:)

:)

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

    Blondynka od kilku godzin bezwładnie rzucała się na łóżku nie mogąc zasnąć. Gdy tylko zamykała oczy miała przed sobą widok czekoladowych tęczówek, przewiercających ją na wylot oraz idealne wargi, które dzisiaj z taką łatwością wzięły w posiadanie jej. Nie myśląc o tym co robi podniosła dłoń i delikatnie przejechała palcem  po dolnej wardze. Co za idiotyzm. Ten facet rzucił na nią jakiś pieprzony urok, a ona nie mogła się pozbyć widoku czarującego uśmiechu, który gościł na jego przystojnej twarzy. Serce zabiło jej mocniej, a w brzuchu poczuła przyjemny ucisk sygnalizujący o rosnącym w jej wnętrzu pożądaniu. 'Przestań idiotko!' skarciła się w myślach i przewróciła na drugi bok. To przecież on ma się w niej zakochać, a nie ona w nim. Nie jest jakąś głupiutką nastolatką, żeby tak reagować na nowo poznanego faceta. Potrzebowała planu, dobrego planu, żeby go uwieść. Miała jego numer, ale przecież nie mogła zadzwonić już teraz. Nie chciała wyjść na zdesperowaną idiotkę, która tylko czeka aż ją przeleci. Musiała działać powoli i z klasą, żeby za szybko się nią nie znudził. Nagle 10 dni okazało się strasznie długim skrawkiem czasu. Jak mogła utrzymać przy sobie tego przystojniaka na ponad tydzień, a w międzyczasie zrobić mu z życia piekło, kiedy ten przystojny flirciarz wyznawał zasadę 'zaliczyć, zostawić'. Musiała to przemyśleć, ale jeszcze nie teraz. Strasznie bolała ją głowa i nie mogła spać, co doprowadzało ją wręcz do obłędu. Delikatnie podparła się na łokciu i sięgnęła po leżący na stoliku nocnym telefon. Cyfrowy zegar wskazywał drugą w nocy, a ona dalej walczyła z bezsennością. W końcu pokonana wstała z łóżka i jak wiatr przemknęła do kuchni. Z szafki nad zlewem wyciągnęła leki nasenne i nalała sobie wody do wysokiej szklanki. Nigdy nie lubiła faszerować się lekami i z reguły robiła to w ostateczności, ale czuła, że to jest właśnie taka sytuacja kryzysowa. Szybkim ruchem wpakowała do buzi tabletki i popiła je zimną wodą. Gdy w końcu znalazła się z powrotem w łóżku zamknęła oczy i czekała, aż leki zaczną działać, a ona będzie mogła w spokoju zasnąć nie myśląc już więcej o przystojnym brunecie.
     Federico również całą noc bił się z myślami, a przed oczami co rusz pokazywał mu się widok uśmiechniętej blond piękności. Czuł ogromne wyrzuty sumienia, że miał wykorzystać w tak perfidny sposób tą niczemu winną dziewczynę. Znalazła się w złym miejscu o złym czasie, ale wiedział że nic na to nie poradzi. Klamka zapadła, a gdyby poprosił Camilę i Natalię o zmianę partnerki na pewno wyśmiałyby go i wyzwały od tchórzy. Nie mógł sobie pozwolić na kompromitacje przez jakąś głupią blondi, która tak namieszała mu w głowie. Walczył o kontrakt wart grube miliony i był świadomy, że zapewni mu on nie tylko dobrą premie, ale także wysoką pozycję w firmie. W przeszłości również wykorzystywał piękne dziewczyny i nigdy się tym nie przejmował. No bo, co takiego ma w sobie Ludmila czego nie miały jego poprzednie partnerki? Przecież cycki i tyłek ma w tym samym miejscu, więc o co do cholery chodzi? Był zły sam na siebie, że nie potrafi zrozumieć co się z nim dzieje. Zdążył zjeść z nią tylko kolację. Nawet się z nią jeszcze nie przespał, choć chętnie naprawiłby ten błąd jak najszybciej. Przekręcił się na plecy, a ręce ułożył za głową. Przed oczami miał tylko biały sufit, w który wpatrywał się jakby miał tam znaleźć odpowiedź na tą męczącą go zagadkę, ale nic z niego nie wyczytał. Na ziemię nie zstąpił też jakimś cudem anioł i nie powiedział mu o co chodzi w tym całym gównie. To było ponad jego siły i zrezygnowany zamknął oczy, aby już o tym nie myśleć.
