:)

:)

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział VIII

-Lu, wychodź z tej łazienki! Jest 8.45 a ja też chcę jeszcze zdążyć się wykąpać przed śniadaniem! –marudziła za drzwiami Fran.
-Już już, daj mi sekundę!
     To przecież nie moja wina, że od kiedy wróciłam z pokoju chłopaków, Viola cały czas okupowała łazienkę, dając mi tylko 10 minut na szybki prysznic, umycie zębów, ubranie się i pomalowanie. Cholera, to przecież niewykonalne! Przeciągnęłam tuszem po moich rzęsach i pośpiesznie wyszłam z łazienki, w biegu związując burzę włosów w koka.
     O 9.00 ma być śniadanie, a o 10.00 wszyscy mamy czekać w autokarze gotowi na wyjazd nad ocean. Oh tak, błogie lenistwo nad wodą to przyjemna perspektywa, która wprawia mnie w dobry nastrój.
-Czyżbyś szczerzyła się tak na wspomnienie wczorajszego wieczoru, z Federico?
     Głos Vilu dostatecznie wyrwał mnie z moich wcześniejszych rozważań.
-Może –rzuciłam przelotnie, uśmiechając się do niej niewinnie.
     Wiedziałam, że pobudziłam tym jej ciekawość i zaraz zasypie mnie gradem pytań, ale nie miałam zamiaru odpowiadać na żadne z nich. Usiadłam na łóżku i zaczęłam pakować swoją torbę. Vilu z prędkością światła przeskoczyła ze swojego łóżka na moje i wwierciła we mnie swoje ciekawskie spojrzenie.
-Przeszkadzam w czymś, Castillo?
     Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego pytania. To właśnie od niego wczoraj wszystko się zaczęło.
-Ty…-zmrużyła oczy.- Dobrze wiem, co robisz, opowiadaj już! –rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie ma, o czym, wzięłam leki, poszłam spać, koniec historii.
-Całowaliście się?
     Oh, moja kochana, prostolinijna Vilu.
-Może –przygryzłam dolną wargę.
-Pewnie całuje tak samo dobrze jak wygląda. Inaczej nie szczerzyłabyś się jak głupia do sera cały ranek.
-Hmm…może –wzruszyłam ramionami.
       Zaraz potem poczułam mocne uderzenie zadane przy użyciu dużej puchatej poduszki.
-Za co to?
-Za darmo –wystawiła mi język. –Odpowiadaj w tej chwili, dobrze całuje?
     Uśmiechnęłam się do niej drwiąco.
-Nic ci nie powiem, Castillo –tym razem to ja wystawiłam jej język i zrobiłam szybki unik przed lecącą w moją stronę poduszką.
     Pech chciał, że z łazienki wychodziła właśnie Fran i poduszka z impetem wleciała z drobną sylwetkę dziewczyny.
-Nie żyjesz, Vilu –warknęła Włoszka i rzuciła się na zdezorientowaną Violę.


