:)

:)

sobota, 31 stycznia 2015

Notka informacyjna

Wiem, że miałam dodać nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, ale się nie wyrobiłam i bardzo, bardzo was za to przepraszam. Pojawi się on najszybciej jak to tylko możliwe, ale nie umiem wam podać konkretnej daty. Niestety skończyły mi się już ferie, nad czym baaardzo ubolewam i przez to zapewne rozdziały będą pojawiać się naprawdę rzadko. Przepraszam was za to, ale niestety szkoła jest na pierwszym miejscu, a nie pomaga mi też fakt, że jestem w klasie z rozszerzoną bio i chem i nauki jest naprawdę okropnie dużo. Mam nadzieję, że i tak zostaniecie ze mną i będziecie czekać na kolejne rozdziały. Dziękuję wam za obecność i za to, że tak dużo osób czyta tego bloga. Kiedy go zakładałam, naprawdę nie spodziewałam się, że komukolwiek spodoba się to, co piszę. Jeszcze raz dziękuję i bardzo was przepraszam, że nie dotrzymałam słowa, co do rozdziału i że tak rzadko teraz tu będę, ale cały czas możecie zostawiać jakiś ślad po sobie w komentarzach. To daje mi wielkiego kopa i motywacje do dalszego pisania.
Całuję i przepraszam
Wera :( 

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział V

  Gdy udało nam się wreszcie dobiec pod fontannę, wszyscy czekali już na miejscu. Od razu poszliśmy do Jamesa i zaczęliśmy go przepraszać za spóźnienie. Mężczyzna najpierw zmierzył nas groźnym spojrzeniem, a później parsknął głośnym, niepohamowanym śmiechem.
-Już pierwszego dnia mi podpadacie- pogroził nam palcem. -Będę was miał na oku- powiedział i poszedł do przodu, prowadząc całą wycieczkę do hotelu.
-To wszystko twoja wina- szepnęłam do Włocha. –Gdyby nie te twoje głupie fochy, nigdy byśmy się nie spóźnili.
-Najlepiej całą winę zrzucić na mnie. Oh, to bardzo w twoim stylu, Ferro- warknął.
-Niby, co jest w moim stylu?
-Właśnie takie zachowanie. Mogłaś nie zaczynać tamtej rozmowy i też byśmy się nie spóźnili.
-Ach, czyli to moja wina?!- wydarłam się.
-Zamknij się, Ferro! Przez ciebie teraz wszyscy się na nas gapią.
     Rozejrzałam się dookoła. Rzeczywiście, ten włoski bałwan miał rację. Wszystkie twarze zwrócone były w naszą stronę, dokładnie badając dalszy przebieg tej idiotycznej kłótni. Co to jakiś film fabularny do cholery? Może jeszcze mam im podać popcorn? Przewróciłam oczami i z gracją ruszyłam do przodu, pozostawiając Pana Mogłaś-Nie-Zaczynać-Tamtej-Rozmowy na szarym końcu.
     Byłam wściekła na wszystkich i na wszystko, ale najbardziej zirytowała mnie postawa Pasquarelliego. To on zaczął ten teatrzyk z zazdrością i to przez niego się spóźniliśmy, a teraz nawet nie potrafi wziąć na siebie całej odpowiedzialności. Co za dzieciuch! Tak, dokładnie, DZIECIUCH!!!
     Wściekła, mocno kopnęłam średniej wielkości kamyk, który bezwiednie leżał na drodze. Kretyn! Kretyn! Kretyn! Jak mogłam być taka głupia i choć przez chwilę pomyśleć, że możemy być przyjaciółmi? Zaślepił mnie chyba tym swoim cholernie czarującym spojrzeniem, które sprawiało, że cała się rozpływałam… Uh, Ludmila! Weź się w garść!
     Odgarnęłam moje loki do tyłu i pewnym ruchem podniosłam do góry głowę. Spojrzałam przed siebie, próbując zebrać myśli. Ten człowiek był tak bardzo irytujący. Z jednej strony potrafił być pociągający i miły, a z drugiej tak okropnie zadufany i pewny siebie. Zdawałam sobie sprawę, że ten chłopak, co chwilę przywdziewał różne maski, a ja pragnęłam poznać jego prawdziwe i szczere oblicze, a nie jakąś tanią podróbkę.
     Z moich rozważań wyrwał mnie dopiero głos Jamesa, gdy zorientowałam się, że stoimy już po hotelem.
-Dzięki naszej wspaniałej dwójce- spojrzał najpierw na mnie, a później gdzieś do tyłu, pewnie w poszukiwaniu wzroku Federa. –Macie tylko 20 minut, żeby przygotować się do obiadu. Potem jest czas wolny, więc mam nadzieję, że każda z dziewczyn, zdąży ułożyć włoski i ponakładać sobie wszystkie te upiększające cuda, tak, aby wyrobić się na 20.00. Na imprezie integracyjnej bawimy się do białego rana i później grzecznie o 9.00 meldujemy się na śniadanku. Jutro mamy w planach wycieczkę nad ocean, więc nie macie się, co martwić, jeśli będziecie trochę niewyspani, bo  poleniuchujecie na plaży. Punkt 10.00 wyjeżdżamy spod hotelu, więc jeśli ktoś się spóźni- kolejna aluzja do naszej dwójki- po prostu nie zostanie zabrany. Kochani moi, bawcie się dobrze i pamiętajcie, żeby siedzieć w autokarze równo o 10.00. Jakieś pytania?
     Nikt ze zgromadzonych nie ośmielił się zabrać głosu.
-Znakomicie- klasnął w dłonie. –No to lećcie do pokoi i za 20 minut widzimy się na obiadku.
     Tępo patrzyłam na tego faceta, próbując dowiedzieć się skąd w nim tyle energii i radości? Zachowywał się jakby każda, choćby najmniejsza czynność sprawiała mu nie lada przyjemność.
-Oh, Lu, tu jesteś! Chodź, idziemy do pokoju- powiedziała Vilu, biorąc mnie pod ramię i ciągnąc do głównych drzwi hotelu.
     W mgnieniu oka pokonałyśmy schody i już po chwili znajdowałyśmy się na II piętrze, tuż przed drzwiami do naszego pokoju.
-Vilu, masz klucz?- zapytała zmęczona Fran.
-Oczywiście, kochana- brunetka uśmiechnęła się szeroko.
