Wstałam dzisiaj z ogólnym poczuciem beznadziei. Na niebie kłębiły się ciemne chmury, słońce schowało się gdzieś za horyzontem i zachowywało się jakby miało nas wszystkich głęboko w dupie. Nie obchodziło go w ogóle, że dzisiaj jest ostatni dzień naszego obozu i ludzie mają plany. Mieliśmy dzisiaj z Leonem spędzić czas razem, przecież to były nasze ostatnie chwile! Miało być gorąco, pachnąco i zajebiście, a co nam pozostało? Jedno, wielkie, mokre gówno i nie mówię teraz tylko o pogodzie. Ludmila znów płacze tylko tym razem nie przez wielkiego przystojnego dupka, który ma na nazwisko Pasquarelli, ale z jej powodu. Twierdzi, że zachowuje się jak pieprzona egoistka, bo ze względu na nią chłopak zdecydował się zostać dodatkowo jeden ostatni dzień. Wszyscy cholernie mu współczujemy i myślę, ze po cichu każdy z nas go trochę podziwia. Nie jest łatwo zostać mając świadomość, ze jego matka leży umierająca w szpitalu. Och, życie to jedna wielka katastrofa!
Zasłoniłam szybko firany, żeby zakryć ten paskudny obraz za oknem. Zostałam w pokoju zupełnie sama, dziewczyny nagle się gdzieś ulotniły, zaraz po tym jak James powiedział, że dzisiaj mamy dzień wolny. Niby super, ale jednak pogoda niszczyła wszystkie moje genialne plany na spędzenie tych ostatnich chwil w przyjemniej atmosferze. Leon też gdzieś wyparował i nie wiem za bardzo czy powinnam się martwić i czy sobie nic jeszcze nie uszkodził, bo miał do tego naturalne zdolności. Do tej pory nie wiem jak on sobie poradził mieszkając we Włoszech i mało tego, grając w nogę w tej ich szkolnej drużynie! Chyba opatrznosc boża wzięła go w opiekę widząc biedne, nieudolne i tak cholernie kochane duże dziecko- najlepsze co mi się w życiu przytrafiło. Kochałam go na zabój i nie potrafiłam już teraz wyobrazić sobie życia bez tej cudownej mordki przy boku. Gdyby tylko coś mu się stało, umarłabym razem z nim. To przerażające jak bardzo jesteśmy w stanie uzależnić się od drugiej osoby, ale tak właśnie było ze mną. Byłam uzależniona od Verdasa, jego obecności, dotyku, pocałunków, od niego całego.
Opadłam delikatnie na poduszki, ale nie było mi dane długo leżeć, bo zaraz usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam uśmiechniętego Leona, wyglądającego zza framugi. Chłopak przekroczył próg, zamknął za sobą drzwi i przysiadł przy mnie na łóżku.
- Beznadziejna ta dzisiejsza pogoda, co? -złapał pasmo moich włosów i zaczął się nimi bawić, przewracając je zgrabnymi ruchami między palcami. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jego zapachem, dotykiem i obecnością. Starałam się wszystko zapamiętać jak najlepiej, żeby w Buenos Aires móc czasem wrócić do tej chwili przynajmniej we wspomnieniach. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam nad sobą pochylającego się chłopaka, jego szmaragdowe oczy, brązowe włosy i delikatne wargi, które wykrzywione były teraz w cudownym uśmiechu. Podniosłam się lekko do góry i musnęłam je delikatnie. Kochałam tego człowieka, tak już było, nawet jeśli chciałabym z tym walczyć, nie miałabym najmniejszych szans.
-Chodź, zabieram cię gdzieś -wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się tajemniczo.
-Gdzie? -zachwywałam się jak małe dziecko, któremu rodzice chcą zrobić niespodziankę, ale ono nie jest w stanie długo czekać. Szybko wstałam z łóżka i łapiąc Leona za rękę opuściłam nasz pokój. Brunet zaczął się ze mnie śmiać i poprowadził mnie do schodów ewakuacyjnych w hotelu.
-Niespodzianka! -krzyknął mi rozpromieniony do ucha, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Schody ewakuacyjne? To już lepiej chodźmy do szafy, tam przynajmniej na końcu może być Narnia -chłopak znów zaczął się śmiać i pocałował mnie w policzek.