-Nadal mnie boli to ramię, Fran –marudziła Vilu, gdy schodziłyśmy na śniadanie.
-Mogłaś nie rzucać we mnie poduszkami, to teraz by cię nie bolało.
-To miało być w Lu, nie w ciebie.
     Vilu posłała mi gniewne spojrzenie, a ja wybuchnęłam głośnym niekontrolowanym śmiechem.
-Słabego masz cela, Castillo –poklepałam ją po ramieniu.
-Na szczęście to nie ja muszę celować w dziurki –wyszczerzyła zęby w idiotycznym uśmiechu i wyprzedziła nas, przekraczając próg stołówki.
     W jadalni byli już chyba wszyscy obozowicze, a kelnerzy sprawnie uwijali się, rozkładając na stoliki jedzenie. Razem z Fran skierowałyśmy się w stronę naszego stolika, przy którym siedzieli już chłopacy i Vilu.
-Ależ jestem głodna –zawołała Włoszka i zabrała się za pałaszowanie tego, co miała na talerzu.
     Spojrzałam na siedzącego po mojej prawej stronie smutnego Verdasa i zmrużyłam oczy.
-Co jest?
-Oddałbym całe królestwo za filiżankę kawy –westchnął, męcząc kawałek bułki.
-Nie możesz poprosić, żeby ci zrobili?
-Prosiłem, ale niestety za ladą stoi wredny kutas, który powiedział, że kawa jest tylko dla opiekunów. Jeśli byłaby to kobieta jeszcze bym jakoś próbował, ale z facetami flirtować nie zamierzam, zapomnij…
-Lu, weź z nim pogadaj, tobie z reguły udaje się nakłonić facetów do rzeczy o które prosisz –Vilu popatrzyła na mnie błagalnie i spojrzała na zrezygnowanego Verdasa, siedzącego przy niej. ‘Proszę’ szepnęła błagalnie.
-Dobrze, już dobrze. Zobaczę, co da się z tym zrobić.
     Wstałam z krzesła, rozpuściłam moje blond włosy i skierowałam się w kierunku lady, za którą stał całkiem młody facet. Przybrałam na usta uśmiech numer trzy zarezerwowany tylko dla przystojnych chłopaków i nonszalancko oparłam się o ladę.
-O, co znów chodzi? –zapytał brunet ze wzrokiem wbitym w komputer.
-Mam do pana ogromną prośbę –zaczęłam słodkim głosikiem i odczekałam chwilę, aż zaszczyci mnie swoim spojrzeniem.
     Uniósł swoje ciemne oczy znad komputera i aż zachłysnął się powietrzem. Bingo!
-W czym mogę pani pomóc? –zapytał grzecznie i uśmiechnął się do mnie nieśmiało.
-Widzi pan oddałabym wszystko za małą filiżankę kawy.
     Mina mu zrzedła, a swoje ciemne oczy opuścił na dół.
-Niestety nie mogę pani pomóc. Kawa jest przeznaczona tylko dla opiekunów. Wylaliby mnie z roboty, gdyby się dowiedzieli, że dałem pani filiżankę.
-Oh kurczę, wielka szkoda –posłałam w jego stronę smutną minkę –bardzo mi na tym zależało, no, ale jeśli miałby pan przez to stracić pracę…
     Spojrzałam na niego spod rzęs i skrzywiłam się smutno. Facet wciągnął głośno powietrze i przyglądał mi się bacznie.
-Tylko jedna filiżanka? –zapytał cicho.
     Skinęłam lekko głową i obdarzyłam go kolejnym spojrzeniem spod rzęs. Facet był mój.
-Zobaczę, co da się zrobić.
     Obrócił się na pięcie i zniknął gdzieś w kuchni. Spojrzałam na mój stolik, wszyscy wyczekująco patrzyli na mnie i wstrzymywali oddechy. Uniosłam do nich wyciągnięty do góry kciuk i uśmiechnęłam się szeroko. Leon obdarzył mnie najpiękniejszym z jego uśmiechów, a Fede pokręcił niedowierzająco głową, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Zadziwiony Pasquarelli, punkt dla ciebie Ferro.
     Po chwili z kuchni wyłonił się brunet, niosąc w kartonowym kubeczku moją kawę.
-To tylko jednorazowa sytuacja. Nie mów nikomu, że ci uległem, bo zaraz zaczną się tu pielgrzymki.
-Oh, oczywiście bardzo dziękuję.
     Kolejny niewinny uśmiech i spojrzenie spod rzęs. Facet kupił to bez problemu, a ja z gracją odwróciłam się i rudzyłam do mojego stolika z kubeczkiem kawy w ręku.
-Jesteś moim dłużnikiem, Verdas.
    Postawiłam przed nim kubek, a jego oczy zaświeciły się.
-Boże, Lu uwielbiam cię, zrobię, co tylko zechcesz.
     Nachyliłam się tuż nad jego lewym uchem.
-W takim razie zabierz Vilu na romantyczną kolację –szepnęłam.
     Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Masz to jak w banku.
-O co chodzi, co Lu ma jak w banku? –do rozmowy wtrącił się Feder.
-Wiesz stary, Lud chciała zobaczyć naszą trójkę nago, więc uznałem, że nie będzie z tym większego problemu.
     Zakrztusiłam się pitą właśnie herbatą, a Leon zaczął się głośno śmiać. Federico i Diego patrzyli to na mnie, to na Verdasa, zastanawiając się czy ten idiota żartuje czy mówi poważnie.
-Lud nigdy nie mówiłaś, że kręcą cię takie widoki –zaczęła śmiać się Viola.
     Posłałam jej gniewne spojrzenie i wystawiłam środkowy palec.
-Najwyraźniej ty przestałaś mi już wystarczać.
     Tym razem to ja górowałam, wprowadzając Violę w totalne osłupienie. Fran przybiła mi piątkę i razem śmiałyśmy się z zaskoczonej szatynki.
-Kto mieczem wojuje od miecza ginie, Vilu –Włoszka trafnie podsumowała całą sytuację i zabrała się za kończenie bułki z konfiturami.
     Postanowiłam pójść w jej ślady i po chwili reszta naszego stolikowego towarzystwa jak jeden mąż zabrała się za pałaszowanie tego, co mieli na swoich talerzach, nie odzywając się już ani słowem.


-Daleko jeszcze? –dopytywała się jakaś młoda dziewczyna z kruczoczarnymi włosami i twarzą jak elf.
-Za jakieś 40 minut powinniśmy być na miejscu –odpowiedział James.
     Od ponad dwóch godzin jedziemy tym cholernym autokarem, cierpliwie czekając, aż w końcu dowiezie nas nad ocean. W środku panuje grobowa cisza przerywana jedynie chrapaniem niektórych obozowiczów. Wszyscy śpią wykończeni po wczorajszej imprezie i tylko niektórzy jeszcze kontaktują na wpół przytomni.
     O moje prawe ramię opiera się ciężka głowa Francesci, która odpadła jako jedna z pierwszych, przez co nie mam, z kim pogadać i strasznie się nudzę. W moich słuchawkach pobrzmiewa wesoło GreenDay, śpiewając o otwarciu się na świat i na ludzi. Jakże trafnie ta piosenka opisuje mój obecny stan ducha i wszystkie myśli.
     Z reguły nie miałam większego problemu w kontaktach międzyludzkich. Potrafiłam rozmawiać z każdym i właściwie o wszystkim, jednak do stałego grona moich najbliższych przyjaciół nie dopuszczałam wielu osób. Marco, David, Fran i Viola, to z nimi zawsze dzieliłam się swoimi problemami i radościami, ale kiedy nikt z nich nie mógł mi pomóc w jakiejś sprawie, zawsze udawałam się do mojej mamy i rok młodszej siostry. To one były moją najbliższą rodziną i to do nich miałam największe zaufanie. Jeśli chodzi o chłopaka, to nie trafiłam nigdy na osobę, z którą chciałabym być. Było kilku chłopaków, z którymi łączyła mnie bliższa relacja, ale każda z nich kończyła się niezwykle szybko. To po prostu nie było to, na co czekałam.
     ‘A Pasquarelli?’ odezwała się nagle moja podświadomość. Szczerze mówiąc to pierwszy chłopak, na którego w ogóle zwróciłam uwagę. To z reguły oni interesowali się mną, a nie ja nimi. Wczorajszy wieczór naprawdę mi się podobał i jak tylko przypomnę sobie dotyk jego palców na mojej skórze od razu przechodzą mnie przyjemne dreszcze. Muszę też przyznać, że zaimponował mi tym jak się mną wczoraj zajmował. Był opiekuńczy, troskliwy i przy tym tak cholernie pociągający.
     Odwróciłam głowę do tyłu i spojrzałam na niego. Pisał coś w telefonie, bo Diego siedzący obok niego spał smacznie głośno pochrapując. Leon i Viola też spali. Szatynka trzymała głowę na ramieniu Verdasa, a ten obejmował ją i pocierał kciukiem o jej wyciągniętą dłoń. Ciekawe jak długo jeszcze zajmie im przyznanie się do uczuć, którymi się darzą.
     Poczułam jak telefon w mojej tylnej kieszeni lekko wibruje, oznajmiając o nadejściu smsa. Wyciągnęłam go pośpiesznie z myślą, że to Marco albo Dav chcą wiedzieć jak tam moja wycieczka. Odblokowałam telefon i odczytałam wiadomość.
     Nadawca: Numer nieznany
     Data: 05.07.2014r.   12:15
     Adresat: Ludmila Ferro

     Czy ty tez widzisz to co ja?
     Fotel za mną śpią sobie słodko
     gołąbeczki, które boją się przyznać,
     że coś do siebie czują.
     Trzeba coś z tym zrobić, Ferro.
     Pomożesz mi?
                                     Pasquarelli

     Cholera, skąd on ma mój numer? Odwróciłam się szybko do tyłu i spojrzałam na niego. Uśmiechał się szeroko, widzą moje zdziwienie i pokazał palcem na Violę i Leona. Pokręciłam z rozbawieniem głową i zabrałam się za odpisywanie.