     Zastanawiam się, co takiego musiał nagadać jej Leon, że szczerzy się jak głupia do sera. Całą drogę szli ramię w ramię, śmiejąc się i plotkując. To mocno podejrzane…
     Gdy tylko Violetta wpuściła nas do pokoju, ja bezwiednie opadłam na łóżko, przytłoczona ogromem dzisiejszych zdarzeń. W mojej głowie, co chwilę kłębiły się myśli związane z Federico. Ten chłopak był taki zagadkowy, a przez to tak bardzo pociągający. Nie mogłam przestać myśleć, o tym, że był dzisiaj o mnie zazdrosny. Na moją twarz wkradł się cień uśmiechu. ‘Zależy ci na nim’ podpowiadała moja podświadomość, ale uciszyłam ją szybkim ruchem głowy.
-Coś się stało, Lu?- zapytała Fran, podchodząc do mnie i siadając obok na łóżku.
-Nie, nic, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Myślisz o nim.
     To było stwierdzenie, nie pytanie.
-Tak- szepnęłam.
     Nie było sensu jej okłamywać. Ona i tak zawsze wiedziała, gdy mówiłam coś, co mijało się z prawdą.
-Oh, chodź tu- powiedziała i zamknęła mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
-Lud, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak na niego działasz.
     Wtrąciła się do rozmowy Vilu.
-Co? –zapytałam, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.
     Brunetka podeszła do mojego łóżka od drugiej strony i usiadła na nim po turecku.
-Ten chłopak oszalał na twoim punkcie. Leon mówił, że nie ma sekundy, żeby o tobie nie wspominał. Podobno pierwszy raz jakaś dziewczyna tak bardzo zawróciła mu w głowie.
     Zrobiłam duże oczy. Po prostu nie mogła uwierzyć w słowa Violi. O rany…
-Nie chcę, żeby tak było- szepnęłam.
     Dziewczyny spojrzały na siebie mocno zdziwione, a ja zrezygnowana opadłam na poduszki i zamknęłam oczy, próbując oderwać się od otaczającej mnie rzeczywistości.
-Haaalo! Lud, dobrze się czujesz? Jak to, nie chcesz, żeby tak było? –zapytała mocno zdezorientowana Fran.
     Odemknęłam powieki i wsparłam się na łokciach. Spoglądałam to na nią, to na Violę.
-Za dużo mnie to wszystko kosztuje.
-Ale, Lu –zaczęła Vilu –nie uciekniesz przed tym.
      Cholera! Stało się! Właśnie wypowiedziała na głos moje największe obawy. Kurwa, ma rację, nie ucieknę przed tym… Tyle już próbowałam, ale cały czas Federico siedzi w mojej głowie i właśnie podniósł się z zainteresowanie, gdy domyślił się, że o nim rozmawiamy. Cholerny Pasquarelli!
-Chodźmy na obiad- szybko zmieniłam temat, bo poczułam, że od nadmiaru informacji zaczyna kręcić mi się w głowie. –Nie chcę się znowu spóźnić- burknęłam.
-W porządku –odparły zrezygnowane, podnosząc się z mojego łóżka.
     Wyszłyśmy z pokoju i uprzednio, zamykając drzwi, skierowałyśmy się do jadalni. Większość naszej wycieczki było już na miejscu i czekało, gromadząc się przy stołach. Zajęłyśmy jeden z nich, przy ścianie i grzecznie czekałyśmy na jedzenie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak potwornie byłam głodna. Powietrze wesoło hulało po moich wnętrznościach, a mój mózg w ogóle się tym nie przejmował, będąc zbyt mocno skupiony na analizie moich uczuć względem Pasquarelliego.
     Jak na komendę wchodził właśnie do jadalni wraz z Leonem i Diego. Szli w trójkę, jeden obok drugiego, a każdy z nich wyglądał jak grecki bóg. Nie można było oderwać od nich wzroku. Żartowali z czegoś, bo idąc głośno się śmiali. Leon przeczesał dłonią swoje nienagannie ułożone włosy i spojrzał w naszym kierunku. Szepnął coś do pozostałej dwójki i oni także zerknęli w naszą stronę. Momentalnie zmienili kurs swojej trasy i powoli podążali do naszego stolika. Rozejrzałam się po sali. Wszystkie dziewczyny pożerały nas zazdrosnym i pełnym niedowierzania wzrokiem. Tak, tak panienki, oni idą do nas. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Będziecie miały coś, przeciwko jeśli się przysiądziemy? –zapytał Leon, nonszalancko opierając się o blat drewnianego stołu.
      Oh, nie, nie Verdas. Właśnie miałyśmy taką nadzieję…
-O ile nie zjecie nam naszych porcji… -odparła obojętnym tonem Vilu, wzruszając ramionami.
     Spojrzała najpierw na mnie, a potem na Fran, przewracając oczami na widok zerkających w naszą stronę, zazdrosnych panienek.
-I tak się ze mną podzielisz –zaśmiał się brunet, opadając na krzesło obok niej. –Zawsze tak robiłaś, bo wszystkie porcje były dla ciebie zbyt ogromne.
      Ponownie przewróciła oczami, tym razem w stronę Leona.
-Teraz jestem już dużą dziewczynką i nie oddam ci tak łatwo kotleta –odgryzła się.
     Na te słowa chłopak zaśmiał się melodyjnie i spojrzał na Vilu, której kąciki ust mimowolnie podniosły się do góry, a policzki oblały rumieńcem. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak wiele dla siebie znaczyli. Violetta zawsze opowiadała nam o nim, jako o swoim bracie, ale teraz uświadomiłam sobie, że za tymi słowami zawsze kryło się coś więcej.
     Verdas patrzył na nią z niemą miłością wymalowaną na twarzy. Jednak żadne z nich, nigdy nie odważyło się przełamać bariery przyjaźni. Co za paradoks, będzie trzeba coś z tym zrobić.
     Moje rozmyślenia przerwał młody chłopak, który przyniósł nam jedzenie. Uśmiechnął się ciepło, po czym życzył nam smacznego i oddalił się pospiesznie. Zabrałam się za pałaszowanie mojego spaghetti.
-Mmm włoska kuchnia, to włoska kuchnia –mruknęła z zadowoleniem Fran, delektując się pysznym daniem.
-Dokładnie! A jadłaś risotto? To dopiero niebo w gębie –zaśmiał się Federico, sprawnie nawijając makaron na widelec.
-No pewnie! Moja babcia często je robi. Zawsze jak jeżdżę do niej na wakacje to raczy mnie jakimiś włoskimi przysmakami.
-Fajnie, będziesz jeszcze w tym roku? –zagadnął przyjaźnie.
     O ironio! Dlaczego dla mnie nie możesz być taki przyjazny, Pasquarelli?
-Niestety nie, ale przylatuję zimą na narty.
