:)

:)

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział IV

      Siedzieliśmy w kawiarni ponad godzinę, gadając o głupotach i śmiejąc się z historii, którymi zasypywali nas chłopcy. Dawno już tak dobrze się nie bawiłam. W Buenos Aires po prostu brakowało mi na to czasu. Większość dnia spędzałam w OnBeat, a później leciałam do The Cloe na treningi. W moim życiu nigdy nie było czasu na odpoczynek. Szkoła, studio, taniec to właśnie one doszczętnie wypełniały cały mój grafik. Byłam już zmęczona tym ciągłym maratonem.
-O, czym tak rozmyślasz, Ferro?- usłyszałam cichy szept, który momentalnie wyrwał mnie ze stanu otępienia.
-O wszystkim, Pasquarelli- udzieliłam wymijającej odpowiedzi.
     Nie chciałam dzielić się z nim swoimi osobistymi przemyśleniami. Bałam się, że mógłby się przez to do mnie w jakiś sposób zbliżyć, a ja za wszelką cenę starałam się temu zapobiec.
-Czemu grasz taką niedostępną?- zapytał z tym swoim włoskim akcentem.- Odpychasz mnie za każdym razem, gdy próbuję nawiązać z tobą jakiś kontakt. Boisz się mnie czy o co chodzi?
     No właśnie. O co mi chodzi? Dobre pytanie, sama chciałabym poznać na nie odpowiedź.
-To nie jest tak, że się ciebie boję- zaczęłam.
-No to, w czym problem? Dlaczego nie pozwalasz mi się do ciebie zbliżyć?- nie dawał za wygraną.
     Pochylał się lekko nade mną. Jego oczy lśniły mocniej niż zazwyczaj. Widziałam, że za wszelką cenę chce wiedzieć, co się teraz dzieje w mojej głowie.
-A, czemu ci na tym tak bardzo zależy?
     Tym pytanie zupełnie zbiłam go z tropu. Chwilę zastanawiał się nam odpowiedzią, ale ostatecznie żadne słowo nie padło z jego ust. Po krótkim czasie wstał i złapał mnie za rękę, zmuszając bym powtórzyła za nim tą czynność.
-Zaraz wrócimy- powiedział do reszty i poprowadził mnie do wyjścia.
     Spojrzałam na Fran i Vilu przerażonym wzrokiem, ale one tylko uśmiechnęły się zachęcająco, nie mając zamiaru mi pomóc. Byłam w kropce. Zostałam zupełnie sama.
     Chłopak wyprowadził mnie z kawiarenki i poprowadził w jakąś wąską uliczkę.
-O, co chodzi? Dlaczego wyszliśmy?- zapytałam zdezorientowana, zatrzymując się raptownie.
     Federico patrzył na mnie przez chwilę i wziął głęboki oddech.
-Lu, ja nie mam pojęcia, co o mnie myślisz i dlaczego unikasz jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Słyszysz? Niczego od ciebie nie oczekuję, tylko nie chcę, żebyś myślała o mnie źle- powiedział, patrząc mi głęboko w oczy i sprawiając tym samym, że czułam się jeszcze bardzie zdezorientowana, niż byłam na początku.
      Byłam speszona i jego wyznaniem i tym jak świdrował mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. Przecież znaliśmy się niecały jeden dzień, a on już wyjeżdżał z takimi tekstami. Nie widziałam, co powiedzieć i jak mam się zachować, dlatego przeniosłam wzrok na czubki swoich conversów. On jednak widząc moją reakcję, delikatnie uniósł mój podbródek.
-Nie unikaj mojego wzroku- powiedział stanowczo.
     Zebrałam się w sobie i spojrzałam w jego oczy, które i tak cały czas mąciły mi w głowie. Widziałam w nich prawdę, ale mimo tego nadal bałam się mu zaufać.
-Nie wątpię w twoją szczerość Fede- powiedziałam w końcu.- Po prostu sprawiasz wrażenie osoby, która bawi się uczuciami innych.
     Chłopak spuścił głowę w dół i pokiwał nią kilkakrotnie, jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę.
-A, więc o to chodzi… Lu, ja taki nie jestem- zaczął zaprzeczać.- Pozwól mi to udowodnić i stać się twoim przyjacielem.
     Wyciągnął do przodu dłoń i spojrzał na mnie w taki sposób, że choćbym chciała, nie potrafiłam mu odmówić.
- W porządku, spróbujmy z przyjaźnią- przystałam na jego propozycję i uścisnęłam jego rękę.
-Dziękuję- powiedział uradowany i przygarnął mnie do siebie z taką siłą, że wpadłam prosto w jego otwarte ramiona.