     Obudziło go dopiero intensywne walenie do drzwi. Jak na dobrym kacu ledwo zwlekł się z łóżka, by w samych bokserkach od Calvina Klein'a otworzyć natarczywej osobie. Kiedy masywne drewniane drzwi wreszcie się otworzyły Leon wparował do środka bez zaproszenia i z założonymi rękami przyglądał się kumplowi, który zaspany pocierał oczy.
-Czy ty kurwa wiesz, która jest godzina?! -wrzasnął w końcu, na co Federico jęknął niezadowolony.
-Nie krzycz tak do cholery, bo podejdę i przywalę ci w ten krzywy ryj -mruknął tylko i pomaszerował z powrotem w kierunku sypialni. Był niewyspany i marzył tylko żeby znów znaleźć się w ciepłym łóżku. Z powrotem ułożył się w pościeli, kiedy Verdas zamaszystym ruchem ściągnął z niego kołdrę.
-Popierdoliło cię?! -krzyknął brunet, gdy poczuł na skórze zimne powietrzne. Leon bez słowa podsunął mu pod nos zegarek, który wskazywał jedenastą. Federico wyskoczył z łóżka z prędkością światła mamrocząc pod nosem co chwilę donośne 'kurwa'. W ekstremalnym tempie wbiegł do łazienki, by po chwili wylecieć z niej cały mokry i wciągając na siłę nogawki od spodni, krzyczeć że szef urwie mu jaja. Widok przerażonego przyjaciela wprawił Leona w tak dobry nastrój, że postanowił na razie nie mówić mu, że wcisnął szefowi jakiś słaby kit o nagłych badaniach. Ze śmiechem patrzył jak Federico biega po domu w pośpiechu ubierając na nogi skarpetki i zarzucając jednocześnie marynarkę na białą koszulę rozpiętą do połowy. Po kolejnych trzech minutach obaj wychodzili już z domu niosąc pod pachą kaski. Szybko odpalili motory i gnali przez zatłoczone ulice Los Angeles jakby od tego zależało ich życie.
-Dawaj Angela, pokaż na co cię stać maleńka! -krzyknął do motoru i dodał gazu, na co ten zareagował głośnym wyciem. W niespełna 5 minut znalazł się pod budynkiem firmy, w myślach błagając, aby nie spotkać szefa. Jego modlitwy jednak nie zostały wysłuchane, bo gdy z największą ostrożnością skradał się obok gabinetu pana Winstona ten właśnie z niego wychodził.
-Och Federico jak miło, że wreszcie zjawiłeś się w pracy -powiedział z przekąsem, bacznie obserwując wystraszonego bruneta.
-Najmocniej przepraszam szefie, obiecuję, że podobna sytuacja nigdy więcej się nie powtórzy.
-Nie ma za co, przecież Leon powiedział mi, że jesteś na badaniach -starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko do stającego z tylu Verdasa, na co ten kiwnął tylko głową. -Zdrowie najważniejsze! -dodał i zniknął, wsiadając do windy.
     Federico odwrócił się do przyjaciela z zaciśniętymi pięściami i wargami, które ułożyły się w poziomą kreskę, na co ten tylko uśmiechnął się promiennie i rzucając krótkie 'nie ma za co', uciekł schodami na górę.
-Ty mały kutasie, wcale nie musiałem się tak spieszyć-syknął przez zaciśnięte zęby i szybko pognał za przyjacielem, w duchu dziękując mu za to, że dzięki niemu nie wyleciał z roboty.
     W ,,Composure" dziewczyny od rana pracowały nad nowymi artykułami i nie miały czasu wypytać jeszcze Ludmily o wszystkie szczegóły jej wczorajszej randki. Blondynka błogosławiła za to panią Woldorf, bo nie była na razie w stanie racjonalnie myśleć o tym co się wczoraj wydarzyło. Dziewczyny już od rana maltretowały ją przenikliwymi spojrzeniami i była pewna, że gdy wyjdą w końcu na lunch to zostanie zasypana gradem pytań. Nie pomyliła się nadto, bo gdy siedziały już przy ich ulubionym stoliku w ich ulubionej knajpce dziewczyny spojrzały wymownie na przerażoną blondynkę, czekając na szczegółową relację z wczorajszego wieczoru.