-Jak będziesz, to koniecznie daj mi znać. Pokażemy ci z chłopakami najlepszą pizzerię na świecie –zaśmiał się pogodnie.
     Leon i Diego momentalnie obudzili się na wieść o pizzy.
-Przez ciebie naszła mnie ochota na capriciose, stary –powiedział Leon, wzdychając z ciężkim sercem.
-Oh, capriciosa to jest, to… -rozmarzył się Diegito.
-Jedzcie, bo wam makaron wystygnie –zaśmiała się Viola, przywracając wszystkich do porządku.
     Po skończonym posiłku, nasze drogi się rozeszły. Ja i dziewczyny zamknęłyśmy się w swoim pokoju, a Diego, Leon i Fede poszli grać w piłkarzyki, które stoją na głównym holu.
     Bardzo chciałam zadzwonić do Marco i opowiedzieć mu o wszystkich dręczących mnie sprawach, ale powstrzymywałam się ze względu na Fran. Wiedziałam, że cholernie trudno jest jej pogodzić się z ich rozstaniem i choć teraz podoba jej się Diego, to nadal czuje coś do mojego przyjaciela.
     Wzięłam z komody mój telefon i wystukałam numer do mamy. Tak, to z nią potrzebowałam teraz pogadać i wyżalić się. Odebrała już po drugim sygnale.
-Cześć malutka!
     Jak zwykle powitał mnie jej ciepły i przyjemny dla ucha głos.
-Cześć mamuś! Przeszkadzam?
-Ty nigdy, nie przeszkadzasz, kochanie. Co tam u ciebie? Opowiadaj jak ci się podoba Madryt.
     Zawsze pozytywnie nastawiona do życia. Moja kochana mamusia…
-Oh, jest nieziemski. Dzisiaj byliśmy tylko na targu, ale mamy jeszcze w planach zwiedzanie wszystkich zabytków. Jutro wybieramy się nad ocean! Wyobrażasz sobie? Słońce, plaża, woda, żyć nie umierać.
     Podniosłam się z łóżka, na którym do tej pory siedziałam i wyszłam na balkon. Popołudniowe słońce przyjemnie ogrzewało moje nagie ramiona i nogi.
-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, skarbie. Chciałabym być tam z tobą i rozkoszować się tymi pięknymi widokami.
     Uśmiechnęłam się smutno. Bardzo mi brakowało mamy. Od kiedy rozpoczęłam swoją karierę z The Cloe mocno się od siebie oddaliłyśmy.
-Tęsknię, wiesz? –powiedziałam smutno do telefonu, wpatrując się w błękitne niebo.
-Ja bardziej, malutka.
     W moich oczach mimowolnie stanęły łzy. Tak bardzo chciałam ją w tej chwili przytulić i pogłaskać po jej długich, blond włosach, które zawsze były zaczesane do tyłu.
-Kocham cię bardzo mocno, mamusiu.
-Ja ciebie też, słoneczko. Przyjeżdżaj szybko i nie rozchoruj się.
     Jak zwykle, kochana i apodyktyczna mama. Zawsze dbała o mnie najlepiej jak umiała.
-A! Miej na uwadze, że musisz uważać na to, co jesz, pamiętasz, co mówił ostatnio doktor i jak reagował twój organizm. Jak ci smakowały moje ciasteczka?
     Pokręciłam ze śmiechem głową, na wspomnienie naszej autokarowej bitwy o wypieki mojej rodzicielki.
-Były przepyszne, mamo.
-To dobrze –wyczułam, że się uśmiecha. –Dbaj o siebie, kochanie i przyjedź do mnie w jednym kawałku.
-Postaram się –zaśmiałam się.
-Pamiętaj, że cię kocham, skarbie.
-Ja ciebie bardziej.
-Trzymaj się, córeczko.
-Pa, mamo.
     Schowałam telefon do tylnej kieszeni moich krótkich spodenek i wróciłam do pokoju. Dziewczyny już zaczęły robić się na bóstwo na dzisiejszą, wieczorną imprezę. Przysiadłam się do nich i przyglądałam z zainteresowaniem, jak Viola sprawnymi ruchami nakłada cień na powieki Fran. Później wzięła tusz i przeciągnęła szczoteczką po długich rzęsach Włoszki.
-Skończone –klasnęła w dłonie, uśmiechając się od ucha do ucha. -Teraz ty, Lu – zagadnęła i odwróciła się w moją stronę.

      Zamknęłam oczy i z przyjemnością poddałam się zabiegom Violetty, zapominając o wszystkich troskach i rozkoszując się chwilą spokoju. Tak, właśnie tego mi było trzeba…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo kazałam wam czekać na nowy rozdział :/
Jestem okropna, wiem XDD
Piszcie jak wam się podoba i co powinnam zmienić, żeby lepiej się wam czytało 
Całuję gorąco :*
Wera ;D

PS Baaaardzo dziękuję za każdy nowy komentarz <3 KOCHAM NAJMOCNIEJ <3 To wieelka motywacja do pisania kolejnych rozdzialików :) Zapomniałabym, przekroczyliśmy już 1000 wyświetleń *.* Dziękuuuuuuję :D Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. Szczerze  mówiąc, nie spodziewałam się, że komuś spodoba się to co piszę. Dziękuję <3 Bardzo <3 Kocham <3

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział IV

      Siedzieliśmy w kawiarni ponad godzinę, gadając o głupotach i śmiejąc się z historii, którymi zasypywali nas chłopcy. Dawno już tak dobrze się nie bawiłam. W Buenos Aires po prostu brakowało mi na to czasu. Większość dnia spędzałam w OnBeat, a później leciałam do The Cloe na treningi. W moim życiu nigdy nie było czasu na odpoczynek. Szkoła, studio, taniec to właśnie one doszczętnie wypełniały cały mój grafik. Byłam już zmęczona tym ciągłym maratonem.
-O, czym tak rozmyślasz, Ferro?- usłyszałam cichy szept, który momentalnie wyrwał mnie ze stanu otępienia.
-O wszystkim, Pasquarelli- udzieliłam wymijającej odpowiedzi.
     Nie chciałam dzielić się z nim swoimi osobistymi przemyśleniami. Bałam się, że mógłby się przez to do mnie w jakiś sposób zbliżyć, a ja za wszelką cenę starałam się temu zapobiec.
-Czemu grasz taką niedostępną?- zapytał z tym swoim włoskim akcentem.- Odpychasz mnie za każdym razem, gdy próbuję nawiązać z tobą jakiś kontakt. Boisz się mnie czy o co chodzi?
     No właśnie. O co mi chodzi? Dobre pytanie, sama chciałabym poznać na nie odpowiedź.
