-Już pierwszego dnia mi podpadacie- pogroził nam palcem. -Będę was miał na oku- powiedział i poszedł do przodu, prowadząc całą wycieczkę do hotelu.
-To wszystko twoja wina- szepnęłam do Włocha. –Gdyby nie te twoje głupie fochy, nigdy byśmy się nie spóźnili.
-Najlepiej całą winę zrzucić na mnie. Oh, to bardzo w twoim stylu, Ferro- warknął.
-Niby, co jest w moim stylu?
-Właśnie takie zachowanie. Mogłaś nie zaczynać tamtej rozmowy i też byśmy się nie spóźnili.
-Ach, czyli to moja wina?!- wydarłam się.
-Zamknij się, Ferro! Przez ciebie teraz wszyscy się na nas gapią.
Rozejrzałam się dookoła. Rzeczywiście, ten włoski bałwan miał rację. Wszystkie twarze zwrócone były w naszą stronę, dokładnie badając dalszy przebieg tej idiotycznej kłótni. Co to jakiś film fabularny do cholery? Może jeszcze mam im podać popcorn? Przewróciłam oczami i z gracją ruszyłam do przodu, pozostawiając Pana Mogłaś-Nie-Zaczynać-Tamtej-Rozmowy na szarym końcu.
Byłam wściekła na wszystkich i na wszystko, ale najbardziej zirytowała mnie postawa Pasquarelliego. To on zaczął ten teatrzyk z zazdrością i to przez niego się spóźniliśmy, a teraz nawet nie potrafi wziąć na siebie całej odpowiedzialności. Co za dzieciuch! Tak, dokładnie, DZIECIUCH!!!
Wściekła, mocno kopnęłam średniej wielkości kamyk, który bezwiednie leżał na drodze. Kretyn! Kretyn! Kretyn! Jak mogłam być taka głupia i choć przez chwilę pomyśleć, że możemy być przyjaciółmi? Zaślepił mnie chyba tym swoim cholernie czarującym spojrzeniem, które sprawiało, że cała się rozpływałam… Uh, Ludmila! Weź się w garść!
Odgarnęłam moje loki do tyłu i pewnym ruchem podniosłam do góry głowę. Spojrzałam przed siebie, próbując zebrać myśli. Ten człowiek był tak bardzo irytujący. Z jednej strony potrafił być pociągający i miły, a z drugiej tak okropnie zadufany i pewny siebie. Zdawałam sobie sprawę, że ten chłopak, co chwilę przywdziewał różne maski, a ja pragnęłam poznać jego prawdziwe i szczere oblicze, a nie jakąś tanią podróbkę.
Z moich rozważań wyrwał mnie dopiero głos Jamesa, gdy zorientowałam się, że stoimy już po hotelem.
-Dzięki naszej wspaniałej dwójce- spojrzał najpierw na mnie, a później gdzieś do tyłu, pewnie w poszukiwaniu wzroku Federa. –Macie tylko 20 minut, żeby przygotować się do obiadu. Potem jest czas wolny, więc mam nadzieję, że każda z dziewczyn, zdąży ułożyć włoski i ponakładać sobie wszystkie te upiększające cuda, tak, aby wyrobić się na 20.00. Na imprezie integracyjnej bawimy się do białego rana i później grzecznie o 9.00 meldujemy się na śniadanku. Jutro mamy w planach wycieczkę nad ocean, więc nie macie się, co martwić, jeśli będziecie trochę niewyspani, bo poleniuchujecie na plaży. Punkt 10.00 wyjeżdżamy spod hotelu, więc jeśli ktoś się spóźni- kolejna aluzja do naszej dwójki- po prostu nie zostanie zabrany. Kochani moi, bawcie się dobrze i pamiętajcie, żeby siedzieć w autokarze równo o 10.00. Jakieś pytania?
Nikt ze zgromadzonych nie ośmielił się zabrać głosu.
-Znakomicie- klasnął w dłonie. –No to lećcie do pokoi i za 20 minut widzimy się na obiadku.
Tępo patrzyłam na tego faceta, próbując dowiedzieć się skąd w nim tyle energii i radości? Zachowywał się jakby każda, choćby najmniejsza czynność sprawiała mu nie lada przyjemność.
-Oh, Lu, tu jesteś! Chodź, idziemy do pokoju- powiedziała Vilu, biorąc mnie pod ramię i ciągnąc do głównych drzwi hotelu.
W mgnieniu oka pokonałyśmy schody i już po chwili znajdowałyśmy się na II piętrze, tuż przed drzwiami do naszego pokoju.
-Vilu, masz klucz?- zapytała zmęczona Fran.