-No gadaj w końcu, przespałaś się z nim?! -wrzasnęła zniecierpliwiona Violetta, zwracając tym wybuchem niemałe zainteresowanie. Ludzie patrzyli z zaciekawieniem na ich stolik, wlepiając wzrok w oburzoną blondynkę. Wydawać by się mogło, że nagle wszyscy klienci knajpki są niesamowicie ciekawi czy Ludmila poszła do łóżka z Pasquarellim czy też nie.
-Na pewno się z nim przespała -zakomunikowała Francesca, odchylając się na tylnych nogach krzesła i podpierając ręce na blacie stolika. -Wczoraj nie mogła odwrócić od niego wygłodniałego wzroku, a dzisiaj myślała, że make up'em uda jej się przykryć te sine wory pod oczami to jednoznacznie wskazuje na wczorajszy seks-uśmiechnęła się szeroko, gratulując sobie w duchu takiej spostrzegawczości. Bacznie przyglądała się blondynce, której bladą twarz wykrzywiał teraz grymas niezadowolenia. Ludzie z zapartym tchem śledzili tą wymianę zdań, zerkając co chwilę na Violettę i Francesce lub na Ludmile.
-Nie poszłam z nim do łóżka -mruknęła zdenerwowana blondynka i teatralnie przewróciła oczami. -Skończyło się tylko na pocałunku -przygryzła dolną wargę, aby ukryć uśmiech który błądził teraz na jej twarzy.
-O mój boże, całowaliście się?! - wrzasnęła Fran, a przednie nogi krzesła na którym się bujała wylądowały z głośnym brzękiem na podłodze.
-Ciszej -syknęła wściekła Ludmila i zmroziła wzrokiem gapiów, którzy teraz wstrzymywali oddechy.
-Dobrze całuje? -zapytała rozmarzonym głosem Violetta, wwiercając ciekawskie spojrzenie w blondynkę.
-Nie najgorzej -mruknęła w odpowiedzi Ludmila i uśmiechnęła się szeroko do przystojnego kelnera, który właśnie niósł ich zamówienie. Chłopak spojrzał z rozbawieniem na blondynkę i puścił jej oczko, stawiając przed nią talerz z naleśnikami.
-Nie graj na dwa fronty! -oburzona Vilu karcąco spojrzała na zadowoloną przyjaciółkę. -Zabawisz się z tym ciasteczkiem za dziewięć dni, kiedy skończysz misję "Pasquarelli".
-Och dajcie mi już z nim spokój, nawet nie wiem jak się za wszystko zabrać -blondynka westchnęła rozżalona i wyjrzała zmartwiona za okno.
    Dzisiejszego dnia ulice Los Angeles były mokre od deszczu, który niedawno zaczął padać. Ludzie schowani pod parasolami spieszyli się pędząc w tylko sobie znane miejsca. Zabiegani nie zważali na otoczenie, które było ustrojone ozdobami świątecznymi. Za siedem dni odbędzie się bowiem boże narodzenie, a ona nie miała jeszcze kupionych prezentów dla siostry i jej synka. Od śmierci rodziców zawsze razem spędzały wigilię i pierwszy dzień świąt. Już nie mogła się doczekać kiedy wreszcie razem zasiądą do stołu i przegadają całą noc tak jak to zawsze mają w zwyczaju.
-Macie już kupione prezenty? -zapytała, odwracając się z powrotem do przyjaciółek i wkładając do ust widelca z kawałkiem pysznego naleśnika.
-Jeszcze nie -Fran pokręciła przecząco głową. -Musimy się wybrać na jakieś świąteczne zakupy.
-I dobrą świąteczną kawę z górą bitej śmietany -zawtórowała jej rozpromieniona Vilu. Jeśli była mowa o zakupach ona była zawsze chętna.
-Musimy już wracać -zauważyła czarnowłosa i z grymasem na twarzy podniosła się z krzesła. W jej ślady poszły również Ludmila i Violetta niechętnie wracając w kierunku biura.
