:)

:)

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 2


dedykacja dla Fedemila Forever <3 dzisiaj trochę zmieniłam i odeszłam od sceny w filmie, ale i tak mam nadzieję, że będzie Ci się podobać :*


     Był ciepły, letni wieczór. Powolnym krokiem spacerowali po uliczkach Los Angeles i rozmawiali na każdy możliwy temat. Mieli iść coś zjeść, ale wcześniej wybrali się na spacer. Federico zachowywał się jak na gentelmena przystało. Był miły i kulturalny, pragnął za wszelką cenę zrobić dobre wrażenie na tej drobnej blondynce spacerującej po jego prawej stronie. 
     Co chwilę zerkał na nią ukradkiem i przyglądał się jej z zafascynowaniem. Piękne, pełne usta delikatnie pomalowane czerwoną szminką, zaróżowione policzki, w których przy każdym delikatnym uśmiechu pokazywały się urocze dołeczki, zgrabny, malutki nosek i najpiękniejsze na świecie, głębokie, niebieskie oczy. Swoim kolorem przypominały falę morską i ślicznie błyszczały, gdy odbijało się w nich światło ulicznych latarni. Jej blond włosy sięgające do ramion okalały drobną twarzyczkę, a on nie mógł pozbyć się tego cichego głosiku w jego głowie, mówiącego, że robi źle wykorzystując tą piękną dziewczynę. Czuł, że blondynka znienawidzi go, gdy dowie się, że była tylko częścią cholernego zakładu. Nie czuł się dobrze, myśląc o tym, że będzie musiał zwodzić ją przez najbliższe 10 dni. Może powinien się wycofać? A może to dlatego Naty i Cam wybrały właśnie ją, może wiedziały, że będą dręczyły go wyrzuty sumienia. 
-Federico, słuchasz mnie? -jego rozważania przerwał ciepły głos blondynki. Dziewczyna spojrzała na niego swoim przenikliwym wzrokiem. Widziała, że brunet odpłyną gdzieś na moment i ciekawość zżerała ją o czym tak rozmyśla. 
-Tak, tak, Ludmila oczywiście, że cię słucham -skłamał, na co blondynka uśmiechnęła się pod nosem i z błyskiem w oku, zatrzymała się raptownie. 
-Więc zgadzasz się, żebyśmy poprosili tamtego klowna aby pomalował nam twarze, a później pójdziemy obrabować bank? -Federico spojrzał zdziwiony na jej poważną minę, ale nie dał się podejść.
-Nie ma szans. Parę dni temu zamontowali tam Sztokholm z serii 360. W życiu nie złamiemy takiego zabezpieczenia -odparł z udawaną powagą, po czym parsknął głośnym śmiechem.
-Dobrze wiedzieć -blondynka również się śmiała, patrząc na swojego towarzysza. -Idziemy na te makarony? -zagadnęła przyjaźnie. 
-Czytasz mi w myślach -brunet uśmiechnął się do niej ciepło. 
      Podobała mu się. Bardzo. Widział ją już w swojej sypialni, ale myśl że nie powinien się spieszyć, bo wszystko spieprzy dostatecznie blokowała jego plany. Gdyby nie zakład już dawno postępowałby według swojego stałego schematu. Zauroczyć, zaliczyć, zostawić, zawsze działało.
     Usiedli przy drewnianym stole, stojącym na dworze, a stanowczo zbyt miły kelner obsługiwał właśnie blondynkę. Jego słabe żarty i źle ułożone włosy strasznie irytowały bruneta. Mordował go wzrokiem co bardzo schlebiało dziewczynie. Uśmiechała się szeroko za każdym razem, gdy wnerwiony brunet swoimi ciętymi ripostami zamykał usta nachalnego kelnera. 
-Co za idiota! -przewrócił oczami Federico, gdy ten już opuścił ich stolik. 
-Był całkiem miły -zaśmiała się Ludmila i puściła oczko do bruneta siedzącego na przeciwko niej.
-Grabisz sobie kochanie -pogroził jej palcem i zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.        Dziewczyna potarła lekko ramiona, na co on zareagował momentalnie. Ściągnął swoją marynarkę i zarzucił blondynce na plecy, pochylając się lekko nad stołem. Wyciągnął jej włosy spod nakrycia i spojrzał w te piękne niebieskie oczy. Popełnił błąd. Znajdował się zdecydowanie za blisko jej ust, które kusiły go strasznie, ale skupił w sobie całą siłę woli i z powrotem opadł na krzesło.                 Dziewczyna siedziała zdezorientowana po drugiej stronie stołu i patrzyła na niego dużymi oczami. Cały czas czuła przed sobą ten cudowny zapach bruneta, a wyobraźnia podsuwała jej okropne obrazy chłopaka w znacznie innej pozycji niż ta nad stołem. Już niemal czuła te silne dłonie na swoim ciele, a jej skóra paliła niemiłosiernie. Kręciła się strasznie na krześle, a policzki oblały się szkarłatem.
-O czym myślisz? -zapytał Federico, widząc rumieńce na twarzy blondynki.
      Jej policzki przybrały jeszcze intensywniejszy kolor, a dziewczyna zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad odpowiedzią. Nie mogła przecież powiedzieć mu, że właśnie wyobrażała sobie jak zdejmuje z niego tą białą koszulę, którą ma na sobie. 
-Myślisz, że to prawda, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone? -chłopak spojrzał na nią zdziwiony i speszony. Cholera, domyśliła się? Ale jak?! Skąd?!
-Dlaczego pytasz? -był ostrożny i maksymalnie skupiony. Obydwoje stąpali teraz po kruchym lodzie.
-Tak tylko się zastanawiam -spojrzała na niego niepewnie znad talerza ze spaghetti. Była cholernie ciekawa jego odpowiedzi. Ona mogła być przepustką do dalszej realizacji planu.
-Myślę, że tak -opowiedział pewnie i spojrzał na blondynkę, która uśmiechnęła się do siebie. Nie pytał o nic. Ona też nie zadawała już zbędnych pytań.
      W milczeniu jedli, dopóki dziewczyna nie zrzuciła przez przypadek widelca pod stół. Obydwoje rzucili się w celu podniesienia go i złapali w tym samym momencie. Dziewczyna niepewnie podniosła wzrok i to był błąd. Znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie. Bardzo mała ilość przestrzeni pod stołem sprawiła, że ich usta niemal stykały się ze sobą, a w spojrzeniu kryła się cała pasja, namiętność i wzajemne pragnienie.
      Wystarczyło jedno spojrzenie i obydwoje kierowani impulsem zmniejszyli dzielącą ich odległość do zera. Obydwoje nie myśleli o tym co robią i dlaczego tak jest. Nic wokół nich się nie liczyło. Wszystko przestało istnieć. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i zachłanne, ale otrzeźwiło ich głuche uderzenie. Blondynka dopiero po chwili zorientowała się, że to Federico przez przypadek uderzył łokciem o kant stołu. Chłopak przeklął pod nosem, a dziewczyna wstała i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. 
     To co się stało nie powinno mieć miejsca. Jeszcze nie teraz. Była wściekła na niego, że ją sprowokował i jeszcze bardziej na siebie, że tego nie przerwała. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Chłopak wzbudzał w niej emocje, o których nigdy nawet nie śniła. Co się stało z jej profesjonalizmem i obojętnością? Brunet również był zdezorientowany. Czuł w ręce ostry ból, a w głowie okropnie mu szumiało. Nie miał pojęcia co się dzieje i jak do cholery do tego doszło. Patrzył na speszoną blondynkę i czuł się równie zagubiony jak ona.
-Ludmila, ja... -chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna uciszyła go szybkim ruchem głowy.
-Udawajmy, że to się nie wydarzyło -powiedziała i opadła na swoje krzesło. Brunet wpatrywał się w nią dużymi oczami i pierwszy raz w życiu nie wiedział co na zrobić. Usiadł na przeciwko niej i zdziwiony patrzył jak Ludmila wyciąga z torebki paczkę chusteczek.
-Krew ci leci -wskazała ręką na jego łokieć. Na rękawie białej koszuli powstawała właśnie plama czerwonej cieczy, płynąca ze zdartego łokcia. Złapał szybko chusteczki i rozpinając rękaw na nadgarstku, zaczął tamować krwotok.
-Dzięki -mruknął i gdy krwawienie ustało w ciszy powrócili do jedzenia zamówionych potraw.
    Również w głuchej ciszy wracali pod dom Ludmily. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć lub zrobić. Obydwoje co chwile zerkali na siebie niepewnie, szukając odpowiedzi na twarzy towarzysza.
-To tu -pierwsza odezwała się dziewczyna wskazując na klatkę schodową pod którą stali.
-Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną wyjść -brunet uśmiechnął się niepewnie, zajmując miejsce centralnie przed nią.
-To ja dziękuję za pyszne spaghetti -blondynka odwzajemniła uśmiech, a na jej policzkach momentalnie ukazały się piękne dołeczki. -Więc, do zobaczenia -spojrzała na niego niepewnie i delikatnie musnęła ustami jego policzek. Serce waliło jej jak oszalałe, a policzki stawały się coraz bardziej czerwone.
-Trzymam cię za słowo -brunet spojrzał jej głęboko w oczy, a na jego ustach rozkwitł jeden z tych uśmiechów, któremu żadna dziewczyna nie mogła się oprzeć. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. -Powiedziałaś "do zobaczenia" -odezwał się widząc jej zaskoczenie. -Powiedz tylko kiedy i gdzie -zaśmiał się melodyjnie i zbliżył do ucha dziewczyny -Dobranoc Ludmilo -tym razem on musnął ustami jej policzek, odwrócił się na pięcie i odszedł kawałek.
     Kiedy znalazł się na chodniku parę metrów dalej odwrócił się w kierunku zdezorientowanej dziewczyny. Blondynka nadal stała na schodach prowadzących do jej mieszkania. Nie rozumiała kompletnie nic z tej dziwnej wypowiedzi bruneta.
-W kieszeni marynarki znajdziesz moją wizytówkę -krzyknął w celu wyjaśnienia i zniknął za zakrętem.
      Ludmila dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały czas ma na ramionach marynarkę bruneta. Uśmiechnęła się szeroko i włożyła rękę do kieszeni. Tak jak mówił była w niej mała wizytówka, a na niej widniało dziewięć okrągłych cyferek, które miała wystukać w klawiaturze swojego telefonu. Opatuliła się ciaśniej skrawkiem materiału i pociągnęła nosem czując ten cudowny zapach jego perfum. Otworzyła drzwi i nie odwracając się za siebie weszła do mieszkania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TAM TAM TAM TAM 
Mamy rozdział, bo weekend i WAKACJE !!! 
Mam nadzieję, że warto było tyle czekać. Muszę przyznać, że nawet podoba mi się to co wyszło. Ale ćśśś nie mówcie nikomu, bo się wyda XDD 
Czekam na wasze opinie kluseczki :*
Kocham was