-Oczywiście, kochana- brunetka uśmiechnęła się szeroko.
Zastanawiam się, co takiego musiał nagadać jej Leon, że szczerzy się jak głupia do sera. Całą drogę szli ramię w ramię, śmiejąc się i plotkując. To mocno podejrzane…
Gdy tylko Violetta wpuściła nas do pokoju, ja bezwiednie opadłam na łóżko, przytłoczona ogromem dzisiejszych zdarzeń. W mojej głowie, co chwilę kłębiły się myśli związane z Federico. Ten chłopak był taki zagadkowy, a przez to tak bardzo pociągający. Nie mogłam przestać myśleć, o tym, że był dzisiaj o mnie zazdrosny. Na moją twarz wkradł się cień uśmiechu. ‘Zależy ci na nim’ podpowiadała moja podświadomość, ale uciszyłam ją szybkim ruchem głowy.
-Coś się stało, Lu?- zapytała Fran, podchodząc do mnie i siadając obok na łóżku.
-Nie, nic, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Myślisz o nim.
To było stwierdzenie, nie pytanie.
-Tak- szepnęłam.
Nie było sensu jej okłamywać. Ona i tak zawsze wiedziała, gdy mówiłam coś, co mijało się z prawdą.
-Oh, chodź tu- powiedziała i zamknęła mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
-Lud, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak na niego działasz.
Wtrąciła się do rozmowy Vilu.
-Co? –zapytałam, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.
Brunetka podeszła do mojego łóżka od drugiej strony i usiadła na nim po turecku.
-Ten chłopak oszalał na twoim punkcie. Leon mówił, że nie ma sekundy, żeby o tobie nie wspominał. Podobno pierwszy raz jakaś dziewczyna tak bardzo zawróciła mu w głowie.
Zrobiłam duże oczy. Po prostu nie mogła uwierzyć w słowa Violi. O rany…
-Nie chcę, żeby tak było- szepnęłam.
Dziewczyny spojrzały na siebie mocno zdziwione, a ja zrezygnowana opadłam na poduszki i zamknęłam oczy, próbując oderwać się od otaczającej mnie rzeczywistości.
-Haaalo! Lud, dobrze się czujesz? Jak to, nie chcesz, żeby tak było? –zapytała mocno zdezorientowana Fran.
Odemknęłam powieki i wsparłam się na łokciach. Spoglądałam to na nią, to na Violę.
-Za dużo mnie to wszystko kosztuje.
-Ale, Lu –zaczęła Vilu –nie uciekniesz przed tym.
Cholera! Stało się! Właśnie wypowiedziała na głos moje największe obawy. Kurwa, ma rację, nie ucieknę przed tym… Tyle już próbowałam, ale cały czas Federico siedzi w mojej głowie i właśnie podniósł się z zainteresowanie, gdy domyślił się, że o nim rozmawiamy. Cholerny Pasquarelli!
-Chodźmy na obiad- szybko zmieniłam temat, bo poczułam, że od nadmiaru informacji zaczyna kręcić mi się w głowie. –Nie chcę się znowu spóźnić- burknęłam.
-W porządku –odparły zrezygnowane, podnosząc się z mojego
łóżka.
Wyszłyśmy z
pokoju i uprzednio, zamykając drzwi, skierowałyśmy się do jadalni. Większość
naszej wycieczki było już na miejscu i czekało, gromadząc się przy stołach.
Zajęłyśmy jeden z nich, przy ścianie i grzecznie czekałyśmy na jedzenie.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak potwornie byłam głodna. Powietrze wesoło
hulało po moich wnętrznościach, a mój mózg w ogóle się tym nie przejmował,
będąc zbyt mocno skupiony na analizie moich uczuć względem Pasquarelliego.
Jak na komendę
wchodził właśnie do jadalni wraz z Leonem i Diego. Szli w trójkę, jeden obok
drugiego, a każdy z nich wyglądał jak grecki bóg. Nie można było oderwać od
nich wzroku. Żartowali z czegoś, bo idąc głośno się śmiali. Leon przeczesał
dłonią swoje nienagannie ułożone włosy i spojrzał w naszym kierunku. Szepnął coś
do pozostałej dwójki i oni także zerknęli w naszą stronę. Momentalnie zmienili
kurs swojej trasy i powoli podążali do naszego stolika. Rozejrzałam się po
sali. Wszystkie dziewczyny pożerały nas zazdrosnym i pełnym niedowierzania
wzrokiem. Tak, tak panienki, oni idą do nas. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Będziecie miały coś, przeciwko jeśli się przysiądziemy?