-To nie jest tak, że się ciebie boję- zaczęłam.
-No to, w czym problem? Dlaczego nie pozwalasz mi się do ciebie zbliżyć?- nie dawał za wygraną.
     Pochylał się lekko nade mną. Jego oczy lśniły mocniej niż zazwyczaj. Widziałam, że za wszelką cenę chce wiedzieć, co się teraz dzieje w mojej głowie.
-A, czemu ci na tym tak bardzo zależy?
     Tym pytanie zupełnie zbiłam go z tropu. Chwilę zastanawiał się nam odpowiedzią, ale ostatecznie żadne słowo nie padło z jego ust. Po krótkim czasie wstał i złapał mnie za rękę, zmuszając bym powtórzyła za nim tą czynność.
-Zaraz wrócimy- powiedział do reszty i poprowadził mnie do wyjścia.
     Spojrzałam na Fran i Vilu przerażonym wzrokiem, ale one tylko uśmiechnęły się zachęcająco, nie mając zamiaru mi pomóc. Byłam w kropce. Zostałam zupełnie sama.
     Chłopak wyprowadził mnie z kawiarenki i poprowadził w jakąś wąską uliczkę.
-O, co chodzi? Dlaczego wyszliśmy?- zapytałam zdezorientowana, zatrzymując się raptownie.
     Federico patrzył na mnie przez chwilę i wziął głęboki oddech.
-Lu, ja nie mam pojęcia, co o mnie myślisz i dlaczego unikasz jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Słyszysz? Niczego od ciebie nie oczekuję, tylko nie chcę, żebyś myślała o mnie źle- powiedział, patrząc mi głęboko w oczy i sprawiając tym samym, że czułam się jeszcze bardzie zdezorientowana, niż byłam na początku.
      Byłam speszona i jego wyznaniem i tym jak świdrował mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. Przecież znaliśmy się niecały jeden dzień, a on już wyjeżdżał z takimi tekstami. Nie widziałam, co powiedzieć i jak mam się zachować, dlatego przeniosłam wzrok na czubki swoich conversów. On jednak widząc moją reakcję, delikatnie uniósł mój podbródek.
-Nie unikaj mojego wzroku- powiedział stanowczo.
     Zebrałam się w sobie i spojrzałam w jego oczy, które i tak cały czas mąciły mi w głowie. Widziałam w nich prawdę, ale mimo tego nadal bałam się mu zaufać.
-Nie wątpię w twoją szczerość Fede- powiedziałam w końcu.- Po prostu sprawiasz wrażenie osoby, która bawi się uczuciami innych.
     Chłopak spuścił głowę w dół i pokiwał nią kilkakrotnie, jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę.
-A, więc o to chodzi… Lu, ja taki nie jestem- zaczął zaprzeczać.- Pozwól mi to udowodnić i stać się twoim przyjacielem.
     Wyciągnął do przodu dłoń i spojrzał na mnie w taki sposób, że choćbym chciała, nie potrafiłam mu odmówić.
- W porządku, spróbujmy z przyjaźnią- przystałam na jego propozycję i uścisnęłam jego rękę.
-Dziękuję- powiedział uradowany i przygarnął mnie do siebie z taką siłą, że wpadłam prosto w jego otwarte ramiona.
     Nie miałam serca go ranić. Poza tym nie chciałam tego robić. Pragnęłam, żeby stał się moim przyjacielem. Chciałam poznać go bliżej i odkryć, jaki jest naprawdę. Bałam się tylko, że ta relacja się pogłębi, że zacznie mi zależeć i zrani mnie czy będzie tego chciał czy nie, bo przecież z końcem obozu nasza znajomość także dobiegnie końca.
     Nie mogłam pozbyć się tej natrętnej myśli. Towarzyszyła mi przez cały czas, gdy powolnym krokiem wracaliśmy do kawiarenki.
-O już jesteście!- zawołał Leon, gdy wchodziliśmy do środka.
-A, co, stęskniłeś się?- zapytał, Fede, zabawnie poruszając brwiami.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, najdroższy.
     Leon zrobił do niego maślane oczka, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
-To, co zbieramy się?- zaproponował Diego po chwili.- Trzeba jeszcze zobaczyć atrakcję, które oferuje nam Madryt.
-Koniecznie- podchwyciła temat Viola.
-No to chodźmy, zostało nam już tylko półtorej godziny.
     Zabraliśmy swoje rzeczy i powróciliśmy na zatłoczone ulice Madrytu. Słońce przyjemnie świeciło, ogrzewając nasze ciała. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tym uczuciem ciepła wypełniającym mnie od wewnątrz.
-Patrzcie!- krzyknęła nagle Vilu, wybudzając mnie z transu.
     Niezadowolona odemknęłam powieki, a moim oczom ukazała się ogromna scena. Po chwili spojrzałam na tabliczkę stojącą obok, na której było napisane, że za 5 minut rozpocznie się tu konkurs karaoke.
-Zapiszę nas- oświadczyła brunetka i pobiegła do ogromnej tablicy, na którą zapisywali się inni chętni.
     Po chwili ludzie zaczęli się gromadzić, a na scenę wchodził pierwszy wylosowany uczestnik. Po nim byli kolejni, którzy także próbowali swoich sił przed ogromną publicznością.
     Staliśmy i obserwowaliśmy wszystkich. Trzeba było przyznać, że każdy z nich był bardzo dobry. Po chwili na scenę weszła prowadząca i wyczytała kolejnego uczestnika. Okazała się nim nasza Francesca.  Włoszka pewnie wkroczyła na scenę i wybrała piosenkę. Padło na Aprendi a decir adios. Już po jej pierwszych taktach salę wypełnił melodyjny głos dziewczyny.
     Ludzie wręcz oszaleli na jej punkcie. Bujali się w rytm muzyki, klaszcząc i śpiewając razem z czarnowłosą. Gdy jej występ dobiegł końca, dziewczyna zebrała ogromne brawa i zeszła ze sceny. Jej miejsce pomownie zajęła prowadząca.
-A teraz czas na duet- oznajmiła tajemniczo.- Kolejnymi wylosowanymi osobami są Zack Fresco i Ludmila Ferro!- wykrzyknęła donośnie.
     Na początku jej słowa w ogóle do mnie nie dotarły. Stałam dalej i patrzyłam na nią tępym wzrokiem.
-Ludmi, to ty!- wydarła mi się do ucha Viola.
      Zdezorientowana spojrzałam na scenę, na którą wchodził jakiś przystojny blondyn. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co powiedziała przed chwilą Vilu. Odgarnęłam włosy do tyłu i pewnym siebie krokiem, ruszyłam do przodu. Kiedy wchodziłam na scenę, chłopak podał mi swoją dłoń.