     Nie miałam serca go ranić. Poza tym nie chciałam tego robić. Pragnęłam, żeby stał się moim przyjacielem. Chciałam poznać go bliżej i odkryć, jaki jest naprawdę. Bałam się tylko, że ta relacja się pogłębi, że zacznie mi zależeć i zrani mnie czy będzie tego chciał czy nie, bo przecież z końcem obozu nasza znajomość także dobiegnie końca.
     Nie mogłam pozbyć się tej natrętnej myśli. Towarzyszyła mi przez cały czas, gdy powolnym krokiem wracaliśmy do kawiarenki.
-O już jesteście!- zawołał Leon, gdy wchodziliśmy do środka.
-A, co, stęskniłeś się?- zapytał, Fede, zabawnie poruszając brwiami.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, najdroższy.
     Leon zrobił do niego maślane oczka, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
-To, co zbieramy się?- zaproponował Diego po chwili.- Trzeba jeszcze zobaczyć atrakcję, które oferuje nam Madryt.
-Koniecznie- podchwyciła temat Viola.
-No to chodźmy, zostało nam już tylko półtorej godziny.
     Zabraliśmy swoje rzeczy i powróciliśmy na zatłoczone ulice Madrytu. Słońce przyjemnie świeciło, ogrzewając nasze ciała. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tym uczuciem ciepła wypełniającym mnie od wewnątrz.
-Patrzcie!- krzyknęła nagle Vilu, wybudzając mnie z transu.
     Niezadowolona odemknęłam powieki, a moim oczom ukazała się ogromna scena. Po chwili spojrzałam na tabliczkę stojącą obok, na której było napisane, że za 5 minut rozpocznie się tu konkurs karaoke.
-Zapiszę nas- oświadczyła brunetka i pobiegła do ogromnej tablicy, na którą zapisywali się inni chętni.
     Po chwili ludzie zaczęli się gromadzić, a na scenę wchodził pierwszy wylosowany uczestnik. Po nim byli kolejni, którzy także próbowali swoich sił przed ogromną publicznością.
     Staliśmy i obserwowaliśmy wszystkich. Trzeba było przyznać, że każdy z nich był bardzo dobry. Po chwili na scenę weszła prowadząca i wyczytała kolejnego uczestnika. Okazała się nim nasza Francesca.  Włoszka pewnie wkroczyła na scenę i wybrała piosenkę. Padło na Aprendi a decir adios. Już po jej pierwszych taktach salę wypełnił melodyjny głos dziewczyny.
     Ludzie wręcz oszaleli na jej punkcie. Bujali się w rytm muzyki, klaszcząc i śpiewając razem z czarnowłosą. Gdy jej występ dobiegł końca, dziewczyna zebrała ogromne brawa i zeszła ze sceny. Jej miejsce pomownie zajęła prowadząca.
-A teraz czas na duet- oznajmiła tajemniczo.- Kolejnymi wylosowanymi osobami są Zack Fresco i Ludmila Ferro!- wykrzyknęła donośnie.
     Na początku jej słowa w ogóle do mnie nie dotarły. Stałam dalej i patrzyłam na nią tępym wzrokiem.
-Ludmi, to ty!- wydarła mi się do ucha Viola.
      Zdezorientowana spojrzałam na scenę, na którą wchodził jakiś przystojny blondyn. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co powiedziała przed chwilą Vilu. Odgarnęłam włosy do tyłu i pewnym siebie krokiem, ruszyłam do przodu. Kiedy wchodziłam na scenę, chłopak podał mi swoją dłoń.
-Jestem Zack- przedstawił się.
-Ludmila- uśmiechnęłam się do niego.
-To, co, jaką piosenkę zaśpiewamy?
-Możesz coś wylosować, jest mi obojętnie- odparłam.
     Chłopak włożył rękę do ogromnej kuli z tytułami piosenek i wyciągnął jedną z kartek.
-Love me harder, Ariany Grande- oznajmił niezadowolony.
       Pokiwałam tylko głową. Kolejna ckliwa piosenka o miłości, tego mi było trzeba. Jedynym pocieszeniem było to, że słyszałam tą piosenkę już wcześniej, więc nie powinnam mieć z nią żadnego problemu. Kilka minut później na tablicy pojawił się tekst i całe show się zaczęło. Śpiewałam pierwszą partię i choć wiedziałam, że jestem dobrą piosenkarką, to jednak nie sprawiało mi to takiej radości jak taniec. Lubiłam śpiew, ale to taniec kochałam. Był moja pasją, czymś, co pomagało mi wyrazić moje aktualne emocje.