-Idziemy na górę, moja droga -spojrzałam na niego zdziwiona i jednocześnie zafascynowana. Zawsze lubiłam robić dziwne rzeczy i zastanawiało mnie też co takiego wykombinował Leon. Szybko pokonywałam kolejne schodki, a ciekawość przybierała na sile z każdym stopniem. W końcu zatrzymaliśmy się przed dużymi brązowymi drzwiami, które Leon otworzył jakimś dużym kluczem. Niepewnie przekroczyłam próg, a moim oczom ukazała się cudowna panorama Madrytu od której ciężko było odwrócić wzrok. Biegiem pognałam do barierek bezpieczeństwa, żeby znaleźć się jak najbliżej tego boskiego widoku.
-Podoba ci się?
-Leon tu jest cudownie! -rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi i dziękowałam Bogu, ze mi go zesłał.
-Lu, Fran i dwójka tych włoskich idiotów pomogła mi też przygotować to -obrócił mnie lekko, a moim oczom ukazał się kosz piknikowy, stojący na środku rozłożonego koca. Gdzieniegdzie ustawione były też małe pachnące świeczki, stwarzające piękną aurę. Zabrakło mi słów. Nigdy nie miałam z tym problemu a teraz stałam tam na środku tego bajecznego poddasza i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Byli niesamowici, gdyby tylko teraz tu przyszli wycałowałabym każdego z osobna.
-Dziękuję -to jedyne słowo, które teraz byłam w stanie wydusić -Kocham cię, Leon.
-Najmocniej Vilu -poczułam jego ciepłe wargi na swoich i wszystko zupełnie przestało się liczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Gdzie idziemy Diego? -kolejny raz zadawałam to pytanie i kolejny raz zamiast odpowiedzi słyszałam głuchą ciszę. Od pół godziny szliśmy gdzieś ulicami Madrytu, a z nieba kapał wnerwiający deszcz. Na domiar złego mój chłopak zupełnie nie chciał mi powiedzieć dokąd idziemy i co chwilę sprawdzał coś na mapie. Przeczuwałam, że chyba się zgubiliśmy, ale Diego uparcie uważał, ze wie dokąd idzie, ba! on Madryt znał jak własną kieszeń. Dobre sobie, mnie nie oszuka. Dobrze, ze przynajmniej wzięliśmy ze sobą płaszcze przeciwdeszczowe, może wyglądaliśmy jak para wielbłądów, ale przynajmniej było nam sucho. Niestety gorzej z ciepłem, było mi cholernie zimno i chciałam już dojść w to jego wymarzone miejsce, albo przynajmniej napić się gorącej herbaty i zapomnieć, o tym, że mój genialny chłopak wyprowadził nas, właściwie to nawet nie wiem gdzie. Mijaliśmy kolejne kawiarenki i za każdym razem tęsknie zerkałam w stronę każdej z nich. Po kolejnych 20 minutach bezsensownego marszu byłam coraz bardziej zła, zatrzymalam się raptownie i nawet nie myślałam ruszać w dalszą drogę.
-Co się dzieje Fran, czemu stoimy? -Diego spojrzał na mnie zdziwiony i schował mapę to kieszeni.
-Bo idziemy teraz na kawę -próbowałam resztkami sił panować nad sobą i nie wybuchnąć teraz na środku ulicy.
-No co ty jeszcze 10 minut i będziemy na miejscu -wyciągnął do mnie dłoń, ale ja dalej uparcie stałam w miejscu.
-Idziemy na kawę Diego, jest mi zimno, cały czas pada, a ty nie wiesz gdzie iść, nie mam zamiaru nigdzie chodzić albo idziesz sobie sam, albo idziesz ze mną do kawiarni, wybór należy do ciebie -wyminęłam go wściekła i weszłam do pierwszego przytulnego i ciepłego miejsca, które napotkałam po drodze. Zajęłam miejsce przy jednym ze stolików i zaczęłam studiować menu, a kiedy w końcu się zdecydowałam, podniosłam wzrok znad karty i zobaczyłam siedzącego naprzeciwko mnie Hernandeza.