-Jestem Zack- przedstawił się.
-Ludmila- uśmiechnęłam się do niego.
-To, co, jaką piosenkę zaśpiewamy?
-Możesz coś wylosować, jest mi obojętnie- odparłam.
     Chłopak włożył rękę do ogromnej kuli z tytułami piosenek i wyciągnął jedną z kartek.
-Love me harder, Ariany Grande- oznajmił niezadowolony.
       Pokiwałam tylko głową. Kolejna ckliwa piosenka o miłości, tego mi było trzeba. Jedynym pocieszeniem było to, że słyszałam tą piosenkę już wcześniej, więc nie powinnam mieć z nią żadnego problemu. Kilka minut później na tablicy pojawił się tekst i całe show się zaczęło. Śpiewałam pierwszą partię i choć wiedziałam, że jestem dobrą piosenkarką, to jednak nie sprawiało mi to takiej radości jak taniec. Lubiłam śpiew, ale to taniec kochałam. Był moja pasją, czymś, co pomagało mi wyrazić moje aktualne emocje.
     Spojrzałam na Vilu, która cały czas uśmiechała się szeroko i uniosła kciuki do góry. Kolejną partię śpiewał, Zack. Musiałam przyznać, że blondyn miał niespotykaną barwę głosu, która idealnie uzupełniała się z moją. Gdy dotarliśmy do refrenu publiczność zaczęła śpiewać razem z nami. Poczułam się jak na jednej z tras koncertowych, które odbyliśmy z OnBeat. Kochałam scenę od małego. Nawet, jako pięciolatka występowałam z grupą taneczną, do której należałam.
     W pewnym momencie Zack złapał mnie za rękę i obrócił wokół własnej osi. Zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki, na co publiczność zareagowała jeszcze głośniejszym krzykiem. W końcu nasz występ dobiegł końca.
-Ślicznie śpiewasz, Lud- uśmiechnął się szeroko blondyn.
-Dziękuję, Zack- odparłam.
     Przytuliliśmy się jeszcze na pożegnanie i każde z nas poszło w swoją stronę. Odszukałam w tłumie moich znajomych i ruszyłam do nich.
-Ale to był przystojniak!- krzyknęła Vilu, gdy już podeszłam do miejsca, w którym stali.- Koniecznie musisz mnie z nim zapoznać- dodała stanowczo.
-Jeśli tylko nadarzy się taka okazja, to masz to jak w banku- zaczęłam się śmiać.
-Byłaś świetna Lu! Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz- pochwalił mnie Diego.
-Dzięki- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Musicie nam coś jeszcze zaśpiewać dziewczyny- zwrócił się do nas Leon- są świetne, prawda Fede?
-Pewnie- odparł naburmuszony brunet- szczególnie w duecie z tym blond-frajerem.
     Spojrzałam na niego zdziwiona, nie wiedząc, o co mu chodzi. Wcześniej nie zachowywał się tak dziwnie.
-Co z nim?- zapytałam szeptem Fran.
-Jest zazdrosny- skomentowała głośno Włoszka, na co brunet przewrócił tylko oczami.
-Ja? Zazdrosny? Chyba nie o tego blond-frajera?- zakpił Włoch.- Jestem od niego sto razy lepszy- prychnął.
-Skoro tak sądzisz, to, czemu jesteś taki obrażony?- zapytałam.
-Bo lubię- odpowiedział oschle i skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej.
     Postanowiłam się nim na razie nie przejmować i słuchałam dalszych występów. Niestety po kilku minutach zabawa się skończyła i ludzie zaczęli się rozchodzić.
-To, co gdzie teraz idziemy?- zapytał Diego.
-Chodźmy pooglądać, co jeszcze mają w tych straganach i zaraz powinniśmy się zbierać, bo zostało nam już tylko 15 minut do zbiórki- powiedziała Vilu.
     Ruszyliśmy w stronę straganów, śmiejąc się i plotkując po drodze. Spojrzałam na Pasquarelliego, który w dalszym ciągu był obrażony na cały świat. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Szczerze mówiąc, podobało mi się to, że taki chłopak jak on może być o mnie zazdrosny. Jednak nie sądziłam, że może chodzić o to. Musiało stać się coś dużo ważniejszego, bo z mojego powodu nie chodziłby taki naburmuszony.
-Pogadaj z nim- usłyszałam szept Violi, który wyrwał mnie z moich rozważań.
-Ale, z kim?- zapytałam zdziwiona.
-Z Federico, przyglądasz się mu już jakiś czas- zauważyła.
-Nie mam z nim, o czym rozmawiać Violu- udawałam, że nie wiem, o co jej chodzi.
-Lud, masz mnie za idiotkę?- spytała.- Przecież wiesz, że na związkach znam się lepiej niż ktokolwiek, a obserwując waszą dwójkę, można od razu stwierdzić, że na siebie lecicie.
-Vilu, proszę cię…
     Kolejna wciskała mi kit o miłości do Pasquarelliego. Co za idiotyzm…
-Nie wmówisz mi, że nic między wami nie ma- usłyszałam. –Chodzicie na rączkę, przytulacie się w każdym możliwym momencie, szepczecie coś nieustannie, wychodzicie z kawiarni, żeby „pogadać” -zrobiła cudzysłów dwoma palcami.- A teraz jeszcze nasz przystojniak chodzi naburmuszony, bo śpiewałaś z niejakim blond-frajerem- zacytowała.-Proszę cię, Lu, każdy głupi zauważy, że ciągnie was do siebie- przewróciłam teatralnie oczami, słysząc jej spekulacje.- Przynajmniej idź do niego i powiedz, żeby przestał być taki nadąsany, bo strasznie mnie tym wkurza- powiedziała zniesmaczona.
-Sama idź i mu to powiedz- odparłam wkurzona.
     Nie podobało mi się to, że zarówno ona, jak i Fran wmawiają mi jakieś uczucia, których nie ma i nigdy nie będzie.
-Już mówiłam. Mnie nie posłuchał, ale ciebie- wskazała na moją sylwetkę- owszem.
     Szykowałam się, żeby powiedzieć jej, co myślę, o tych wszystkich idiotycznych wymysłach, ale dziewczyna po prostu odwróciła się i poszła rozmawiać z Leonem, zostawiając mnie samą.
     Byłam wściekła. Pragnęłam pogadać z Fran, ale zauważyłam, że rozmawia z Diego, więc nie chciałam jej przeszkadzać. Zresztą spodziewałam się, że akurat w tym przypadku przyzna rację brunetce. Strasznie mnie tym irytowały. Wcześniej się tak dziwnie nie zachowywały.