czwartek, 25 czerwca 2015

One Shot cz.1

-Ludmila?
-Tak skarbie? -dziewczyna oderwała się na chwilę od oglądania swojego ulubionego serialu i odwróciła się w kierunku młodszej siostry.
-Przyjdzie do nas dzisiaj Leon? -mała blondyneczka od rana dopytywała się o najlepszego przyjaciela siostry. Uwielbiała, gdy brunet do nich przychodził i zabierał ją na lody o smaku gumy balonowej. Wiedziała też, że chłopak sprawiał, że starsza Ferro choć na chwilę stawała się szczęśliwa i pełna życia. Ludmila miała w zwyczaju siedzieć zamknięta w pokoju i chować się przed światem zewnętrznym. Jedynie, kiedy przychodził do niej Leon lub jej najlepsza przyjaciółka Lara starali się na siłę wyciągnąć ją gdzieś na miasto lub do reszty ich paczki.
-Nie dzisiaj kochanie -blondynka uśmiechnęła się smutno. -Przyjeżdża do niego przyjaciel -skrzywiła się znacznie i zamaszystym ruchem odgarnęła swoje długie włosy do tyłu.
-Nie możemy jego też zaprosić? -dopytywała mała.
-Po moim trupie! -krzyknęła Ludmila i szybko wstała z kanapy, aby młodsza siostra w swój standardowy sposób nie zdążyła wybadać skąd tak wielka niechęć w jej głosie. No cóż, niedoczekanie. Mała Valeria znała swoją siostrę lepiej niż ktokolwiek inny i wiedziała, że ten cały przyjaciel Leona musiał okropnie zaleźć jej za skórę. Z prędkością światła wbiegła do kuchni, w której jej siostra parzyła już sobie kawę i ze zwinnością małego chochlika wdrapała się na stołek barowy.
-Znasz go? -zaczęła niewinnie i spojrzała na Ludmile dużymi wyczekującymi oczami.
-Niestety -niechętnie przytaknęła blondynka i odwróciła się po cukier, próbując uniknąć tematu. Nigdy nie okłamywała siostry, ale nienawidziła tego jej daru obserwacji i wiązania wielu faktów.
-Czy to ten twój były chłopak? -zapytała szeptem Valeria. Wiedziała, że to dla starszej Ferro bardzo drażliwy temat. Zawsze unikała go w każdy możliwy sposób, ale teraz było to niewykonalne.
     Zapadła głucha cisza. Ludmila jak sparaliżowana stała odwrócona tyłem do siostry i nieobecnym wzrokiem patrzyła gdzieś przed siebie. Owszem to był jej były. Cholerny Federico Pasquarelli, którego obdarzyła prawdziwą i niepowtarzalną miłością. Chłopak również był nieprzytomnie zakochany w pięknej blondynce. Nie widzieli świata poza sobą i tak było również po zerwaniu. Obydwoje nie potrafili pogodzić się ze stratą swojej drugiej połówki.