      Nadawca: Ludmila Ferro
      Data: 05.07.2014r.   12:17
      Adresat: Federico Pasquarelli

         1.Skąd masz mój numer? Nie przypominam
         sobie, żebym ci go podawała.
         2.Oczywiście, że trzeba coś zrobić
         z naszymi słodko śpiącymi gołąbkami.
         Jaki masz plan?
         3.Wydaje mi się, że Fran i Diego tez
         potrzebują naszej pomocy.
         DO ROBOTY, PASQUARELLI!
                                                         Ferro

     Wcisnęłam wyślij i przygryzłam dolną wargę, aby stłumić śmiech. Podobała mi się wizja mnie i Federa robiących za swatki. Tak, to możemy być bardzo zabawne.

      Nadawca: Federico Pasquarelli
      Data: 05.07.2014r.   12:21
      Adresat: Ludmila Ferro

           1.Sam sobie wziąłem twój numer,
           kiedy wczoraj słodko spałaś u mnie w łóżku.
           Swoją drogą musimy szybko powtórzyć
           wczorajszy wieczór. Podobało mi się.
           2.Szczerze mówiąc, nie obmyśliłem jeszcze planu.
           Liczyłem na to, że ty i twoja blond główka
           mi w tym pomożecie.
           3. Fran i Diego zdecydowanie potrzebują
           naszej pomocy.
           CO MY Z TYM WSZYSTKIM ZROBIMY, FERRO?
                                                   Pasquarelli     
    



      Nadawca: Ludmila Ferro
      Data: 05.07.2014r.   12:25
      Adresat: Federico Pasquarelli

          Nieładnie tak brać rzeczy, które
          do ciebie nie należą.
          To się chyba nazywa kradzież, nie sądzisz?
          Dobrze, że ja i moja blond główka tu jesteśmy,
          inaczej zapewne nie poradziłbyś sobie z takim wyzwaniem
          jakim są nasi cudowni przyjaciele.
          Mam już plan.
          Będziesz mi potrzebny, więc
          nie zawiedź mnie Pasquarelli.
                                              Lu

       Nadawca: Federico Pasquarelli
       Data: 05.07.2014r.   12:26
           Adresat: Ludmila Ferro

           Ja nigdy cię nie zawiodę, słoneczko.
           Musisz mi po prostu zaufać.
           Myślisz, że dasz radę?
           Nie sądzę, aby wzięcie twojego numeru
           było kradzieżą. Wyolbrzymiasz sprawę.
           Z niecierpliwością czekam, aż wtajemniczysz
           mnie w swój mroczny plan.
           Ty i twoja blond główka
           jesteście niezastąpione.
                                           Fede

     Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami. Ten człowiek wyzwalał we mnie takie uczucia, o których istnienie nigdy w życiu bym się nie podejrzewała. Właśnie miałam odpisać, kiedy do moich uszu dobiegł rozentuzjazmowany głos Jamesa, mówiącego przez mikrofon.
-Halo! Halo! Budzimy się jesteśmy już na miejscu!
     Wszyscy obozowicze budzili się powoli, ziewając i przeciągając się.
-Co się dziej, Lu? –zapytała zaspanym głosem Fran.
-Jesteśmy już na miejscu.
-Już? Przespałam całą podróż?
-Na to wygląda –uśmiechnęłam się, widząc jej rozczochrane włosy. –Chodź tu –odwróciłam jej głowę i zaczęłam splatać czarną burzę w warkocza.
-Co robiłaś przez ten cały czas? –zapytała sennie.
-Nic takiego, słuchałam muzyki, rozmyślałam. Szczerze mówiąc nudziłam się –wzruszyłam ramionami.
-Teraz pójdziemy się opalać –uśmiechnęła się Włoszka. –Już nie mogę się doczekać!
-Ja tez –przyznałam.
     W tym momencie autokar zatrzymał się i obozowicze kolejno zaczęli z niego wychodzić. James jak zwykle dał nam instrukcje jak mamy się zachowywać i powiedział, o której jest zbiórka, a następnie poprowadził nas wszystkich na plażę. Zaczęłam rozglądać się, szukając w tłumie Federa. Kiedy w końcu nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się szeroko i w mgnieniu oka pokonał dzielącą nas odległość.
-To co, jak masz plan? –szepnął, patrząc znacząco na Leona, Diego, Fran i Vilu.
-Zaraz ci wszystko wytłumaczę –uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam go do przodu.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znów kazałam wam bardzo długo czekać na rozdział... Obiecuję poprawę XDD
Mam nadzieje, że choć trochę wynagrodziłam wam czekanie.
Zapraszam do komentowania, maleństwa :D
Pozdrawiam i całuję 
Wera ;D