     Postanowiłam pójść do Federa i dowiedzieć się, czemu jest taki nadąsany. Jakoś nie kupowałam tej historii o zazdrości. Taki chłopak jak on mógł mieć każdą, wiec, dlaczego niby tak bardzo przyczepił się do mnie? Coś mi tu nie pasowało i jak najszybciej chciałam dowiedzieć się, co się za tym wszystkim kryje.
-Pasquarelli, możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi?- zapytałam, podchodząc do niego.
-Z, czym?
     Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Ze wszystkim!- krzyknęłam.- Chodzisz obrażony na cały świat, jakby ktoś właśnie sprzedał ci zdrowego kopniaka w dupę!
-To nie twoja sprawa!- tym razem on zaczął krzyczeć.
-A właśnie, że moja. Przecież sam chciałeś, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
-Już nie musimy, sam potrafię o sobie zadbać- powiedział wkurzony.
-Nie zbywaj mnie- odparłam stanowczo, zagradzając mu przejście.
-Lud, przesuń się.
     Próbował mnie ominąć, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Nie zrobię tego, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.
-W porządku, w takim razie sam cię przesunę.
      Podniósł mnie i przestawił parę metrów dalej.
-Federico…- krzyknęłam za nim.
       Chłopak postawił jeszcze parę kroków do przodu, ale za chwilę odwrócił się i podszedł do miejsca, w którym mnie zostawił. Stanął naprzeciwko, zmniejszając dzielący nas dystans do minimum.
-Nie podobało mi się, że śpiewałaś z tym Zachem, Zackiem czy jak mu tak było. To jakiś idiota, który podrywał cię na oczach wszystkich. Powinnaś na niego uważać, a nie jeszcze z nim flirtować.
     Spojrzałam na niego niedowierzając. Czyli wychodzi na to, że jednak był zazdrosny… Zaczęłam się głośno śmiać.
-Co cię tak bawi?- zapytał wściekły.
-Zachowujesz się jak dziecko- powiedziałam, gdy już się trochę uspokoiłam.- Ten koleś to jakaś pomyłka, przecież nic mnie z nim nie łączy. Jak w ogóle mogłeś coś takiego pomyśleć?
     Zobaczyłam jak na moje słowa Fede rozluźnia się, a cała nagromadzona w nim złość po prostu uleciała.
-Serio?- zapytał jeszcze, aby mieć stu procentową pewność,
-Myślisz, że jestem taka łatwa? Trzeba się trochę pomęczyć, żeby mnie zdobyć. Czułe słówka i gesty nie wystarczą- odparłam.
-Tyle to sam zdążyłem zauważyć- westchnął cicho bardziej do siebie niż do mnie. –Czyli nie umówiłabyś się z nim, gdyby cię gdzieś zaprosił?
-Nie- odparłam krótko, ruszając do przodu.
-A ze mną?- tym razem to on zagrodził mi drogę, tak, że nie miałam możliwości pójść dalej.
     Położyłam dłoń na jego policzku, a drugą wskazałam na siebie.
-Za wysokie progi na twoje nogi, słoneczko.
     Widziałam, że Włoch chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie ktoś nam przerwał.
-Lu, Fede!- usłyszeliśmy krzyk Fran tuż za naszymi plecami.
      Momentalnie odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
-Wszędzie was szukamy, już jest zbiórka!- wydarła się.
     Spojrzałam na wyświetlacz w moim telefonie. Cyferki zegara układały się, wskazując godzinę 16.20.

-Cholera!- krzyknęliśmy równo i puściliśmy się szaleńczym biegiem, aby jak najszybciej dostać się na miejsce zbiórki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy rozdział już dziś :) Jak wam się podoba tym razem?
Chciałam bardzo mocno podziękować za cudowne komentarze, które dostałam od was w ostatnim czasiem JESTEŚCIE NAJLEPSI <3 Były one ogromną motywacją i uświadomiły mi, że jednak niektórym podoba się to co piszę, dlatego jeszcze raz serdecznie dziękuję :*
Od dzisiaj zaczynam FFFFEEERRRIIIEEE *.* dlatego postaram się przez te dwa tygodnie dodawać
 rozdziały częściej, ale niestety nic nie mogę obiecać, bo nie wiem jak to wyjdzie w praktyce
Jak zawsze zachęcam do komentowania zarówno tego pozytywnego, jak i negatywnego, żebym wiedziała na co zwrócić większą uwagę przy kolejnym rozdziale.
Całuję was gorąco :*
Wera ;D

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział III

-Halo- powiedziałam niepewnie czekając na reakcję chłopaka.
-Cześć Lu! Słuchaj nawet nie wiesz jak ci się dzisiaj upiekło- powiedział na wstępie, a ja głośno wypuściłam skumulowane wewnątrz powietrze.
-Boże Dav, nawet nie wiesz jak mi głupio, że cię tak dzisiaj wystawiłam. Przepraszam kompletnie zapomniałam o tym, że miałam wyjeżdżać w terminie robienia naszego układu- zaczęłam się tłumaczyć, na co mój przyjaciel parsknął głośnym śmiechem.
-Jeju Lud, jak można zapomnieć o wyjeździe? Ty kiedyś zgubisz ten swój mały mózg i już zupełnie nie będziesz zdawać sobie sprawy, co się wokół ciebie dzieje- odparł.- Nie wiem jak ty to robisz, ale już kolejny raz ci się udało. Treningu nie było, bo Olivier zachorował i nie będzie go do końca tygodnia. Zajęcia są odwołane na ten czas, więc bez problemu zdążysz wrócić i ułożymy go razem.
-Takie szczęście!- krzyknęłam do słuchawki, a stojąca obok grupka ludzi spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Masz więcej szczęścia jak rozumu, mała- powiedział David, na co oboje zaczęliśmy się śmiać- w ogóle jak tam w tej twojej Hiszpanii? Poznałaś już kogoś?
-Poznałam tego sławnego Leona, o którym Vilu cały czas nawija. Przyjechał z dwoma kumplami- Diego i Fede. Na razie trzymamy się z nimi- odparłam.
-Eh to fajnie, dobra nie przeszkadzam. Jeśli będziesz miała czas to jeszcze zadzwoń moja podróżniczko- powiedział, czym wywołał na mojej twarzy uśmiech.
-Będę dzwonić do ciebie dzień i noc, żebyś nie zapomniał o moim istnieniu- odpowiedziałam.
-Jak mógłbym? O tobie? Głupoty gadasz siostra- odparł śmiejąc się do słuchawki.