To było dwa lata temu, kiedy ich szkolne koło teatralne wygrało wycieczkę do Londynu. Był to tydzień, w którym każdy z obsady mógł szkolić się nie tylko w kierunku teatralnym, ale i muzycznym. Okazało się, że całkiem nieświadomie rywalizują ze sobą o miejsce w jednej z najlepszych wytwórni w Wielkiej Brytanii. To miał być tydzień ich marzeń w jednym z najpiękniejszych europejskich miast i taki właśnie był, dopóki nie okazało się, że brunet został wybrany spośród grona rówieśników i może rozpocząć współpracę z jedną z najlepszych wytwórni na świecie. Ludmila była ogromnie dumna ze swojego chłopaka i kibicowała mu całym sercem. Cierpliwie czekała na każdy jego telefon, sms lub przyjazd do domu. Tęskniła bardzo mocno, ale zawsze starała się sobie tłumaczyć, że on w końcu do niej wróci, że to cierpienie się skończy i dalej będzie mogła mu siadać na kolanach i przytulać do jego torsu, a on będzie całował ją w czoło i mówił jak bardzo tęsknił i ją kocha. Uwielbiała ich wspólne maratony filmowe, spacery nad jezioro, czy po prostu chwile błogiego lenistwa.
     Z dnia na dzień chłopak bywał w rodzinnym mieście coraz rzadziej, a w maksymalnym stopniu skupiał się na karierze. Cały czas zabiegał o to, żeby Ludmila towarzyszyła mu podczas tras koncertowych czy innych służbowych wyjazdów, ale dziewczyna nie mogła sobie na nie pozwolić. Musiała zostać w domu i opiekować się młodszą siostrą, która została z nią po śmiertelnym wypadku rodziców. Nie miała żalu do Val, że nie może towarzyszyć Federowi. Kochała ją najmocniej na świecie i była zdolna porzucić własne szczęście, na rzecz jej dobra i radości.
-Lud musisz się wybrać ze mną do Nowego Jorku, jest piękny o tej porze roku. Zaraz jak skończymy nagrania do tej nowej płyty podobno mają mnie znów wysłać w kolejną trasę, wyobrażasz sobie? -Federico z entuzjazmem i podekscytowaniem opowiadał swojej dziewczynie o aktualnych nowinkach. Leżeli na łóżku w pokoju Ludmily i rozkoszowali się wspólnymi chwilami. Blondynka opierała głowę o tors chłopaka, a on bawił się jej włosami co chwilę zatapiając w nich swoje palce.
-To fajnie -odparła z lekką irytacją w głosie. Rozmawiali już prawie od godziny, a brunet poruszał tylko tematy swojej kariery.
-Na sto procent nie będziesz mogła jechać ze mną? -znał już odpowiedź blondynki, ale za każdym razem gdy zadawał to pytanie, miał cichą nadzieję, że tym razem nie usłyszy odmowy.
-Przecież wiesz, że nie  -przewróciła oczami i wsparła się na łokciu, żeby mieć lepszy widok na twarz bruneta.
-Cholera Lu, nie możesz porozmawiać z dziadkami i poprosić, żeby zajęli się Val?
-Na pół roku?! Przecież nie mogę zwalić im na głowę małej dziewczynki, bo mam taką fanaberię -zirytowała się jeszcze bardziej.
-To znaczy, że jestem tylko twoją fanaberią? -Federico podniósł się do pozycji siedzącej i ze złością spoglądał w niebieskie oczy blondynki. -W ogóle już nie mamy dla siebie czasu. Wiesz, że nie mogę zrezygnować z kontraktu...
-To znaczy, że ja mam rezygnować z całego mojego życia i latać za tobą, bo tak chcesz?! -teraz również blondynka podniosła głos. Nienawidziła kłócić się z Federem, ale wiedziała, że ta
rozmowa ich nie ominie.
-Chcę tylko, żebyś była przy mnie, czy to aż tak dużo? -złapał jej małe dłonie i zamknął w swoim niedźwiedzim uścisku. Chciał jakoś załagodzić sytuację i to napięcie, które tak nagle urosło między nimi.
-Przecież wiesz, że nie, ale dlaczego mam przy tym rezygnować z rodziny i rzeczy, które kocham? -spoglądała na niego z ogromnym bólem i smutkiem wymalowanym na twarzy. Dlaczego nie rozumiał tak prostej rzeczy?
-Myślałem, że mnie też kochasz -szepnął urażony i spojrzał w te niebieskie oczy, które tak bardzo uwielbiał.
-Przecież wiesz, że tak jest, tylko, że nie mogę zostawić Valerii samej, ona ma tylko sześć lat.
-W takim razie co z nami? Oddalamy się od siebie coraz bardziej z każdym kolejnym dniem -był urażony, smutny i zły. Wiedział, że blondynka bardzo kocha swoją młodszą siostrę, ale nie mógł zrozumieć dlaczego podporządkowuje jej całe swoje życie. Tęsknił coraz bardziej i bał się, że pewnego dnia rozwali się to, co tak długo razem budowali.
-Nie wiem Federico -szepnęła i zawstydzona opuściła głowę. -Po prostu Val...
-Mam tego dość, Lu -przetrwał jej zirytowany. -Valeria to, Valeria tamto, a gdzie w tym wszystkim jestem ja? Gdzie jesteśmy my?
-Myślę, że gdzieś pomiędzy jedną trasą koncertową, a drugą, w tej krótkiej przerwie między twoimi wywiadami -syknęła wściekła i z prędkością światła zeszła z łóżka. Miała dość tej całej sytuacji i tej całej kłótni. Jej też było cholernie ciężko. Cały dom znajdował się na jej głowie, a ona między jedną zmianą w kawiarni, a drugą w szpitalu musiała jeszcze wychowywać młodszą siostrę i uczyć się do matury. W dodatku nie pogodziła się jeszcze ze śmiercią rodziców i każdej nocy płakała jak idiotka. Było ciężko, ale ona musiała dać sobie radę. Nie ze względu na siebie, ale na Val, a fakt, że jej chłopak był w ciągłej podróży na pewno nie pomagał. Została zupełnie sama ze swoimi problemami i nie radziła sobie z nimi.
-Lu wiesz, że kocham cię jak idiota, ale tak nie może być. Za chwilę staniemy się obcymi dla siebie ludźmi! Nie chcę, żeby tak było, rozumiesz?! Wiem, że twoi rodzice nie żyją i jest ci ciężko, ale oni nagle nie zmartwychwstaną do cholery! -dopiero po chwili dotarło do niego, co przed chwilą powiedział. Zobaczył jak w oczach blondynki zbierają się łzy i poczuł się jak skończony idiota.
-Lud przepraszam, ja nie chciałem -podszedł do niej i spróbował przygarnąć do siebie, ale blondynka odepchnęła go i podchodząc do okna nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
-Myślę, że powinieneś już iść -odparła cicho, nie odwracając wzroku od przestrzeni za oknem.
-Lud proszę, ja naprawdę...
-Wyjdź -przerwała mu chłodno i spojrzała na niego z takim bólem w oczach, że przez chwilę wmurowało go w podłogę. Spoglądał w jej niebieskie oczy i dopiero po chwili dotarło do niego, że blondynka nie żartuje. W grobowej ciszy podszedł do drzwi i otworzył je.
-Kocham cię Lu, nie zapominaj o tym. Naprawdę nie chciałem, przepraszam -szepnął i wyszedł, zostawiając ją samą.
      Następnego dnia blondynka nie przyszła pożegnać go na lotnisku. Nie odbierała też telefonu, choć zostawił jej chyba milion wiadomości. Codziennie nagrywał jej się na pocztę, ale ona nigdy nie oddzwaniała. Nie potrafiła tego zrobić.

Nie rozmawiali ze sobą przez dwa lata i teraz po tym wszystkim brunet tak po prostu wracał, żeby zobaczyć się z rodziną i swoim najlepszym przyjacielem. Na początku Leon próbował ukrywać ten fakt, ale przez tabloidami nic nie mogło stanowić tajemnicy. W każdej możliwej gazecie było napisane o wielkim przyjeździe wielkiego Pasquarelliego. Ludmila nie mogła normalnie wyjść po zakupy, gdy paparazzi dowiedzieli się, że to ona jest tą wielką miłością sławnego gwiazdora.