–zapytał Leon, nonszalancko opierając się o blat drewnianego stołu.
Oh, nie, nie
Verdas. Właśnie miałyśmy taką nadzieję…
-O ile nie zjecie nam naszych porcji… -odparła obojętnym
tonem Vilu, wzruszając ramionami.
Spojrzała
najpierw na mnie, a potem na Fran, przewracając oczami na widok zerkających w
naszą stronę, zazdrosnych panienek.
-I tak się ze mną podzielisz –zaśmiał się brunet, opadając
na krzesło obok niej. –Zawsze tak robiłaś, bo wszystkie porcje były dla ciebie
zbyt ogromne.
Ponownie
przewróciła oczami, tym razem w stronę Leona.
-Teraz jestem już dużą dziewczynką i nie oddam ci tak łatwo
kotleta –odgryzła się.
Na te słowa
chłopak zaśmiał się melodyjnie i spojrzał na Vilu, której kąciki ust mimowolnie
podniosły się do góry, a policzki oblały rumieńcem. Dopiero teraz dotarło do
mnie, jak wiele dla siebie znaczyli. Violetta zawsze opowiadała nam o nim, jako
o swoim bracie, ale teraz uświadomiłam sobie, że za tymi słowami zawsze kryło
się coś więcej.
Verdas patrzył na
nią z niemą miłością wymalowaną na twarzy. Jednak żadne z nich, nigdy nie
odważyło się przełamać bariery przyjaźni. Co za paradoks, będzie trzeba coś z
tym zrobić.
Moje rozmyślenia
przerwał młody chłopak, który przyniósł nam jedzenie. Uśmiechnął się ciepło, po
czym życzył nam smacznego i oddalił się pospiesznie. Zabrałam się za
pałaszowanie mojego spaghetti.
-Mmm włoska kuchnia, to włoska kuchnia –mruknęła z
zadowoleniem Fran, delektując się pysznym daniem.
-Dokładnie! A jadłaś risotto? To dopiero niebo w gębie –zaśmiał
się Federico, sprawnie nawijając makaron na widelec.
-No pewnie! Moja babcia często je robi. Zawsze jak jeżdżę do
niej na wakacje to raczy mnie jakimiś włoskimi przysmakami.
-Fajnie, będziesz jeszcze w tym roku? –zagadnął przyjaźnie.
O ironio!
Dlaczego dla mnie nie możesz być taki przyjazny, Pasquarelli?
-Niestety nie, ale przylatuję zimą na narty.
-Jak będziesz, to koniecznie daj mi znać. Pokażemy ci z
chłopakami najlepszą pizzerię na świecie –zaśmiał się pogodnie.
Leon i Diego
momentalnie obudzili się na wieść o pizzy.
-Przez ciebie naszła mnie ochota na capriciose, stary –powiedział
Leon, wzdychając z ciężkim sercem.
-Oh, capriciosa to jest, to… -rozmarzył się Diegito.
-Jedzcie, bo wam makaron wystygnie –zaśmiała się Viola,
przywracając wszystkich do porządku.
Po skończonym
posiłku, nasze drogi się rozeszły. Ja i dziewczyny zamknęłyśmy się w swoim
pokoju, a Diego, Leon i Fede poszli grać w piłkarzyki, które stoją na głównym
holu.
Bardzo chciałam
zadzwonić do Marco i opowiedzieć mu o wszystkich dręczących mnie sprawach, ale powstrzymywałam
się ze względu na Fran. Wiedziałam, że cholernie trudno jest jej pogodzić się z
ich rozstaniem i choć teraz podoba jej się Diego, to nadal czuje coś do mojego
przyjaciela.
Wzięłam z komody
mój telefon i wystukałam numer do mamy. Tak, to z nią potrzebowałam teraz
pogadać i wyżalić się. Odebrała już po drugim sygnale.
-Cześć malutka!
Jak zwykle
powitał mnie jej ciepły i przyjemny dla ucha głos.
-Cześć mamuś! Przeszkadzam?
-Ty nigdy, nie przeszkadzasz, kochanie. Co tam u ciebie?
Opowiadaj jak ci się podoba Madryt.
Zawsze pozytywnie
nastawiona do życia. Moja kochana mamusia…
-Oh, jest nieziemski. Dzisiaj byliśmy tylko na targu, ale
mamy jeszcze w planach zwiedzanie wszystkich zabytków. Jutro wybieramy się nad
ocean! Wyobrażasz sobie? Słońce, plaża, woda, żyć nie umierać.
Podniosłam się z
łóżka, na którym do tej pory siedziałam i wyszłam na balkon. Popołudniowe
słońce przyjemnie ogrzewało moje nagie ramiona i nogi.