     Spojrzałam na Vilu, która cały czas uśmiechała się szeroko i uniosła kciuki do góry. Kolejną partię śpiewał, Zack. Musiałam przyznać, że blondyn miał niespotykaną barwę głosu, która idealnie uzupełniała się z moją. Gdy dotarliśmy do refrenu publiczność zaczęła śpiewać razem z nami. Poczułam się jak na jednej z tras koncertowych, które odbyliśmy z OnBeat. Kochałam scenę od małego. Nawet, jako pięciolatka występowałam z grupą taneczną, do której należałam.
     W pewnym momencie Zack złapał mnie za rękę i obrócił wokół własnej osi. Zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki, na co publiczność zareagowała jeszcze głośniejszym krzykiem. W końcu nasz występ dobiegł końca.
-Ślicznie śpiewasz, Lud- uśmiechnął się szeroko blondyn.
-Dziękuję, Zack- odparłam.
     Przytuliliśmy się jeszcze na pożegnanie i każde z nas poszło w swoją stronę. Odszukałam w tłumie moich znajomych i ruszyłam do nich.
-Ale to był przystojniak!- krzyknęła Vilu, gdy już podeszłam do miejsca, w którym stali.- Koniecznie musisz mnie z nim zapoznać- dodała stanowczo.
-Jeśli tylko nadarzy się taka okazja, to masz to jak w banku- zaczęłam się śmiać.
-Byłaś świetna Lu! Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz- pochwalił mnie Diego.
-Dzięki- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Musicie nam coś jeszcze zaśpiewać dziewczyny- zwrócił się do nas Leon- są świetne, prawda Fede?
-Pewnie- odparł naburmuszony brunet- szczególnie w duecie z tym blond-frajerem.
     Spojrzałam na niego zdziwiona, nie wiedząc, o co mu chodzi. Wcześniej nie zachowywał się tak dziwnie.
-Co z nim?- zapytałam szeptem Fran.
-Jest zazdrosny- skomentowała głośno Włoszka, na co brunet przewrócił tylko oczami.
-Ja? Zazdrosny? Chyba nie o tego blond-frajera?- zakpił Włoch.- Jestem od niego sto razy lepszy- prychnął.
-Skoro tak sądzisz, to, czemu jesteś taki obrażony?- zapytałam.
-Bo lubię- odpowiedział oschle i skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej.
     Postanowiłam się nim na razie nie przejmować i słuchałam dalszych występów. Niestety po kilku minutach zabawa się skończyła i ludzie zaczęli się rozchodzić.
-To, co gdzie teraz idziemy?- zapytał Diego.
-Chodźmy pooglądać, co jeszcze mają w tych straganach i zaraz powinniśmy się zbierać, bo zostało nam już tylko 15 minut do zbiórki- powiedziała Vilu.
     Ruszyliśmy w stronę straganów, śmiejąc się i plotkując po drodze. Spojrzałam na Pasquarelliego, który w dalszym ciągu był obrażony na cały świat. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Szczerze mówiąc, podobało mi się to, że taki chłopak jak on może być o mnie zazdrosny. Jednak nie sądziłam, że może chodzić o to. Musiało stać się coś dużo ważniejszego, bo z mojego powodu nie chodziłby taki naburmuszony.
-Pogadaj z nim- usłyszałam szept Violi, który wyrwał mnie z moich rozważań.
-Ale, z kim?- zapytałam zdziwiona.
-Z Federico, przyglądasz się mu już jakiś czas- zauważyła.
-Nie mam z nim, o czym rozmawiać Violu- udawałam, że nie wiem, o co jej chodzi.
-Lud, masz mnie za idiotkę?- spytała.- Przecież wiesz, że na związkach znam się lepiej niż ktokolwiek, a obserwując waszą dwójkę, można od razu stwierdzić, że na siebie lecicie.
-Vilu, proszę cię…
     Kolejna wciskała mi kit o miłości do Pasquarelliego. Co za idiotyzm…
-Nie wmówisz mi, że nic między wami nie ma- usłyszałam. –Chodzicie na rączkę, przytulacie się w każdym możliwym momencie, szepczecie coś nieustannie, wychodzicie z kawiarni, żeby „pogadać” -zrobiła cudzysłów dwoma palcami.- A teraz jeszcze nasz przystojniak chodzi naburmuszony, bo śpiewałaś z niejakim blond-frajerem- zacytowała.-Proszę cię, Lu, każdy głupi zauważy, że ciągnie was do siebie- przewróciłam teatralnie oczami, słysząc jej spekulacje.- Przynajmniej idź do niego i powiedz, żeby przestał być taki nadąsany, bo strasznie mnie tym wkurza- powiedziała zniesmaczona.