-Chcesz może herbaty? -zapytała z udawaną swobodą, puszczając wcześniejsze pytanie siostry mimo uszu. Zawsze tak robiła, gdy Valeria poruszała jego temat.
-Nie -odparła spokojnie mała blondyneczka. -Chcę się dowiedzieć czy to on, Ludmila -nie dawała za wygraną. Była stanowczo zbyt inteligentna jak na swój wiek i potrafiła radzić sobie z problemami lepiej niż nie jeden dorosły.
-Tak -dziewczyna obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę szafki ze sztućcami. -Może soku? -spróbowała jeszcze raz, ale mała nie dała nabrać się na takie sztuczki. Znała Ludmile na wylot.
-Tęsknisz za nim? -widziała jak siostra z zaciekłością miesza kawę i jak tak dalej pójdzie to kubek zostanie bez dna. Ona jednak nie chciała odpuszczać. Nie mogła patrzeć na to jak Ludmila się męczy. -Opowiesz mi kiedyś co się stało? -zapytała cicho, spoglądając w niebieskie oczy siostry.
-Nie męcz mnie Val, proszę -zawsze ta sama śpiewka. Nie dzisiaj, nie teraz, może kiedyś, jak przyjdzie na to odpowiedni czas, ale prawda była taka, że ten odpowiedni czas nigdy nie nadchodził, a ona coraz bardziej zamykała się w sobie.
-Jak chcesz -ośmiolatka westchnęła i zeskoczyła ze stołka barowego, stojącego przy wyspie kuchennej. -Jeśli się jednak zdecydujesz będę w salonie.
      Ludmila siedziała przy gorącym kubku kawy i popijała ciepły płyn. On zawsze uspokajał ją w najtrudniejszych sytuacjach i pozwalał normalnie myśleć. Nie mogła przyznać się siostrze, że pokłócili się o nią i o rodziców. Val na pewno opacznie by to zrozumiała i niepotrzebnie obwiniałaby się za tą skomplikowaną sytuację. To wszystko było cholernie niezrozumiałe, a dziewczyna im więcej analizowała, tym większy miała mętlik w głowie. Złapała kubek z czarnym płynem i bezszelestnie podeszła do kanapy, na której jej siostra oglądała właśnie jakieś kreskówki. Wśliznęła się pod koc, pod którym leżała Valeria i przytuliła do siebie dziewczynkę.
-Nie bądź na mnie zła biedroneczko, po prostu to wszystko jest tak strasznie pogmatwane i bolesne, że ja sama mam problem, żeby to ogarnąć. Kocham go, ale to nie znaczy, że wybaczę mu to, co zrobił. To bez sensu Val, ja po prostu nie chcę cię w to mieszać.
-Ja tylko chcę ci pomóc Lu -ośmiolatka przytuliła się do starszej Ferro i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Nie dasz rady mi tym razem pomóc Valeri -blondynka uśmiechnęła się smutno i spojrzała w szklany ekran. -Co to za głupoty tym razem?
-Kopciuszek -zaśmiała się dziewczynka i z zachwytem spojrzała w tym kierunku co jej siostra.
      Bajki leciały już dłuższy czas, a Ludmila zdążyła zasnąć. Valeria podkradła już wszystkie ciastka ze słoika ze słodyczami i strasznie jej się nudziło. Chcąc nie budzić starszej Ferro, wygramoliła się spod koca i na paluszkach zaczęła skradać się do swojego pokoiku. Kiedy otwierała już drzwi po domu rozległo się głośne pukanie. Ludmila wciąż spała, więc dziewczynka postanowiła sama otworzyć. Przez dziurkę od klucza ujrzała Leona i stojącego za nim bruneta, który niepewnie przestępował z nogi na nogę. Widziała go już wcześniej, ale nie mogła skojarzyć skąd. Dopiero po chwili dotarło do niej, że oglądała go kiedyś w telewizji. Otworzyła drzwi i zanim, któryś z towarzyszy zdążył się odezwać przyłożyła palec do ust.
-Ludmila śpi, więc ćśśś -zastrzegła i wpuściła chłopaków do domu. Federico spojrzał na Leona niepewnie, ale ten wziął już Valeri na ręce i razem pomaszerowali do kuchni.
-Witaj księżniczko -zaśmiał się wesoło i cmoknął małą dziewczynkę w policzek, na co ta zaczęła czochrać go po nienagannie ułożonych włosach. -Zdążyłaś już zjeść wszystkie moje ulubione ciastka?
-Ludmila mówiła, że przyjeżdża do ciebie przyjaciel i dzisiaj do nas nie przyjdziesz -zrobiła niewinną minkę i przeniosła ciekawski wzrok na stojącego z tyłu bruneta.
-Przyprowadziłem go ze sobą, w końcu dzień bez mojej małej kruszynki to dzień stracony -mrugnął do niej konspiracyjnie, a na twarzy małej blondynki zagościł ciepły uśmiech, który uwidocznił jej prześliczne dołeczki. Federico nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest on taki sam jak u starszej Ferro. Z zazdrością spoglądał na Leona, który tak swobodnie czuł się w tym domu i miał taki dobry kontakt z Valerią. Pamiętał ją jako sześciolatkę i musiał przyznać, że jest tak samo piękna jak jej starsza siostra.
-To Fede -Verdas przedstawił swojego towarzysza i postawił blondyneczkę z powrotem na podłodze. Brunet i dziewczynka spoglądali na siebie niepewnie, a Leon zaczął rządzić się w kuchni i wstawił wodę na herbatę.
-Nie pamiętasz mnie Val? -zapytał cicho Federico i niepewnie podszedł do dziewczynki. Ona zaprzeczyła tylko szybkim ruchem głowy i przeniosła spojrzenie na swoje białe buciki. Dlaczego niby miałaby go pamiętać? Znała tylko Leona i Larę. Inni znajomi jej siostry spotykali się z nią na mieście, bo dziewczynka bała się nowych osób. Pamiętała jeszcze, że kiedyś przychodził do nich ten były chłopak jej siostry, ale to było dawno. Nie wiedziała jak on teraz wygląda.
-Jestem Federico -przedstawił się brunet i uśmiechnął się zachęcająco. -A ty to pewnie Valeria, prawda?
-Skąd wiesz? -zdziwiła się dziewczynka. Dopiero po chwili przypomniało jej się jak Ludmila powiedziała, że ten najlepszy przyjaciel Leona to przecież ten sam chłopak, z którym była jej siostra. -To ty -szepnęła i zasłoniła usteczka swoją małą rączką. Mina na twarzy Federa momentalnie zrzedła. Cholernie bał się przyjścia tu i rozmowy z Ludmilą, ale dzisiaj Leon nie pozwolił mu stchórzyć.
-To chyba nie był najlepszy pomysł -spojrzał z wyrzutem na przyjaciela i pokręcił głową. Chciał wyjść teraz, zaraz, już, ale zdawał sobie sprawę, że jak dzisiaj nic nie zrobi to nie odważy się na to już nigdy.
-Tak, to nie był najlepszy pomysł -usłyszał za plecami chłodny głos ukochanej blondynki. Odwrócił się momentalnie i stanął twarzą w twarz z miłością swojego życia.
-Tylko tego nie spieprz, Pasquarelli -przeżegnał się w duchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że nie ma jeszcze rozdziału, ale miałam małe problemy rodzinne i coś mi wypadło.
Pojawi się on raczej w weekend, bo dzisiaj świętuję ze znajomymi koniec roku i urodziny kolegi, więc na pewno nie wyrobię się z nim na jutro.
Mam za to shota mam nadzieję, że się podoba.
JUTRO WAKACJE <3 
Przepraszam też, że nie odpowiedziałam na wasze komy. Obiecuję poprawę kluseczki :*
Do weekendu, nie balujcie za dużo <3

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 1

     Ludmila od czasu, kiedy weszła do restauracji czuła na sobie czyjś wzrok. Była tym ogromnie zirytowana i za każdym razem, gdy oglądała się za siebie z nadzieją, że zauważy w końcu tą osobę i wygarnie jej, co o niej myśli, nie widziała nikogo podejrzanego. W restauracji było pełno ludzi, w tym naprawdę spore grono przystojnych facetów. Razem z Fran i Violą wspaniale bawiły się dokładnie analizując każdego z osobna. Musiała przyznać, że pisanie tego artykułu i plan, który miała wprowadzić w życie cholernie jej się podobał. Była to miła odskocznia od codzienności i rutyny, która po cichu wkradała się w jej życie. Z szerokim uśmiechem na ustach siedziała przy barze i z zainteresowaniem słuchała jak niewyobrażalnie przystojny brunet opowiada jej o swoich wakacjach, które spędził ostatnio w Tunezji. Była już nawet gotowa zacząć wprowadzać swój plan w życie, kiedy obok jej towarzysza usiadła prześliczna, drobna czarnowłosa i pocałowała chłopaka w policzek.
-Mówię ci Lu, musisz koniecznie się tam wybrać. Lily i ja uwielbiamy spędzać tam każdą wolną chwilę -chłopak uśmiechnął się szeroko do swojej partnerki i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna zarumieniła się lekko i z uśmiechem spojrzała na blondynkę. Nie miała pojęcia, jakie myśli jeszcze przed chwilą krążyły po głowie, Ludmily, ale to i lepiej. Podobno im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
-Poznaliśmy się tam -wyznała cicho i z czułością spojrzała na swojego chłopaka. Blondynka poczuła, że od tej słodkości zbiera jej się na wymioty i niezauważalnie zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciółek.
-Na pewno kiedyś tam pojadę -odparła sztywno i uśmiechnęła się sztucznie do zakochanej pary. -Muszę już iść -zaczęła zbierać swoje rzeczy i z gracją zeszła ze stołka barowego -życzę wam wszystkiego dobrego, cieszcie się sobą -uśmiechnęła się przelotnie i z ulgą odeszła na bezpieczną odległość. Po chwili odszukała wzrokiem Vilu i Fran, stojące w jednym z kontów sali i podeszła do nich, aby odhaczyć kolejnego kandydata z listy.
     Federico kolejny raz z niedowierzaniem spoglądał na śliczną blondynkę, która z gracją przemieszczała się po sali. Nie mógł uwierzyć, że Natalia wybrała właśnie ją. 10 dni z tą dziewczyną były jak los wygrany na loterii. Teraz już wiedział, że kontrakt na reklamę dla państwa Delarosa ma w kieszeni.
-Jesteś pewna, że to ma być ona? -spojrzał rozbawiony na czarnowłosą. Był pewien, że dziewczyny wybiorą dla niego jakąś okropną, mało inteligentną ryczącą czterdziestkę, z która będzie musiał użerać się przez następne 10 dni, a tu takie zaskoczenie. Nie wierzył, że Camila i Natalia są aż tak głupie, ale wolał nic nie mówić, jeszcze zmieniłyby zdanie, a on już układał w głowie plan jak poderwać piękną blondynkę.
-To musi być ona Pasquarelli. Masz utrzymać ją przy sobie przez 10 dni, a kiedy przyjdziesz z nią na bal ma być w tobie nieprzytomnie zakochana -Camila z pewnością i błyskiem w oku patrzyła na szczerzącego się do niej bruneta. Natalia była genialna musiała to przyznać, a ten idiota był pewien, że wygrał tą wojnę, ale nie wiedział, na jakie piekło się zgadza. Z uśmiechem na ustach podała mu dłoń, którą chwycił pewny siebie, a ich szef kręcąc z rozbawieniem głową, przeciął ich ręce. Grę czas zacząć.
-Przepraszam najmocniej, ale muszę iść -Federico uśmiechnął się łobuzersko i wstał od stolika. -Mam pewien zakład do wygrania.
     Dziewczyny od dobrych dziesięciu minut kłóciły się o to, czy zostać jeszcze chwilę w restauracji czy najzwyczajniej zmienić lokal. Ludmila rozmawiała już chyba z 20 facetami, ale zawsze coś było nie tak. Albo któryś był zajęty, albo właśnie się rozstał i szukał tylko wrażeń na dzisiejszą noc, albo po prostu Ludmila nie czuła się dobrze w jego towarzystwie.
-Mówię wam dziewczyny chodźmy do innej restauracji, tu go nie znajdziemy -westchnęła. Miała już dość tego miejsca i tych ludzi. Chciała mieć to już jak najszybciej z głowy.
-Może ja pomogę ci w poszukiwaniach? Możemy zacząć od tej knajpki na rogu, podobno mają najlepsze makarony w Los Angeles -usłyszała za plecami seksowny baryton. Momentalnie odwróciła się i ujrzała przystojnego bruneta, który nonszalancko opierał się o ścianę i dokładnie mierzył ją swoimi czekoladowymi tęczówkami. Zaniemówiła na moment, ale ogarnęła się szybko, gdy Violetta klepnęła ją lekko w plecy.
-Nie wiem czy to dobry pomysł wychodzić gdzieś z nieznajomym...
-Masz rację, to nie jest dobry pomysł, to jest wręcz genialny pomysł -podszedł do niej niebezpiecznie blisko i pochylił się prosto nad jej prawym uchem -przecież jak będziemy wychodzić z knajpy nie będziemy już nieznajomymi -uśmiechnął się do niej łobuzersko i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń -Federico Pasquarelli.
     Blondynka przygryzła lekko dolną wargę i uśmiechnęła się rozbawiona. Kątem oka spojrzała na Fran i Violę, które niezauważalnie skinęły jej głową, analizując dokładnie postawę przystojnego bruneta. Widziała ten zachwyt na ich twarzach i była pewna, że gdyby odrzuciła propozycje bruneta dziewczyny nie dałyby jej żyć.
-Ludmila Ferro -chwyciła jego rękę, którą on schował w swoim niedźwiedzim uścisku. Podobał jej się cholernie, a fakt, że był typowym podrywaczem jeszcze bardziej go do niego przyciągał. Wizja, w której uciera mu nosa za te wszystkie porzucone przez niego dziewczyny ogromnie podnosiła ją na duchu. Wiedziała, że z takim partnerem  artykuł stanie się jeszcze ciekawszy, a co za tym idzie zapewni jej możliwość pisania na wymarzone tematy. Tak, Ludmila Ferro właśnie znalazła naiwniaka, który posłuży jej za królika doświadczalnego. Teraz wystarczyło przekonać go do siebie, a później zrobić mu z życia piekło. To się nazywa karma, panie Pasquarelli, to, co dajesz innym zawsze do ciebie wraca.
-Pójdę po twój płaszcz -brunet wyciągnął z jej dłoni numerek do szatni i znikał gdzieś w tłumie.
-Ludmila, zastanów się jeszcze, on jest całkiem słodki, szkoda chłopaka tak niszczyć -odezwała się zmartwiona Violetta.
-Jak dla mnie jest idealny, artykuł będzie nieziemski -klasnęła w dłonie Francesca. Dziewczyna wiedziała, dlaczego Ludmila chciała go zniszczyć i popierała tą ideę całym sercem. Nie znosiła facetów, którzy rozkochiwali w sobie dziewczynę, żeby ją zaliczyć i porzucić jak najszybciej. Sama kiedyś padła ofiarą takiego idioty i chciała, żeby przystojny brunet odbył karę za wszystkich takich palantów. Blondwłosa uśmiechnęła się do niej promiennie i przygryzła lekko dolną wargę.
-Już mi go szkoda -wybuchnęła głośnym śmiechem, na co Violetta przewróciła tylko oczami.
-Jesteś okropna! Taki metr sześćdziesiąt pięć czystego zła. Chłopak zwariuje, a ty będziesz odpowiedzialna za jego szaleństwo. Lepiej od razu wykup mu stały karnet u psychologa.
-Wykupię nawet dwa -zaśmiała się blondynka i spoważniała, widząc zbliżającego się do nich bruneta. Szturchnęła lekko przyjaciółki i nachyliła się w ich kierunku.
-Może nie będę dla niego taka okropna, wydaje się być całkiem słodki -analizowała dokładnie zbliżającą się w ich kierunku posturę chłopaka i uśmiechnęła się pod nosem.
-On ci się podoba! -naskoczyła na nią Fran, kręcąc z rozbawieniem głową. Wiedziała, że Ludmila połączy przyjemne z pożytecznym i zabawi się kosztem biednego chłopaka.
-Gotowa? -brunet uśmiechnął się szeroko i nałożył na ramiona blondynki beżowy płaszcz.
-Pytanie czy to ty jesteś gotowy -odparła prowokacyjnie i wyminęła go, ocierając się zmysłowo o jego prawe ramię. Uśmiechnął się pod nosem i z rozbawieniem pokręcił głową.
-Już jesteś moja, skarbie -szepnął cicho sam do siebie i jak gentelmen przepuścił ją w drzwiach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam kluseczki ;*
Jestem taka szczęśliwa, w końcu wielkimi krokami zbliża się koniec roku!
Został ostatni tydzień, więc śmiało mogę powiedzieć, że PRZETRWAMY!!! Przecież czym jest 7 dni, w porównaniu do 10 miesięcy. 
Lećmy na tej pozytywnej energii i cieszmy się życiem. 
Życzę wam przyjemnego weekendu, może uda mi się napisać jeszcze jakiś rozdział :)
Trzymajcie za mnie kciuki ;D
Pozdrawiam 
Wera ;D

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Prolog

       Denerwująca muzyczka z jego czarnego smartphona wbijała mu się intensywnie w głowę, oznajmiając, że wybiła 7.00, a on musi wstawać, bo inaczej spóźni się do pracy. Punktualność nigdy nie była jego mocną stroną, ale dzisiaj musiał stawić się w firmie o czasie. Walczył o kontrakt na reklamę z dzianym potentatem diamentów i jeśli to jego pomysł się sprawdzi, mógł zyskać naprawdę duże pieniądze. Nie mógł zawieść siebie i kumpli, dlatego musiał wygrać z tymi dwiema pazernymi hienami, które już zakładały sidła na jego szefa i namawiały go, żeby odsunął go ze stołka i wsadził je na jego ciężko zapracowane miejsce. To, że Camila i Natalia są kobietami nie musi świadczyć o tym, że na diamentach znają się najlepiej, nie, jeśli stawką w tej grze były duże pieniądze. To była prawdziwa wojna, a on musiał ją wygrać.
     Jak w transie wszedł pod prysznic i wykonywał wszystkie poranne czynności. Na suche już ciało założył białą koszulę i zarzucił na plecy czarną marynarkę. Na szyi przewiązał granatowy krawat i na lewy nadgarstek założył zegarek, według którego miał jeszcze 25 minut do wyjścia. Teraz pozostało już tylko spryskać ciało perfumami i był gotowy. Wszedł do przedpokoju, zgarniając po drodze jabłko ze stolika w kuchni. Jego mieszkanie nie należało do małych. Nigdy nie lubił ciasnych klitek, dlatego obiecał sobie, że będzie go stać na luksus i wygodę. Zabrał leżące na komodzie kluczyki, ubrał buty i niosąc pod pachą kask, wyszedł na spotkanie ze swoją ukochaną Angelą. Motor był dla niego jak żona, nigdy się z nim nie rozstawał i kochał go całym sercem. Uwielbiał z rana słuchać jego głośnego wycia, gdy przymierzał ulice miasta, a dodatkowym plusem było to, że działał na kobiety. Może nie potrafił wytrzymać z żadną dłużej niż 2, 3 dni, ale owszem lubił je, a one lubiły jego, seks cóż tu dużo mówić był naprawdę zajebisty, brakowało tylko zaangażowania z jego strony. Małżeństwo czy dzieci nigdy nie zajmowały wysokiego miejsca w jego hierarchii ważności. Lubił się bawić i korzystać z życia, a o to, co przyniesie los nigdy się nie martwił. Potrafił wyjść cało z każdej opresji.
     Z głośnym wyciem podjechał pod budynek firmy i w wyśmienitym nastroju przemierzał kolejne schody, prowadzące do jego gabinetu. Czuł, że ten dzień należy do niego i nic nie jest w stanie tego zepsuć. Z szerokim uśmiechem na ustach wszedł do gabinetu, który dzielił ze swoimi najlepszymi kumplami, ale niestety oni nie podzielali tak jego entuzjazmu.
-Co macie takie skwaszone miny? -zmarszczył brwi, siadając na biurku należącym do Leona i bawiąc się czarnym modelem mercedesa, który na nim leżał.
-Szef podjął decyzję, zgadnij kto zajmie się nową reklamą, o którą tak długi zabiegaliśmy? -Leon był wyraźnie wkurwiony i z furią przerzucał dokumenty. Nie dość, że stracili kontrakt warty miliony, to jeszcze jego życie prywatne legło w gruzach. Rozstał się właśnie z uroczą brunetką, która może i była piękna, ale zachowywała się jak nadopiekuńcza mamusia, czego on nie mógł znieść.
-Cholera, udało im się? -teraz również i Pasquarelliemu udzielił się zły nastrój.
-Jak widać -mruknął niezadowolony Diego. -Co z tym zrobimy?
-Podpisali już wszystkie dokumenty? -mózg Federico działał na najwyższych obrotach. Nie mógł pozwolić na to, żeby taki wpływowy kontrakt przeleciał im koło nosa.
-Jeszcze nie, podobno mają to zrobić dzisiaj na kolacji w tej nowej restauracji Santa Fe, wiesz tej obok naszej ulubionej siłki -Leon wstał zza biurka i niezadowolony zaczął krążyć po gabinecie.
-W takim razie jeszcze nie wszystko stracone -Federico uśmiechnął się cwanie. Jego przyjaciele dobrze znali ten uśmiech i wiedzieli, że Pasquarelli już planuje operacje na miarę Hitlera. Jeśli mu na czymś zależało osiągał to idąc do celu po trupach.
-Co znów wymyśliłeś? -zapytał zaciekawiony Diego, choć nie był pewien czy chce poznać odpowiedź na to pytanie. Czasami pomysły Pasquarelliego go przerażały, choć musiał przyznać, że często ratowały im tyłki.
-Pojawię się na tej kolacji -Federico przygryzł dolną wargę i znacząco poruszył brwiami. -Zjedziemy nasze kochane koleżanki i wygramy tą wojnę -zaskoczył z biurka i w znakomitym nastroju opuścił gabinet, kierując się do firmowej kuchni, aby w spokoju wypić kawę i pobajerować nową sekretarkę, która już od dłuższego czasu wyraźnie się w nim podkochiwała.
      Dwudziestotrzyletnia blondynka już od godziny siedząc w redakcji, wysłuchiwała jak jej najlepsza przyjaciółka żali się z powodu jakiegoś kolejnego faceta, który ją zostawił. Violetta była nadopiekuńcza i nadgorliwa, dlatego wszyscy faceci prędzej czy później nie mogli z nią wytrzymać i odchodzili. Płakała ze wzruszenia podczas seksu, wydzwaniała do nich 24 na dobę pytając się o totalne pierdoły typu "zjadłeś obiad, kochanie?", a ostatnio bardzo usilnie chciała mieć dziecko i robiła w photoshopie przeróbki zdjęć jej i partnera, mówiąc, że tak będzie wyglądał ich wspólny berbeć. Ludmila kochała Violę jak siostrę, ale nie dziwiła się, że  tym razem niejaki Leon, o którym cały czas trajkotała, nie wytrzymał i ją zostawił. Wielokrotnie mówiła jej, że nie może w ten sposób osaczać partnera, ale Vilu twierdziła, że przyczyną rozpadu wszystkich jej związków jest to, że jest przecież taka gruba. Razem z Fran nie mogły już znieść tej paplaniny i kiwały tylko głowami lub wtrącały jakieś monosylaby, pisząc kolejny artykuł dla "Composure". Redakcja, w której pracowały, wydawała najlepiej sprzedający się tygodnik dla kobiet. Pisały felietony i artykuły na tematy najbardziej interesujące współczesne kobiety, ale to nigdy nie było marzeniem Ludmiły. Ona chciała pisać o polityce i problemach dzisiejszego świata, a nie o ploteczkach i najnowszych trendach modowych. Codziennie obiecywała sobie, że szczerze porozmawia z szefową, ale ta nigdy nie chciała jej słuchać i zawsze zbywała ją jakąś drobnostką.
-Zebranie działu moje panie, halo, halo zapraszam do mojego gabinetu -głos pani Waldorf odbijał się echem w głośnikach i wszystkie dziennikarki zaczęły kierować się do gabinetu szefowej. Blondynka nigdy nie lubiła tych zebrań. Na każdym z nich najpierw omawiały podział kolejnych głupich artykułów, a później plotkowały na jakieś mało interesujące tematy. Wolała spędzić ten czas inaczej i bardziej produktywnie, a siedzenie na kanapie u szefowej i gadanie o głupotach na pewno się do tego nie zaliczało.
-No więc słucham -zaczęła pani Woldorf wygodnie rozsiadając się w fotelu na środku gabinetu -jakie macie dla mnie propozycje?
     Każda dziennikarka zaczęła wymieniać tytuły artykułów nad którymi w tej chwili pracuje, tylko Ludmila i Violetta siedziały cicho. Violetta dlatego, że była tak mocno pochłonięta użalaniem się nad swoim życiem osobistym i nie zaczęła nawet pisać artykułu, a Ludmila, bo miała artykuł, ale taki, który na pewno nie odpowiadałby standardom jej szefowej. Wątpiła, żeby problemy polityczne zaciekawiły współczesne kobiety, ale czytając dzisiejsze wiadomości znalazła prawdziwą perełkę i aż grzechem było o niej nie napisać.
-Violu -szefowa, zwróciła się do jej przyjaciółki -a ty, co dla mnie dzisiaj przygotowałaś?
     Brunetka spanikowana rozglądała się po gabinecie, szukając czegoś co mogłoby posłużyć jako temat artykułu. Wiedziała, że szefowa nie byłaby zadowolona, jeśli powie, że nie ma nic do zaoferowania, a nie mogła sobie pozwolić na zwolnienie z pracy. Nie była bogata, ale praca w redakcji zapewniała jej jednak jakiś standard życia, z którego nie chciała rezygnować.
-Chłopak ją rzucił -odezwała się szybko Fran, pragnąc ratować sytuację. Wiedziała, że pani Woldorf uwielbia melodramaty, więc może tym razem upiecze się biednej brunetce. Miała racje, szefowa była zachwycona lekko ubarwioną opowieścią Fran i chciała nawet, żeby Violetta napisała o tym artykuł. Dziewczyna speszona zaczęła się słabo wykręcać i Ludmila widząc pozycję, w której znalazła się jej przyjaciółka, zgłosiła się na ochotnika. Viola z przerażeniem spojrzała na blondynkę i prawie niezauważalnie zaczęła kręcić głową.