-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, skarbie. Chciałabym
być tam z tobą i rozkoszować się tymi pięknymi widokami.
Uśmiechnęłam się
smutno. Bardzo mi brakowało mamy. Od kiedy rozpoczęłam swoją karierę z The Cloe
mocno się od siebie oddaliłyśmy.
-Tęsknię, wiesz? –powiedziałam smutno do telefonu, wpatrując
się w błękitne niebo.
-Ja bardziej, malutka.
W moich oczach
mimowolnie stanęły łzy. Tak bardzo chciałam ją w tej chwili przytulić i
pogłaskać po jej długich, blond włosach, które zawsze były zaczesane do tyłu.
-Kocham cię bardzo mocno, mamusiu.
-Ja ciebie też, słoneczko. Przyjeżdżaj szybko i nie
rozchoruj się.
Jak zwykle,
kochana i apodyktyczna mama. Zawsze dbała o mnie najlepiej jak umiała.
-A! Miej na uwadze, że musisz uważać na to, co jesz,
pamiętasz, co mówił ostatnio doktor i jak reagował twój organizm. Jak ci
smakowały moje ciasteczka?
Pokręciłam ze
śmiechem głową, na wspomnienie naszej autokarowej bitwy o wypieki mojej
rodzicielki.
-Były przepyszne, mamo.
-To dobrze –wyczułam, że się uśmiecha. –Dbaj o siebie,
kochanie i przyjedź do mnie w jednym kawałku.
-Postaram się
–zaśmiałam się.
-Pamiętaj, że
cię kocham, skarbie.
-Ja ciebie
bardziej.
-Trzymaj się,
córeczko.
-Pa, mamo.
Schowałam telefon
do tylnej kieszeni moich krótkich spodenek i wróciłam do pokoju. Dziewczyny już
zaczęły robić się na bóstwo na dzisiejszą, wieczorną imprezę. Przysiadłam się
do nich i przyglądałam z zainteresowaniem, jak Viola sprawnymi ruchami nakłada
cień na powieki Fran. Później wzięła tusz i przeciągnęła szczoteczką po długich
rzęsach Włoszki.
-Skończone –klasnęła w dłonie, uśmiechając się od ucha do
ucha. -Teraz ty, Lu – zagadnęła i odwróciła się w moją stronę.
Zamknęłam oczy i
z przyjemnością poddałam się zabiegom Violetty, zapominając o wszystkich
troskach i rozkoszując się chwilą spokoju. Tak, właśnie tego mi było trzeba…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo kazałam wam czekać na nowy rozdział :/
Jestem okropna, wiem XDD
Piszcie jak wam się podoba i co powinnam zmienić, żeby lepiej się wam czytało
Całuję gorąco :*
Wera ;D
PS Baaaardzo dziękuję za każdy nowy komentarz <3 KOCHAM NAJMOCNIEJ <3 To wieelka motywacja do pisania kolejnych rozdzialików :) Zapomniałabym, przekroczyliśmy już 1000 wyświetleń *.* Dziękuuuuuuję :D Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że komuś spodoba się to co piszę. Dziękuję <3 Bardzo <3 Kocham <3
Hej<3
OdpowiedzUsuńPierwsza<3
Moje<3
Rozdział CUDOWNY<3
Pasquarelli mnie wkurza ;/
A jeszcze bardziej rozmowa o pizzy Fran i Federico ;/
Nie mam pojęcia czemu...
Nie jesteś okropna... wspaniała tak<3
Czekam na next<3 Kiedy będzie?
Pozdrawiam i kocham<3
Hej <3 Dziękuję, za każde ciepłe słówko :)
UsuńNext pojawi się najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu, bo mam już połowę napisaną XDD
Czemu wkurza cię Pasquarelli ? Mam nadzieje, że po kolejnym rozdziale zmienisz o nim zdanie, bo będzie w nim pewnien ciekawy moment poświęcony tylko Fedemili :D Więcej nie zdradzam...
Kocham i całuję :*
O rety rety rety <3
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę z nowego rozdziału *.*
Rozdział jak zwykle cudowny! ^^
Niech się Feduś ogarnie jak można być takim niemiłym dla Lu :c
Bardzo podoba mi się relacja Ludmi i jej mamy, na większości blogów się kłócą a tu są ze sobą tak bardzo związane to urocze ;)
Leon i Vilu czuje miłość awww :*
Nie mogę się już doczekać nexcika i FEDEMILCI!! <3
Oooo nareszcie juz jestt !!
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudowny, nie moge się już doczekac naatepnego !!! :*