-Jak ja tu bez ciebie przeżyję, co? Kto mi będzie dokuczał jak nie ty?- zapytałam dobrze wiedząc jaką zaraz uzyskam odpowiedź.
-Znajdą się chętni, w końcu za ładna jesteś, żeby nikt cię nie zechciał. Poza tym mogłabyś sobie wreszcie kogoś znaleźć!- odparł, a ja westchnęłam głośno.
     Znałam już ten jego tekst na pamięć. Zawsze mi go powtarzał.
-To, że ty jesteś z Kate, nie znaczy, że wszyscy wokół też muszą z kimś być Dav. Dobra muszę kończyć, bo już idziemy na targ- powiedziałam, widząc sylwetkę Jamesa, który chodził i wszystkich liczył.
-Dobra to leć i baw się dobrze, pozdrów Vilu i Fran- odpowiedział.
-Dobrze pozdrowię, do usłyszenia bracie- pożegnałam się.
-No papa, siostrzyczko- odpowiedział i rozłączył się.
    Uwielbiałam te rozmowy z Davem. Chodź nie był moją prawdziwą rodziną, ja zawsze traktowałam go jak starszego brata. Wiedziałam, że on chce dla mnie jak najlepiej i ja też zawsze mu we wszystkim kibicowałam.
     Schowałam telefon do kieszeni w spodniach i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyn. Po chwili znalazłam je i szybko do nich podbiegłam.
-O już jesteś Lud!- zawołała Vilu.- Nawet nie wiesz, co cię ominęło.
-Co się stało?- zapytałam zdziwiona.
-James mówił, że dzisiaj będzie impreza integracyjna w hotelu, dlatego musimy kupić sobie teraz jakieś fajne ciuszki!- pisnęła podekscytowana.
     Spojrzałam, na Fran, która tylko przewróciła oczami na widok szczęśliwej Violetty. Obie wiedziałyśmy, że dziewczyna uwielbia dobre imprezy i że, zawsze są one dla niej pretekstem do powiększenia swojej garderoby.
-To znaczy, że najbliższe godziny spędzimy w sklepach?- zapytałam niezadowolona z tego pomysły.
-Dokładnie- klasnęła dłonie.- I nawet nie waż się marudzić.
     Dziewczyna pogroziła mi palcem i ruszyła za przesuwającym się do przodu tłumem.
     Nigdy nie lubiłam zakupów, dlatego nie bardzo podobał mi się pomysł Violi. Dobrze jednak znałam moją przyjaciółkę i wiedziałam, ze nie spocznie póki nie znajdzie dla każdej z nas odpowiedniej kreacji, a to oznaczało, że nie wyjdę z przymierzalni przez najbliższe godziny. Widziałam, że Fran również nie jest zadowolona.
-Jak myślisz, długo tym razem będzie nas tam trzymać?- zapytała szeptem Włoszka.
-Nie wiem, ale mam nadzieję, że zdążymy zwiedzić coś poza przymierzalniami.
-Nie liczyłabym na to- pokręciła głową.- Znasz Vilu gdyby mogła zamieszkałaby w centrum handlowym.
     Obie zaśmiałyśmy się z tego pomysły. Po chwili Włoszka spoważniała. Widziałam, że długo bije się z myślami, zastanawiając się czy mi coś powiedzieć, jednak zaraz się przełamała.
-Wiesz Lu, bo…- zaczęła.- Podoba mi się Diego- wydusiła w końcu, a jej policzki momentalnie przybrały szkarłatną barwę.
     Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-To wspaniale Fran- rzuciłam się jej na szyję i mocno wyciskałam.
     Wiedziałam, że dziewczyna długo nie mogła się pogodzić z wyjazdem Marco i strasznie trudno było jej się otworzyć na kogoś nowego.
- No właśnie nie wiem czy to tak wspaniale Lu- powiedziała, przygryzając dolną wargę.
- Niby, dlaczego?- zapytałam.- Przecież ty też mu się podobasz, widać jak na ciebie patrzy.
-Tak sądzisz?- zamyśliła się.
-Ja to wiem kochana. Założę się, że dzisiaj na imprezie nawet nie wypuści cię z objęć!- powiedziałam, na co dziewczyna zaśmiała się wesoło.
-Mogłabym to samo powiedzieć o tobie i Federico.
-A, co ma ze mną wspólnego Federico?- zapytałam szybko.
-Nie udawaj. Lu, widzę jak na siebie patrzycie i jak się zachowujecie w swoim towarzystwie.
-Proszę cię Fran, ten chłopak to zwykły podrywacz, nic mnie z nim nie łączy.
-Teraz może nie, ale to się szybko zmieni. Widzisz, na naszej wycieczce jest ponad setka nowych dziewczyn, a ten przystojniak z niewyjaśnionych przyczyn kręci się tylko wokół ciebie.
-Nie gadaj głupot- zaczęłam zaprzeczać, ale moje policzki szybko stały się czerwone, wyjawiając to co chciałam ukryć zarówno przed przyjaciółką, jak i przed samą sobą.
-Rumienisz się, a to znaczy, że on też nie jest ci obojętny!- uśmiechnęła się szeroko.
-To, że jest przystojny nic nie znaczy. Nie zamierzam stać się jego kolejną zdobyczą- powiedziałam stanowczo.
-Nie oceniaj go tak szybko. Przecież nawet go nie znasz- zaczęła go bronić.
-Ja wiem Fran, nie powinnam, ale ja miałam do czynienia z chłopakami takimi jak Pasquarelli. Oni dobrze wiedzą jak działają na dziewczyny i to wykorzystują. Podrywają, a później rzucają i łamią serce. Ja nie chce tak skończyć- wyjaśniłam.
-Ten chłopak może się okazać zupełnie inny niż sądzisz, ale jeśli nie dasz mu szansy zbliżenia się do ciebie, to się nie przekonasz- powiedziała czarnowłosa wzruszając ramionami.
-No nie wiem Fran…- powoli zaczęłam się przełamywać.
-Decyzja należy tylko do ciebie Lu…
     Spojrzałam przed siebie, próbując zlokalizować chłopaka. Po chwili mój wzrok wyłapał go wśród tłumu. Szedł obok Leona i Diego, gadając i śmiejąc się. Przyjrzałam mu się dokładniej. Był cholernie przystojny, nie dało się tego ukryć. Każda dziewczyna, którą mijał odwracała się i chichotała kokieteryjnie, aby zwrócić na siebie jego uwagę. On jednak zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Cały czas gadał z chłopakami, zawzięcie im coś tłumacząc. Po chwili wszyscy trzej odwrócili się i zaczęli się rozglądać.
-Jak myślisz, o czym gadają?- zapytała Fran, najwidoczniej także ich obserwowała.