-Ta historia będzie moją inspiracją -zaczęła powoli blondynka, chcąc ratować sytuację -niech pani spojrzy na Violę, jest czarującą, młodą kobietą, ale ma problem z utrzymaniem związków, podobnie jak wiele naszych czytelniczek -ciągnęła, chcąc szybko coś wymyślić -więc pomyślałam, że mogłabym zacząć umawiać się z facetem i stracić go, ale używając tylko klasycznych pomyłek, jakie większość kobiet, w tym Violetta, popełnia -uśmiechnęła się sama do siebie i w duchu pogratulowała sobie twórczej wyobraźni. -Będę prowadzić dziennik, coś typu rady jak to robić, ale na odwrót.
-Czego nie robić -podłapała pani Woldorf z zadowoleniem potakując.
-Dokładnie -potwierdziła Ludmila z szerokim uśmiechem na ustach. Violetta podziękowała bezgłośnie przyjaciółce i posłała w jej stronę uśmiech pełen wdzięczności.
-,,Jak stracić chłopaka w 10 dni" tak rób to, podoba mi się  -zatwierdziła kobieta i z zadowoleniem wprowadziła kolejny tytuł do zbioru odpowiadających jej artykułów. Pani Woldorf chciała przejść do kolejnego etapu spotkania i podzielić się z pracownicami nowymi biurowymi ploteczkami, kiedy rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Po chwili te otworzyły się, a w progu stanęły dwie piękne kobiety. Pani Woldorf uśmiechnęła się do nich szeroko i gestem dłoni zachęciła do wejścia w głąb gabinetu.
-Moje drogie, to są Camila Torres i Natalia Vidal, panie które chcą nawiązać z nami współpracę -przedstawiła je szefowa. -W sobotę, tą w przyszłym tygodniu odbędzie się bal tematyczny nawiązujący do diamentów, który organizuje firma, dla której pracuje pani Torres i pani Vidal. Jak nieoficjalnie wiemy będą one twórcami reklamy dla państwa Delarosa, którzy, jak chyba każda z was wie, prowadzą biznes diamentowy. Nas, jako najlepsze pismo dla kobiet w naszym mieście, oczywiście nie może tam zabraknąć, więc jedna z was napisze o tym przedsięwzięciu -kobieta klasnęła w dłonie, niezwykle ucieszona i rozejrzała się po sali, szukając odpowiedniej osoby, której mogłaby zlecić to zadanie. Jej wzrok zatrzymał się na zgrabnej brunetce, która nieśmiało siedziała na kanapie obok swoich przyjaciółek i zmartwiona patrzyła przed siebie. -Może ty, Violetto? Chciałabym, abyś zajęła się tym projektem skoro nie masz jeszcze zaczętego artykułu.
-Oczywiście, podejmę się napisania tego artykułu -dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, pragnąc aby ten cały cyrk się już skończył i aby mogła wrócić już do łóżka, żeby na nowo moc użalać się nad marnością swojego życia.
-Świetnie -pani Woldorf ponownie klasnęła w dłonie -w takim razie możecie już iść, to wszystko na dzisiaj.
     Wszystkie kobiety powoli kierowały się do wyjścia, tylko Ludmila cały czas czekała, aż będzie mogła w końcu porozmawiać z szefową. W gabinecie zostały również Camila i Natalia, chcąc omówić z panią Woldorf szczegóły dotyczące balu.
-Coś się stało Ludmila? -starsza kobieta pytająco podniosła jedną brew i zasiadła na fotelu za biurkiem.
-Nie, chociaż właściwie to tak -zaplątała się blondynka. -Pani Woldorf chodzi o to, że nie chcę pisać tylko o modzie i zabiegach upiększających, przez pisanie chciałabym przekazywać naszym czytelniczkom coś więcej niż tylko rady jak mają umeblować mieszkanie czy jak się ubrać -Ludmila spojrzała bałaganie na szefową, żeby ta zrozumiała o co jej chodzi. Kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową i uśmiechnęła się ciepło.
-W porządku Ludmilo, w takim razie jeśli artykuł, nad którym teraz pracujesz, stanie się hitem, będziesz mogła sama wybierać tematy, które będziesz chciała poruszać w swoich felietonach -blondynka poczuła niewysłowioną wdzięczność do tej starszej kobiety i uśmiechnęła się do niej szczerze.
-A na jaki temat teraz piszesz? -zapytała ciekawa Natalia i posłała w stronę dziewczyny pogodny uśmiech.
-Właśnie zaczynam...
-,,Jak stracić chłopaka w 10 dni" -weszła jej w słowo szefowa i z ożywieniem zaczęła tłumaczyć pomysł na felieton. -Ludmila ma rozkochać w sobie jakiegoś faceta i popełniając klasyczne pomyłki, stracić go.  W ten sposób nasze czytelniczki będą wiedziały czego się wystrzegać chcąc zbudować związek - Natalia i Camila spojrzały na blondynkę z uznaniem i zaczęły wypytywać o szczegóły planu. Kiedy Ludmila wychodziła z redakcji było już dawno po 16.00, więc w ekspresowym tempie dotarła do domu, bo na 17.00 była umówiona z Fran i Vilu w Santa Fe na poszukiwanie naiwniaka, którego miała w sobie rozkochać.
     Federico podjechał właśnie pod restaurację, w której jego konkurentki miały podpisywać umowę z jego szefem. Był pewny, że nie da się łatwo spławić i nie pozwoli, żeby to Camila i Natalia przejęły projekt, który mógł mu zapewnić przypływ dużej gotówki. Był zdolny nawet pójść na duże ustępstwa byleby tylko zgarnąć kontrakt. Pewnym siebie krokiem przymierzał właśnie pięknie udekorowaną salę, kierując się do stolika przy którym siedziała już jego konkurencja i szef.
-Miło mi państwa widzieć -uśmiechnął się szeroko i przysunął sobie krzesło, nawet nie pytając o zgodę towarzystwa -bardzo się cieszę, że zaprosiliście mnie na tą pyszną kolację. Naprawdę szefie jestem pełen podziwu.
-Federico nie rób scen -skarcił go facet w podeszłym już wieku.
-Szefie, nie dał mi pan nawet szansy, żebym mógł pokazać co potrafię -Pasquarelli nie miał zamiaru odpuszczać. Od razu naskoczył na szefa, nie przyjmując do świadomości braku akceptacji jego kandydatury.
-Federico, diamenty są jak kobiety, trzeba umieć się z nimi obchodzić i dobrze je sprzedać, powiedz mi kto lepiej zareklamuje te warte miliony świecidełka, niż te piękne panie, które przed tobą siedzą?
-Ja -odpowiedział krótko brunet, co wywołało śmiech przy jego stoliku.
-Pasquarelli bez obrazy, ale ty nie masz zielonego pojęcia, jak sprzedać diamenty w kręgu bogatych kobiet. Sam nie byłeś w związku, który trwałby dłużej niż trzy dni. Myślisz, że z takim stażem jesteś gotowy mówić, czego pragną kobiety, a czego nie? To trochę żałosne nie sądzisz? -odezwała się milcząca dotąd Camila. Dziewczyna nigdy nie lubiła Pasquarelliego i wiedziała, że jest on trudnym przeciwnikiem, ale ona również nie zamierzała rezygnować z tego kontraktu. Był on za bardzo wartościowy na takie proste gierki.
-Nawet nie dajecie mi szansy na wykazanie się -oburzył się brunet. Owszem, może nie chciał wiązać się z żadną kobietą, ale przecież nie znaczy to od razu, że nic o nich nie wiedział.
-W porządku zawrzyjmy układ -powiedział ugodowo szef -Federico, jeśli udowodnisz mi, że potrafisz utrzymać przy sobie kobietę i sprawić, żeby była ona w tobie zakochana kontrakt będzie twój, a jeśli nie, przejdzie on w ręce dziewczyn.
-A skąd możemy mieć pewność, że nie umówi się z żadną, żeby udawała jego dziewczynę? -zapytała rzeczowo Natalia.
-A stąd słoneczko, że same mu ją wybierzecie. Macie do wyboru wszystkie dostępne w tej restauracji kobiety. Pamiętaj Federico masz przyprowadzić ją ze sobą na bal diamentów w sobotę, a dziewczyna ma być w tobie zakochana do nieprzytomności. 10 dni dasz radę? -mężczyzna miał już dość tych ciągłych kłótni między swoimi pracownikami. Miał nadzieję, że prosty zakład rozwiąże jego problemy.
-Oczywiście -uśmiechnął się brunet -więc, która to ta szczęśliwa wybranka?
     Natalia rozglądała się intensywnie po sali szukając najlepszej kandydatki, kiedy jej wzrok padł na dziewczynę, która wchodziła właśnie do sali. Była to ta sama blondynka, którą poznała dzisiaj u pani Woldorf i która pisała artykuł na temat uprzykrzania życia facetom na każdy możliwy sposób. Uśmiechnęła się sama do siebie i odwróciła w stronę Federico, patrząc mu głęboko w oczy.
-Blondynka, ta przy drzwiach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie smerfy :*
W ten uroczy poniedziałek chciałabym wam przestawić prolog nowej historii inspirowanej moim ulubionym filmem. Oglądając go ostatnio tak naszła mnie myśl, żeby napisać opowiadanie o tej historii, ale wklejając do niego moją ulubioną parę.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Czekam na wasze reakcje.
Do zobaczenia :*
Wera ;D