-Co bierzemy? -zapytał naburmuszony, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Z racji tego, ze zdecydowałeś się tu zjawić ty możesz wybrać co weźmiemy -chłopak wystawił mi język na miarę pięciolatka i poszedł złożyć zamówienie. Roześmiałam się głośno i zaczęłam oglądać wnętrze kawiarenki. Wszędzie dominował ciepły brąz, na każdym ze stolików była pachnąca świeczka, a w kącie sali był mały zestaw do karaoke, przy którym ludzie się gromadzili i wspólnie fałszowali do mikrofonu. Im gorzej ktoś śpiewał tym większe brawa dostawał, a ludzie śmiali się i śpiewali razem z nim. Zawsze lubiłam patrzeć na takie zabawy, ja sama nigdy nie mogłam pozwolić sobie na choćby najmniejszą nieczystą nutę. W OnBeat nie było miejsca dla ludzi, którzy coś źle robili. Albo jesteś dobry i zrobią z ciebie gwiazdę, albo nie masz czego szukać w tej szkole. Proste.
-Podoba ci się to? -nawet nie zauważyłam, ze Diego już wrócił i mnie obserwuje.
-Zawsze tak chciałam, dobrze się bawić i nie myśleć o tym, co sobie o mnie pomyślą ludzie -uśmiechnęłam się smutno i wsypałam dwie łyżeczki cukru do mojej kawy.
-No to na co czekasz? Idziemy! -chłopak pociągnął mnie za rękę i nim zdążyłam choćby zaprotestować trzymaliśmy już mikrofony.
-Śpiewaj najgorzej jak umiesz, krzycz to mikrofonu i baw się. Zapomnij o tych wszystkich osobach, tu i tak nikt cię nie zna -sztyn uśmiechnął się do mnie i zaczął śpiewać. Miał bardzo ładną barwę głosu, ale specjalnie nie trafiał w dźwięki, a ludzie wiwatowali i śpiewali razem z nim jakąś starą beznadziejną piosenkę. W środku utworu chłopak nie wytrzymał i zaczął się śmiać, a razem z nim śmiała się cała kawiarnia. Postanowiłam do niego dołączyć i na początku starałam się śpiewać czysto, ale po chyba 5 piosence zaczęłam się drzeć do mikrofonu razem z pozostałymi ludźmi. Nie obchodziło mnie to czy ktoś to słyszy i co sobie o mnie pomyśli, liczyło się tylko to, ze dobrze się bawiłam i w końcu zapomniałam o graniu cudownej i ułożonej Francesci. Teraz byłam sobą i mogłam pokazać również to, że nie jestem idealna, bo nikt z nas nie jest i to jest w tym wszystkim najcudowniejsze, ale jeśli mamy osobę, która akceptuje nas takimi jacy jesteśmy to wygrywamy największy skarb w życiu i ja także go wygrałam, bo stoi teraz koło mnie i tak samo jak ja dobrze bawi się, okropnie fałszując przy jakiejś starej piosence Kate Perry.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Federico gdzie mnie prowadzisz ?
- Niespodzianka, wytrzymaj jeszcze chwilę i wszystkiego się dowiesz.
Od dobrych 20 minut przestało padać i Federico uparł się, żeby mnie gdzieś zaprowadzić. Widziałam tylko jak bierze jedzenie, które udało nam podebrać z koszyka Leona i poczułam jak zakłada mi opaskę na oczy. Od tej pory nie wiem gdzie jesteśmy, jak daleko jeszcze do celu i co mamy w planach robić. Jedna wielka niewiadoma. Po jakiś 10 minutach drogi w końcu przystanęliśmy, a Fede ściągnął mi opaskę z oczu. Znajdowaliśmy się na dużym polu do golfa, nie wiem dlaczego i nie wiem po co. Spojrzałam na mojego towarzysza pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Urządzamy piknik moja droga, tak właśnie! -klasnął w dłonie. -Będziemy jeść same dobre rzeczy, rozmawiać o głupotach i teraz staniemy się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Przynajmniej taki jest plan -mrugnął do mnie konspiracyjnie, a ja po prostu nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się, widząc jego minę.
-Czy ty się właśnie ze mnie śmiejesz, Ferro? -podszedł do mnie i zmierzył swoim badawczym wzrokiem od góry do dołu.
-Ależ jakbym śmiała, Pasquarelli -uniosła ręce do góry w obronnym geście, ale i tak za dużo mi to nie pomogło, bo brunet złapał mnie w pasie i zaczął obracać na wszystkie strony świata. Na nic zdały się moje piski i zapewnienia, ze już nie będę się z niego śmiać. Kręcił się ze mną w najlepsze i teraz to on śmiał się, gdy ledwo stałam na nogach, a moja twarz przybrała zielonkawy odcień.