-Nie mam pojęcia, ale bardzo chciałabym się dowiedzieć- odparłam.
     Ciekawość zżerała mnie od środka. Najchętniej podeszłabym tam i ich podsłuchała, ale wiedziałam, że w moim wykonaniu podsłuchiwanie nigdy nie kończy się dobrze.
-Chodź Fran, nie ma sensu się nimi teraz przejmować- powiedziałam, łapiąc zdezorientowaną dziewczynę za rękę i odciągają na bok, tak, aby odwrócić jej uwagę od chłopaków.
     Po kolejnym 15 minutach drogi, doszłyśmy w końcu do centrum Madrytu, w którym miał odbywać się targ. Wszędzie pełno było rodzin z dziećmi, na które czekało mnóstwo atrakcji. Również starsza część mieszkańców przyjemnie spędzała czas, chodząc między straganami czy odprężają się przy filiżance wyśmienitej kawy w przydrożnych kawiarenkach.
    Uliczni artyści także nie mogli narzekać na brak zainteresowania. Tłumy ludzi stali i podziwiali ich występy taneczne, wokalne czy instrumentalne. Wszędzie panowała przyjemna atmosfera. Wszyscy śmiali się i śpiewali, a niektórzy brali udział w tańcach i grach. Nawet pogoda zdawała się zachęcać do przyjścia na plac. Słońce przyjemnie ogrzewało ciała wyzwalają uczucie radości i dawało przypływ niewyjaśnionych pokładów energii.
    Po chwili James przystanął przy ogromnej fontannie i czekał, aż wszyscy do niego podejdziemy. Gdy cała nasza wycieczka już się zebrała, mężczyzna zabrał głos.
-Jak już wszyscy wiecie, dzisiaj o 20.00 w hotelu odbędzie się impreza integracyjna.
    Na te słowa zareagowaliśmy z entuzjazmem i radością.
-Dlatego- James kontynuował, śmiejąc się do nas wesoło- musimy wrócić na 17.00, bo o tej godzinie wszyscy przychodzicie na obiadokolację. Zbieramy się tutaj pod fontanną o 16.15, żeby punkt 16.30 wrócić do hotelu. Zatem macie ponad 3 godziny czasu wolnego. W razie ewentualnych problemów macie mój numer telefonu. Chodźcie w grupach 5-10 osobowych, to będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że się zgubicie. To chyba na tyle. Dobrej zabawy i do zobaczenia za 3 godziny.
      James skończył swoją przemowę i zaczął rozmawiać z jakąś dziewczyną, która do niego podeszła.
     Odwróciłam się do Fran, która stała za mną.
-Trzeba znaleźć Vilu- powiedziałam rozglądając się po tłumie.
-Widzę ją- powiedziała czarnowłosa i ruszyła przed siebie.
     Szybko pobiegłam za nią. Po chwili obie stałyśmy już przed Violettą.
-To co, gdzie idziemy?- zapytała Włoszka.
-Jak przechodziliśmy po drodze, widziałam taki świetny stragan z sukienkami. Kupimy po jednej na wieczór i pójdziemy pozwiedzać Madryt- powiedziała Viola.
-No dobra, niech ci będzie- zgodziłyśmy się.
     Już miałyśmy ruszać w drogę, kiedy ktoś nagle przysłonił mi oczy swoimi rękami. 
-Fran, przestań!- zaśmiałam się, będąc święcie przekonana, że to moja przyjaciółka się ze mną droczy.
     To zawsze ona miała w zwyczaju robić takie głupie rzeczy.
-Ale to nie ja, Lu- powiedziała Włoszka.
-Zgaduj dalej, Ferro- usłyszałam aksamitny baryton tuż nad moim lewym uchem.
     Momentalnie całe moje ciało zesztywniało i ogarnął mnie lekki niepokój. Poczułam jak oddech obejmującej mnie osoby, odbija się lekko od mojej twarzy. W powietrzu unosiła się woń perfum, które przyjemnie drażniły moje nozdrza. Nie miałam wątpliwości do kogo należał ten głos i ten zapach.
-Federico, puść mnie- powiedziałam łagodnie.
-Musisz ładnie poprosić- zaczął się ze mną drażnić i objął mnie jeszcze mocniej, abym nie miała szansy na ucieczkę.
-A co jeśli tego nie zrobię?- odgryzłam się.
-To inaczej sobie porozmawiamy.
     Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że podobała mi się ta cała sytuacja. Chłopak mnie obejmował, a mi to wcale nie przeszkadzało. Przeciwnie, nawet podobał mi się taki stan rzeczy.
     Federico rozplątał swoje dłonie z mojej talii i zaczął lekko przebierać palcami, łaskocząc mnie niemiłosiernie.
-Dobra wygrałeś!- zawołałam zanosząc się od śmiechu- Proszę, puść mnie.
-Miało być ładnie- przypomniał mi.
-W porządku, ładnie proszę!- krzyknęłam śmiejąc się jeszcze głośniej, bo Fede wzmocnił siłę łaskotek.
-No dobra, niech ci będzie- powiedział w końcu, puszczając mnie.
-To co, gdzie idziemy?- zapytał Diego, podchodząc z Leonem do naszej czwórki.
-Ja i dziewczyny po sukienki na wieczór, a wy nie wiem gdzie- odparła Vilu, łapiąc mnie i Fran za ręce i ciągnąc nas do przodu.
-Nie możecie iść same- odparł Leon, zagradzając jej drogę.- Nie słyszałaś Jamesa, mamy chodzić po 5-10 osób.
-No to chodźcie z nami- opowiedziała znudzona Vilu.
     Po chwili doszliśmy do straganu z sukienkami. Violetta zaczęła szperać między wieszakami i w końcu wybrała dla nas trzy śliczne kreacje.
-Chciałybyśmy je przymierzyć- powiedziała do sprzedawcy.
      Ten zaprowadził nas do środka i pokazał miejsce, w którym miałyśmy się przebrać. Leon, Diego i Fede mieli zaczekać na nas na zewnątrz. Kiedy skończyłyśmy, każda z nas kupiła wypatrzoną sukienkę i wróciłyśmy do chłopaków.
-Nareszcie- krzyknął Leon na nasz widok.- Ile można tam siedzieć?
-Mmm, jakie miłe powitanie- powiedziała zadowolona brunetka.- Teraz możemy iść zwiedzać.
-To od czego zaczynamy?- zapytała Fran.
-Od kawy- zarządził Federico.- Widziałem niedaleko przytulnie wyglądającą kawiarenkę.
-No to w drogę- powiedziałam.

-W drogę- odparł i złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą.