerwanym strumieniem. Federico przygarnął mnie do siebie, chowając swoją głowę w zagłębienie mojej szyi. Nie wiem ile tak staliśmy, napawając się ostatnimi wspólnymi chwilami, ale żadne z nas nie chciało tego przerywać.
-To tylko rok -szepnął kojąco do mojego prawego ucha. -Tylko jeden, cholerny rok Lu.
-Wiem, damy radę Pasquarelli, przecież musimy -uśmiechnął się do mnie smutno i jeszcze mocniej przytulił do siebie.
-Cholera, ja naprawdę cię kocham Ferro.
-Ja ciebie też, ale teraz musisz dbać o mamę. Nie o mnie, nie o chłopaków, tylko o twoją mamę. Informuj mnie o wszystkim dobrze? Pamiętaj, że ja też cholernie się martwię -w moich oczach lśniły łzy, ale zatrzymywałam je wszystkimi możliwymi sposobami. Widziałam jak Federico również z nimi walczy. To wszystko nas przerastało.
-Dobrze -odpowiedział tylko i nim się zorientowałam znów złączył nasze usta. Całowaliśmy się tak jakby każde z nas chciało zapamiętać tą chwilę już na zawsze. Nic się nie liczyło, a w mojej głowie panowała kompletna pustka. Jak z oddali słyszałam komunikat, który mówił że samolot do Buenos Aires wyrusza z pasu startowego za pięć minut. Szybko oderwałam się od ust Włocha i nie patrząc na niego, pospiesznie się odwróciłam i odeszłam. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie byłam w stanie się odwrócić. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, to nie wsiądę już do samolotu i z płaczem znów wpadnę w jego ramiona. Czułam jak gorące łzy lecą po moich policzkach, ale nie przyjmowałam się tym. Violettą i Francesca były tak samo zapłakane jak ja. Złapałyśmy się za ręce, aby dodać sobie nawzajem otuchy i weszłyśmy do samolotu. To był koniec naszego wyjazdu do Hiszpanii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy ostatni rozdział :)
Pojawi się jeszcze epilog i rozdział dodatkowy, taka mała niespodzianka.
Szczerze mówiąc jak pisałam ostatni akapit to przeszło mi przez myśl czy nie zrobić jakiejś katastrofy lotniczej, ale przecież nie mogę być taką zołzą : D
Jak to epilog? :<
OdpowiedzUsuńKobieto! Ta historia jest zajebista!
Zakochałam się w niej, a ty ją od razu kończysz :<
Proszę, napisz jeszcze z 10 rozdziałów tej historii :D
Jak to czytałam to płakałam ;<
Tak mi się zrobiło żal Lusiu i Federa :(
Ale rozdział naprawdę genialny!
Cudowny
Słodki
Smutny
Po prostu nie do opisania
Kocham ♥♥
Ola :**
NIE NIEEE NIE KOŃCZ TEGO ! Ta historia jest wspaniała, a Ty masz talent dziewczyno. Może przemyślałabyś napisanie kontynuacji tego opowiadania zaczynając np. "rok później" Prosze przemyśl to !! A rozdział jak zwykle boskii :*
OdpowiedzUsuńNo naprawdę? A ja dopiero znalazłam tego bloga.. Dlaczego kończysz oszalałaś?! Chcę wytłumaczeń ;,c
OdpowiedzUsuńJuż się wkręciłam, tak fajnie piszesz . Ciekawe rozdziały...
Eh..
Mam pecha widocznie, ale mam nadzieję, że chociaż jakiś nowy stworzysz i , że nie odejdziesz z bloggera :(
-----------------------------
Jeśli miałabyś ochotę i lubisz czytać blogi innych to zapraszam do mnie
http://life-ludmi-ferro.blogspot.com/
I NIE ODCHODŹ!
~RiRi
Hej kochana!
OdpowiedzUsuńMasz nowa czytelniczke!
Na stale!!
Misiek to jest Kurde WOW!
Piszesz zarabiście!
Twój blog jest genialny!
Ten rozdzial... Placze! Płacze!
Przepraszam ze tak krótko i że wczesniej nie komentowałam ale bylam wciągnięta czytaniem!!!
Becze!
Przy nexicr bedzie długi kom obiecuje!
Zapraszam do siebie...
Kocham <3
Blagam tylko nie ostatni rozdzial!!!
UsuńBie kończ twór BŁAGAM!!!!
PROSZE najbardziej na świecie!!!
Plis!
Kc <3