     Zbliżała się upragniona godzina wyjścia do domu, a Pasquarelli miał jeszcze do ogarnięcia cały plik dokumentów. Wszystkie najważniejsze sprawy były już załatwione, ale zostały jeszcze do zrobienia te mniej ważne, których nie chciał zostawiać na ostatnią chwilę. Diego poszedł dzisiaj szybciej do domu, bo jego mama się rozchorowała, a dzisiaj jemu przypadała tura opieki nad nią. Verdas wciąż jeszcze siedział przy komputerze z dwoma segregatorami na kolanach, wprowadzając do kosztorysu ostatniej reklamy jakieś poprawki.
-Chcesz kawy? -Pasquarelli wstał z miejsca kierując się do drzwi.
-A wiesz, że chętnie się napiję? Mam już dosyć tej pierdolonej papierkowej roboty -westchnął przeciągle w stronę przyjaciela.
-Wiem, ja też, dlatego potrzebna nam mała czarna, poza tym nie gadałem dzisiaj z Sarah, a jak ją mijałem, to wydawało mi się, że miała na sobie krótką sukienkę -uśmiechnął się zawadiacko w stronę przyjaciela i wyszedł z gabinetu, nucąc pod nosem. Leon przewrócił tylko oczami, śmiejąc się pod nosem z bruneta. Dobrze wiedział, że ten zwodzi tylko piękną dziewczynę, bo tak naprawdę nie ma najmniejszej ochoty się z nią przespać. Pasquarelli już dawno mówił mu, że ta laska nie jest w jego typie, poza tym ten lekkomyślny kretyn na głowie ma teraz ważniejszy problem w postaci panny Ferro. Jak tylko dowiedział się o warunku, który został postawiony brunetowi od razu wiedział, że jeśli tylko ten idiota niczego nie spieprzy to kontrakt mają w kieszeni.
     Federico uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Sarah, młoda sekretarka szefa stoi obrócona do niego plecami, czytając coś zawzięcie. Odłożyła na chwilę czasopismo wyciągając pachnącą kawę z ekspresu i nachyliła się lekko w poszukiwaniu cukru. Jej sukienka niebezpiecznie podeszła do góry, odsłaniając sporą część zgrabnych nóg, które z gracją trzymały się na wysokich szpilkach. Brunet oparł się o framugę drzwi przyglądając się jej z zawziętością. Po chwili jednak dziewczyna wyprostowała się i wkładając do buzi ciastko, wróciła do nieskończonej lektury.
-Co tak zawzięcie czytasz? -zapytał uwodzicielskim tonem, podchodząc niespiesznie do dziewczyny i pocierając lekko włosy, uśmiechnął się do niej lekko. Sarah obróciła się szybko, wlepiając zachłanny wzrok w Pasquarelliego. Musiała przyznać, że wyglądał obłędnie w tym nowym garniturze, który odpowiednio opinał się na jego ciele.
-Najnowszy felieton Ludmily Ferro -uśmiechnęła się do niego promiennie. Federico momentalnie wybudził się z transu i spojrzał zdziwiony na dziewczynę.
-Ludmila Ferro pisze felietony? -zapytał zszokowany, włączając ekspres do działania.
-I to naprawdę świetne -dziewczyna bez słowa podała mu gazetę, niby przypadkiem delikatnie muskając palcami jego dłoń. Brunet nie zwrócił na to większej uwagi, przyglądając się zdjęciu uśmiechniętej blondynki obok którego literki układały się w napis "Autorka: Ludmila Ferro. Dziennikarka i felietonistka, okrzyknięta mianem ,najlepszej dziennikarki  młodego pokolenia' przez New  York Times'a". Pospiesznie przewrócił okładkę magazynu, aby dowiedzieć się dla jakiego brukowca pracuje dziewczyna. Następnie wyszedł bez słowa i niosąc ze sobą dwie kawy jak burza wpadł do gabinetu.
-Ona pisze felietony dla 'Composure'! -krzyknął stojąc w drzwiach i w ekspresowym tempie podał filiżankę przyjacielowi, mało nie wylewając jej zawartości na stertę papierów na biurku.
-Jaka 'ona' Federico?
-Ludmila! -zawołał brunet, stukając palcem w okładkę magazynu, czym wprowadził Verdasa w osłupienie.
-Pierdolisz! -krzyknął, gdy odzyskał wreszcie zdolność mowy.
-Jeszcze nie, Verdas. Pójdę z nią do łóżka później bo inaczej szybko się znudzę czego przecież chcemy uniknąć -uśmiechnął się szeroko, siadając przy komputerze i wyszukując w google namiarów na blondynkę. Leon przewrócił tylko oczami i wstając zza biurka podszedł do przyjaciela.
-Tu jest adres redakcji, w której pracuje -brunet uśmiechnął się szeroko do monitora.
-To co ty tu jeszcze robisz? Jedź i złóż niezapowiedzianą wizytę naszej ulubionej dziennikarce -Verdas poklepał go po plecach i podał czarną skórzaną kurtkę.
-Pochowasz te papiery? -poprosił bałaganie brunet, wkładając w biegu kurtkę i biorąc kask pod pachę.
-Pochowam, tylko masz się dobrze zająć panną Ferro -przyjaciel mrugnął do niego, uśmiechając się szeroko, ale Federico wybiegł już z gabinetu. W ekspresowym tempie znalazł się przy ukochanej Angeli i z głośnym rykiem wyjechał spod budynku firmy. W zaledwie 10 minut znalazł się pod redakcją, uśmiechając się do siebie szeroko. Dziewczyna na pewno nie spodziewa się jego wizyty, a on już nie mógł doczekać się tego zdziwienia na jej twarzy, kiedy go zobaczy. Przewiesił kask przez rączkę jego jedynej miłości i poprawiając artystycznie rozwalone włosy, wkroczył do środka budynku. Od progu w oczy uderzyła go szpitalna biel, przełamana ciemnymi brązowymi meblami. Na prawo znajdował się blat za którym siedziała ruda dziewczyna. Na gust Federa miała może z dwadzieścia lat, ewentualnie ze dwa więcej. Była ubrana w beżową ołówkową spódnicę i granatową atłasową koszulę, która bardzo ładnie kontrastowała z jej kasztanowym odcieniem włosów. Po lewej stronie znajdowały się rzędy boksów przy których pracowały dziennikarki. Ciągnęły się one przez całą dostępną długość sali, kończąc przy schodach prowadzących na górę. Federico pewny siebie w szybkim tempie postawił parę kroków i przystanął przy recepcji, posyłając w stronę młodej sekretarki uwodzicielski uśmiech.
-Gdzie znajdę Ludmilę Ferro? -oparł się nonszalancko o blat i utkwił w speszonej dziewczyna ciekawskie spojrzenie.
-Trzeci boks  na lewo -wydukała oblewając się intensywną czerwienią. Ruszył w tamtą stronę szeroko uśmiechając się do każdej mijanej kobiety. Wszystkie rozbierały go wzrokiem zastanawiając się do której z nich przyszedł taki przystojniak. Stanął pod wyznaczonym boksem i uśmiechnął się widząc piękną blondynkę obróconą do niego tyłem, zawzięcie stykającą w klawiaturę laptopa. Miała na sobie białą koszulę, włożoną w czarne materiałowe spodnie, które w kuszący sposób opinały jej długie nogi. Na stopach zaś gościły zamszowe, granatowe szpilki, którymi Ludmila bezwiednie stukała po podłodze. Blond włosy były dzisiaj rozpuszczone i wyprostowane, a na nosie trzymały się czarne okulary kujonki. Brunet podszedł cichutko do jej pleców i pochylił się wprost nad jej uchem.
-Dasz się wyciągnąć na kawę? -zapytał cicho, na co dziewczyna podskoczyła ze strachu i szybko odwróciła się na krześle.
-O Jezu -szepnęła patrząc na uśmiechniętego chłopaka, stojącego dosłownie dwa kroki od niej.
-Wiem, że jestem boski, ale wystarczy zwykłe ,cześć Federico' -puścił jej oczko, a łobuzerski uśmiech nie schodził z twarzy. Patrzył na zszokowaną dziewczynę z satysfakcją malującą się na jego twarzy. Właśnie o takie powitanie mu chodziło.
-Co ty tu robisz? -zapytała, patrząc dużymi oczami na sylwetkę chłopaka, który opierał się nonszalancko o ścianę boksu. Miał na sobie białą koszulę, która doskonale opinała jego wysportowane ciało oraz granatowe, garniturowe spodnie, luźno trzymające się na biodrach. Marynarkę trzymał w ręku za plecami. Blondynka znów poczuła ten przyjemny ucisk w dole i rozchodzące się po całym ciele ciepło. Miała wrażenie, że momentalnie zrobiła się cała czerwona, a w ustach poczuła suchość.
-Przyszedłem po ciebie -wzruszył ramionami, a w jego oczach zatańczyły dwa ogniki. -Zabieram cię na dobrą kawę.
     Blondynka przygryzła lekko dolną wargę i niepewnie spojrzała w stronę zegara. Właściwie skończyła już pracę, ale chciała dokończyć jeszcze artykuł nad którym pracowała i za godzinę miała odebrać syna siostry z przedszkola. Lara miała dzisiaj na drugą zmianę, a że jest samotną matką, nie miała z kim zostawić Sammy'iego.
-Śpieszysz się gdzieś? -zapytał rozczarowany i uśmiech z jego twarzy momentalnie zszedł.
-Właściwie to muszę jeszcze odebrać Sam'a z przedszkola i nie będę miała jak wyjść na kawę -odparła smutno. -Chyba, że mały nie będzie ci przeszkadzał i wypijemy kawę u mnie -zaproponowała ugodowo i niepewnie spojrzała na bruneta.
     Chłopak momentalnie rozpromienił się, a na jego twarzy znów widniał ten sam łobuzerski uśmiech.
-Nie martw się, dzisiaj nie będziemy robić nic co mogło by zgorszyć Sammy'iego -szepnął uwodzicielsko wprost do jej ucha i pochylając się jeszcze bardziej nad nią, sięgnął ręką, aby zamknąć laptopa.
     Ludmila oddychała ciężko czując zbyt dużą bliskość Pasquarelliego. Jeszcze dosłownie centymetr i z łatwością mogłaby dotknąć wargami jego szyi. Powstrzymała się jedynie myślą, że jest jeszcze w redakcji, a takie zachowanie na pewno nie byłoby dobrze przyjęte przez panią Woldorf.
-W takim razie chodźmy -wydukała podnosząc się z fotela i zgarniając z jego oparcia swoją marynarkę. Federico jak na gentelmena przystało przepuścił ją przy wyjściu i przygarnął do siebie, kładąc rękę na plecach blondynki. Dziewczyna poczuła jak jej skóra parzy w miejscu, gdzie przez cienki materiał bluzeczki jego dłoń dotykała jej ciała. Przełknęła ślinę i niepewnie uśmiechała się do mijanych koleżanek z pracy, które patrzyły na nią z zazdrością. Zatrzymali się w końcu, przy głównych drzwiach gdzie z pomocą bruneta zarzuciła na siebie beżowy płaszcz i apaszkę.
-Mam nadzieję, że to przedszkole jest blisko twojego domu -brunet zagadnął przyjaźnie.
-Dosłownie 5 minut drogi, a czemu pytasz?
-Bo chcę ci jeszcze kogoś przedstawić -uśmiechnął się szeroko, idąc z blondynką w kierunku motoru. Dziewczyna szła niepewnie nie wiedząc czego ma się spodziewać. Kogo miał jej przedstawić Federico? Dlaczego niby prowadzi ją na parking? W końcu stanęli przy ukochanej Pasquarelliego, a blondynka spojrzała na niego zdezorientowana.
-Ludmilo, poznaj moją dziewczynę -z czułością poklepał motor po siedzeniu. -Angelo, to jest Ludmila -uśmiechnął się szeroko do blondynki, na co ta wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Wypasiona ta twoja druga połówka! -dotknęła delikatnie ramy i spojrzała z uśmiechem na bruneta. -Chcesz zrobić na mnie wrażenie motorem? -uniosła na góry brew.
-Taki właśnie miałem plan -puścił jej oczko, przyciągając do siebie.
-Cholera, udało ci się! -roześmiała się głośno, patrząc w czekoladowe tęczówki bruneta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długie opóźnienie i taki kijowy rozdział, ale pisany był na szybko i z wieloma przerwami. Mam nadzieję, że przynajmniej długością trochę wynagrodziłam wam to czekanie.
Jak już pisałam w komentarzu nie ma mnie teraz w Polsce i nie mam kiedy pisać, bo pracuję po 12 godzin dziennie.
Next postaram się dodać w miarę szybko, ale nie oczekujcie ode mnie nie wiadomo czego.
Obiecuję, że w sierpniu wszystko się zmieni i wezmę się w końcu za bloga.
Do następnego kluseczki :*
Korzystajcie z wakacji, ja umieram przy 45 stopniach :(