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział dodatkowy*

zamieszczony ze specjalną dedykacją dla rugg pasquarelli, która gdzieś mi się ostatnio zgubiła i strasznie nad tym faktem ubolewam! Słonko, byłaś ze mną praktycznie od samego początku i bardzo ci za to dziękuję, również za wsparcie i za każdy twój komentarz, który wywoływał na mojej twarzy szeroki uśmiech lub dał mi mocnego kopa do działania i myślenia, dziękuję ci za obecność i mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć również przy nowym opowiadaniu, a teraz specjalnie dla ciebie rozdział z perspektywy Federico :D


         W końcu wyszliśmy z tego cholernie zatłoczonego lotniska i ruszyliśmy w kierunku sporej grupy czekającej na zewnątrz. To po prostu musiała być banda tych idiotów, którzy przyjechali z nami na ten cały obóz. Gdyby nie Leon zapewne gralibyśmy właśnie mecz życia w jakimś zajebistym kurorcie w LA, a gorące laski nosiłyby nam drinki z palemką. Zabije kiedyś tego gnoja i tą całą Violettę i wybije im z głowy takie idiotyczne pomysły. "Obóz marzeń w malowniczym Madrycie... bla, bla, bla" i ten szczerzący się facet na broszurze... Co to ma być?!
-Chyba powinniśmy ogarnąć tego całego organizatora, żeby nas wpisał na listę -Leon, wybawca zagubionych się znalazł.
-Stary on stoi przed tobą -Diego westchnął i przewrócił oczami. 
     Był tak samo zadowolony jak ja. Verdas i te jego podboje miłosne. We Włoszech mógł mieć każdą, ale nie, on zadurzył się w jakiejś Violettcie z Buenos Aires, przecież to do cholery drugi koniec świata!
     Leon odwrócił się we wskazanym przez Diego kierunku i w końcu zauważył tego idiotę z broszury przy którym stały właśnie jakieś trzy laski. Zaraz... jakieś laski? Na tym obozie? Niemożliwe! Zmierzyłem wzrokiem dokładnie każdą z nich, ale to blondynka zrobiła na mnie największe wrażenie. Długie nogi, zgrabny tyłek, dobrze wyrzeźbiony brzuch przykryty pod jakąś białą, obcisłą bluzeczką i fajne cycki, od których ciężko było odwrócić zachłanny wzrok. Jej długie, blond włosy opadały falami na plecy, a duże niebieskie oczy z irytacją i znużeniem patrzyły na szczerzącego się faceta. Och, już jesteś moja skarbeczku.
-Zamawiam tą z czarnymi włosami -powiedział Diego, patrząc w tym samym kierunku co ja.
-Biorę blondynkę -zaklepałem i już miałem do niej podejść, ale Leon położył mi rękę na ramieniu.
-Ta po środku to Vilu, a to znaczy, że blondynka i szatynka to jej koleżanki. Zaraz ją zawołam i nas z nimi zapozna -wyszczerzyłem się jak idota i spojrzałem na Verdasa z niemą miłością wymalowaną na twarzy.
-Chcę tą blondynkę stary - jeszcze raz zmierzyłem ją wzrokiem. Te nogi, ten tyłek i te cycki, tak, to musi być chodzący ideał kobiety.
-Na twoim miejscu nie jarałbym się tak bardzo, bo z tego co wiem to Lud. Vilu mówiła, że to chodząca bogini seksu, która spławia wszystkich śliniących się do niej facetów.
     Czyli jest twarda i nie do zdobycia. Spoko, lubię takie. Zabawimy się.
-Ja będę pierwszym dla którego zrobi wyjątek.
     Leon wyszczerzył zęby i zawołał do nas tą swoją przyjaciółkę. Violetta podleciała do niego i rzuciła mu się na szyję. Och, cóż za bajkowy, kurwa, obrazek. Szatynka i blondynka cały czas lustrowały nad swoim przenikliwym wzrokiem. Blondi miała obojętny wyraz twarzy, a szatynka uśmiechała się do nas nieśmiało.
-Tyle czasu -powiedział Leon. On i te jego gadki na podryw... Zawsze był chłopak słaby w te klocki, ale nie wiedziałem, że aż tak. Chyba trzeba to szybko przerwać.
-Dobra stary, my też chcemy się przywitać -położyłem rękę na jego ramieniu i posłałem w stronę brunetki mój specjalny uśmiech, który zawsze działał na wszystkie laski we Włoszech.
-Fede! -krzyknęła dziewczyna i teraz już wisiała na mojego szyi.
      Nie sądziłem, że będzie pamiętała moje imię. Gadaliśmy tylko raz przez skype'a u Leona, więc byłem zaskoczony jej pamięcią. No ale  przecież jest dziewczyną, a one wszystkie są takie same. Cały czas mówią, że to faceci lecą tylko na wygląd, a same robią dokładnie to samo. Czysta hipokryzja.
-Ciebie też miło w końcu poznać -zaśmiałem się, puszczając jej oczko.
      Leon cały czas o tobie gadał, więc jeśli przez ten tydzień nie zrobi nic, żeby powiedzieć ci jak mocno jest w tobie zabujany i ewentualnie cię przelecieć, to go chyba własnoręcznie zamorduję. Nie ma sprawy kochanie, doktor Pasquarelli zajmie się twoim kochasiem.
-Jeszcze ja chcę się przywitać! -Diego podbiegł do nas i zaczął ściskać się z dziewczyną.
     Spojrzałem na blondi, która stała z założonymi rękami i z obojętną  miną przyglądała się tej idiotycznej scence. Była naprawdę piękna i założę się, że wielu debili próbowało już zdobyć jej serce, albo dobrać jej się do majtek. No cóż, dziś jest twój szczęśliwy dzień kochanie, właśnie znalazłaś osobę, która nie da się tak łatwo spławić. Dla mnie nawet taka twarda laska jak ty nie stanowi zbytniego wyzwania.
-Vilu -zwróciłem się do brunetki -a może przedstawisz nam swoje śliczne koleżanki? -posłałem w ich stronę mój specjalny uśmiech i puściłem oczko. Stałe zagranie.
        Kątem oka widziałem jak większość dziewczyn z zainteresowaniem patrzy w naszą stronę, ale ja nie mogłem oderwać wzroku od ślicznej blondynki, która przewróciła oczami, a na jej ustach zagościł uśmiech politowania. Cholera, co robię źle? Przecież we Włoszech każda na to leciała.
-To jest Fran -głos Violetty sprowadził mnie na ziemię -też jest Włoszką, więc sądzę, że się dogadacie.
     Pierwszy znalazł się przy niej Diego i chyba sprzedał jej jakiś żart, bo dziewczyna zaśmiała się melodyjnie. Przejrzałem jej się bliżej i musiałem przyznać, że ona też była naprawdę ładna. Dopiero teraz zauważyłem jej typowo włoską urodę. Długie, proste, czarne włosy były związane w wysoki koński ogon, ciepłe, brązowe oczy patrzyły na wszystkich przyjaźnie, ale z dozą nieśmiałości, a na ustach gościł pogodny uśmiech. Miała na sobie krótką, białą sukienkę, co tylko dodawało jej uroku. Przedstawiłem się i uśmiechnąłem szczerze, a dziewczyna niepewnie przywitała się ze mną. Kolejnym punktem programu była nasza urocza blondi.
-To Lu -przedstawiła ją Viola, a ja jak ten kretyn zastanawiałem się od jakiego imienia pochodzi to zdrobnienie.
     Dziewczyna zdążyła się przywitać z Diego i Leonem, a ja zauważyłem, że za wszelką cenę chce sprawiać wrażenie chłodnej i niedostępnej. Hmm, może jest zajęta? Nie, raczej nie, a nawet jeśli, to po tym tygodniu nie będzie już w szczęśliwym związku.
-Miło mi cię poznać ślicznotko -chciałem dobrze wypaść, podobno liczy się pierwsze wrażenie jakie robi się na nowopoznanej osobie -jestem Federico -wyciągnąłem do niej dłoń, którą ona lekko uścisnęła.
-Ludmila Ferro -powiedziała chłodno i odwróciła się szybko, uderzając mnie blond włosami po twarzy.
     Stałem tam jak skończony idiota i obserwowałem oddalającą się sylwetkę dziewczyny. O nie, moja panno, tak się bawić nie będziemy! Zdobędę cię choćbym miał udawać twojego przyjaciela i powiernika. Wraz z zakończeniem obozu będziesz we mnie nieprzytomnie zakochana, skarbie.
- I tak będziesz moja -szepnąłem sam do siebie, pragnąc upewnić się w tym przekonaniu i ruszyłem za oddalającymi się sylwetkami moich towarzyszy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedzę sobie w pokoju i przy dźwiękach Greenday'a piszę dla was to coś. Polecam serdecznie takie momenty. :DW szkole nadal mnie gnębią i jak sobie pomyśle, że w poniedziałek mam tam wracać to już mi niedobrze. 40 idiomów na angielski to przecież to, co tygryski lubią najbardziej. -.-Wiecie, to już koniec tego opowiadania i zrobiło mi się trochę smutno. W rozdziale dodatkowym zrobiłam taki powrót do korzeni. Rozdział pierwszy, ale z punktu widzenia Federico. Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.Zastanawiam się również nad tym czy kontynuować moją twórczość na tym blogu. Koniec serialu i koniec Violetty, więc nie wiem czy ktoś będzie jeszcze zainteresowany czytaniem fanfiction na jej temat. Piszcie czy mam kontynuować działalność, bo przecież piszę dla was, więc jeśli wy zostaniecie, ja też będę :)Wypoczywamy w weekend i czekamy na WAKACJE!!! Z racji tego, że mieszkam tylko 15km od morza, chciałam się tam wybrać rowerkiem, a tu pogoda robi mi na złość i niby będzie padać... Ale spokojnie spędzę ten czas bardzo produktywnie, bo przecież biologia, chemia, niemiecki i inne straszne rzeczy same się nie nauczą :/To chyba najdłuższa notka w historii tego bloga! :OPiszcie mi co sądzicie na temat całego tego opowiadania, szczerze mówiąc jest to pierwsze moje autorskie wystąpienie, więc na razie sporo się uczę i jestem jeszcze mniej doświadczona niż inne bloggerki. Wszelkie skargi i zażalenia są jak najbardziej mile widziane, bo muszę wiedzieć co jeszcze poprawić.Już nie przynudzam i czekam na wasze opinie.Trzymajcie się :*Wera ;D