-Sama idź i mu to powiedz- odparłam wkurzona.
     Nie podobało mi się to, że zarówno ona, jak i Fran wmawiają mi jakieś uczucia, których nie ma i nigdy nie będzie.
-Już mówiłam. Mnie nie posłuchał, ale ciebie- wskazała na moją sylwetkę- owszem.
     Szykowałam się, żeby powiedzieć jej, co myślę, o tych wszystkich idiotycznych wymysłach, ale dziewczyna po prostu odwróciła się i poszła rozmawiać z Leonem, zostawiając mnie samą.
     Byłam wściekła. Pragnęłam pogadać z Fran, ale zauważyłam, że rozmawia z Diego, więc nie chciałam jej przeszkadzać. Zresztą spodziewałam się, że akurat w tym przypadku przyzna rację brunetce. Strasznie mnie tym irytowały. Wcześniej się tak dziwnie nie zachowywały.
     Postanowiłam pójść do Federa i dowiedzieć się, czemu jest taki nadąsany. Jakoś nie kupowałam tej historii o zazdrości. Taki chłopak jak on mógł mieć każdą, wiec, dlaczego niby tak bardzo przyczepił się do mnie? Coś mi tu nie pasowało i jak najszybciej chciałam dowiedzieć się, co się za tym wszystkim kryje.
-Pasquarelli, możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi?- zapytałam, podchodząc do niego.
-Z, czym?
     Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Ze wszystkim!- krzyknęłam.- Chodzisz obrażony na cały świat, jakby ktoś właśnie sprzedał ci zdrowego kopniaka w dupę!
-To nie twoja sprawa!- tym razem on zaczął krzyczeć.
-A właśnie, że moja. Przecież sam chciałeś, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
-Już nie musimy, sam potrafię o sobie zadbać- powiedział wkurzony.
-Nie zbywaj mnie- odparłam stanowczo, zagradzając mu przejście.
-Lud, przesuń się.
     Próbował mnie ominąć, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Nie zrobię tego, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.
-W porządku, w takim razie sam cię przesunę.
      Podniósł mnie i przestawił parę metrów dalej.
-Federico…- krzyknęłam za nim.
       Chłopak postawił jeszcze parę kroków do przodu, ale za chwilę odwrócił się i podszedł do miejsca, w którym mnie zostawił. Stanął naprzeciwko, zmniejszając dzielący nas dystans do minimum.
-Nie podobało mi się, że śpiewałaś z tym Zachem, Zackiem czy jak mu tak było. To jakiś idiota, który podrywał cię na oczach wszystkich. Powinnaś na niego uważać, a nie jeszcze z nim flirtować.
     Spojrzałam na niego niedowierzając. Czyli wychodzi na to, że jednak był zazdrosny… Zaczęłam się głośno śmiać.
-Co cię tak bawi?- zapytał wściekły.
-Zachowujesz się jak dziecko- powiedziałam, gdy już się trochę uspokoiłam.- Ten koleś to jakaś pomyłka, przecież nic mnie z nim nie łączy. Jak w ogóle mogłeś coś takiego pomyśleć?
     Zobaczyłam jak na moje słowa Fede rozluźnia się, a cała nagromadzona w nim złość po prostu uleciała.
-Serio?- zapytał jeszcze, aby mieć stu procentową pewność,
-Myślisz, że jestem taka łatwa? Trzeba się trochę pomęczyć, żeby mnie zdobyć. Czułe słówka i gesty nie wystarczą- odparłam.
-Tyle to sam zdążyłem zauważyć- westchnął cicho bardziej do siebie niż do mnie. –Czyli nie umówiłabyś się z nim, gdyby cię gdzieś zaprosił?
-Nie- odparłam krótko, ruszając do przodu.
-A ze mną?- tym razem to on zagrodził mi drogę, tak, że nie miałam możliwości pójść dalej.
     Położyłam dłoń na jego policzku, a drugą wskazałam na siebie.
-Za wysokie progi na twoje nogi, słoneczko.
     Widziałam, że Włoch chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie ktoś nam przerwał.
-Lu, Fede!- usłyszeliśmy krzyk Fran tuż za naszymi plecami.
      Momentalnie odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
-Wszędzie was szukamy, już jest zbiórka!- wydarła się.
     Spojrzałam na wyświetlacz w moim telefonie. Cyferki zegara układały się, wskazując godzinę 16.20.