-Tylko mi tu nie wymiotuj Lu, bo jeszcze pomyśle, że to reakcjach alergiczna na mój widok. Ostatnio też przyprawiłem cię o mdłości, chociaż jeśli ma to się kończyć tak jak ostatnio to jestem w stanie zaryzykować -gadał jak najęty a moja głowa miała nie lada problem z ogarnięciem wszystkich informacji. Mdłości. On. Reakcja alergiczna. Ostatni raz. Cholera jemu chodzi o pocałunek, przecież ostatnio jak źle się poczułam to pomógł mi trafić do pokoju, a później się całowaliśmy. Szczerze mówiąc ja też bym to z chęcią powtórzyła. Zmróżyłam oczy i spojrzałam na ten szeroki uśmiech malujący się na jego twarzy. Pokręciłam rozbawiona głową i zabrałam się za rozkładanie koca i jedzenia, które mieliśmy ze sobą. Kiedy pochłonęliśmy już całe ciasto czekoladowe, zaczęliśmy bawić w jakieś głupawe gry z przedszkola. Ganialiśmy po całym polu golfowym, grając w berka i śmialiśmy się przy tym w najlepsze. Zachowywaliśmy się jak dzieci i nic nie było w stanie zepsuć nam tej cudownej zabawy.
Po kolejnych już wyścigach wyczerpani opadliśmy na koc i oddychaliśmy głęboko leżąc obok siebie. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się zapachem świeżego powietrza i leżącego koło mnie Pasquarelliego. Czułam się wolna, beztroska i szczęśliwa, tak jak jeszcze nigdy w życiu.
-Lu?
-Tak Fede? -odemknęłam lekko powieki i uśmiechnęłam się widząc pochylonego nade mną bruneta. Nie wiedziałam o co chce zapytać, ale jego twarz wyrażała pełną powagę, więc bałam się o co może chodzić.
-To co powiedziałaś wczoraj -zawahał się -że mnie kochasz. Zrobiłaś to tylko dlatego, bo bałaś się, że wyjadę? -jego oczy były tak brązowe jak jeszcze nigdy w życiu, wpatrywał się we mnie przerażony i oddychał płytko.
- Nie -odpowiedziałam stanowczo i zobaczyłam jak z ulgą wypuszcza powietrze z płuc -zrobiłam to, bo wtedy to do mnie dotarło, wtedy zdałam sobie sprawę, ze tak właśnie jest i nie zmienię tego, choćbym nie wiadomo ile razy się oszukiwała -nie wiedziałam co jeszcze mam dodać, ale nie musiałam się nad tym zastanawiać, bo wargi chłopaka z ogromną delikatnością opadły na moje. Nie spodziewałam się po nim, takiej czułości, nigdy w ten sposób się nie całowaliśmy i była to dla mnie miła odmiana. Nasze czoła zetknęły się, a palce były splecione po obu stronach mojej głowy. Było naprawdę cudownie i romantycznie.
Po chwili chłopak podał mi rękę i nie puszczając jej podnósł mnie, a następnie złapał w tali i zaczął lekko kołysać. Rozśmiałam się widząc, ze chce ze mną tańczyć na środki pola golfowego, ale nie przeszkadzało mi to, nie przeszkadzał mi nawet delikatny deszcz, który znowu zaczął kropić. Tańczyliśmy przytuleni do siebie i nikt ani nic nie było w stanie zepsuć tej chwili. Byliśmy tylko my. Ja i On. Razem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strasznie przepraszam, że rozdział tak późno, ale nie miałam ani weny, ani czasu żeby cokolwiek publikować.
Czekam na wasze opinie.
Jeszcze jeden rozdział i epilog, mam nadzieję, że tym razem szybciej uda mi się coś ogarnąć.
Kocham
Wera ;D
Miejsce ♥
OdpowiedzUsuńrugg
[*]
OdpowiedzUsuńCUDO CUDO CUDO!!!!!!
Leonetta ♥
Diecesca ♥
FEDEMILA ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Tak właśnie myślę XD
Nie no nie mogę mi słów brakuję :")
Ja nie chcę końca :'(
Ale liczę na Happy end ♥
KOCHAM CIĘ MOCNO MYSZKO ♥
rugg
Booooski, jak zawsze! Fedemiła <3333 Masz mega talent
OdpowiedzUsuń