-Cholera!- krzyknęliśmy równo i puściliśmy się szaleńczym biegiem, aby jak najszybciej dostać się na miejsce zbiórki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy rozdział już dziś :) Jak wam się podoba tym razem?
Chciałam bardzo mocno podziękować za cudowne komentarze, które dostałam od was w ostatnim czasiem JESTEŚCIE NAJLEPSI <3 Były one ogromną motywacją i uświadomiły mi, że jednak niektórym podoba się to co piszę, dlatego jeszcze raz serdecznie dziękuję :*
Od dzisiaj zaczynam FFFFEEERRRIIIEEE *.* dlatego postaram się przez te dwa tygodnie dodawać
 rozdziały częściej, ale niestety nic nie mogę obiecać, bo nie wiem jak to wyjdzie w praktyce
Jak zawsze zachęcam do komentowania zarówno tego pozytywnego, jak i negatywnego, żebym wiedziała na co zwrócić większą uwagę przy kolejnym rozdziale.
Całuję was gorąco :*
Wera ;D

5 komentarzy:

  1. O Boże! Cudowny jak zwykle !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy nextcik ?? Juz nie moge sie doczekać !! :* ;*

      Usuń
    2. już jest :) zapraszam serdecznie :*

      Usuń
  2. Świetny jak zwykle :3
    Feduś taki zazdrosny *.*
    Nie mogę się doczekać nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. hejj<3
    znalazłam tego bloga przez przypadek<3
    Jest po prostu cudny...
    Kocham Fedemiłę<3
    Feduś zazdrosny<3 jak słodko...
    Jesteś wspaniałą kocham cie normalnie<3
    Czekam na nexcika...
    Pozdrawiam i całuję <3

    OdpowiedzUsuń