:)

:)

piątek, 26 grudnia 2014

One Shot- Fedemila :)

    
     
       Kolejna bezsenna noc, kolejne ataki agonii. Żyłam rozpadając się na cząsteczki. Nie byłam w stanie nic zrobić sama, nawet podnoszenie się z łóżka sprawiało mi ból. Myślami wciąż byłam przy tym okropnym wieczorze, kiedy to Federico, nic mi nie mówiąc, powrócił do Włoch. Wiedziałam, że robi to z obowiązku. Jego ojciec był ciężko chory. Chłopak nie miał wyjścia, musiał w końcu wybrać- albo ja, albo rodzina. Życie na dwa domy strasznie go męczyło, aż pewnego dnia nie wytrzymał. Nie chciałam, żeby ze względu na mnie rezygnował z najbliższych. Sama długo namawiałam go do wyjazdu. Rozmawialiśmy o tym dzień w dzień. W końcu kolejna już kłótnia wszystko przeważyła. Federico spakował swoje walizki i powrócił do ojczyzny, zostawiając mnie samą w Buenos Aires.
     Niedługo po jego wyjeździe moja mama poznała ojca Violetty. Dziewczyna szybko stała się moją przyjaciółką. Niestety w dalszym ciągu nie potrafię się przy niej otworzyć na tyle, by opowiedzieć jej co czuję po stracie Federa. Fakt, że są oni kuzynostwem dostatecznie wszystko komplikuje.
     Mój tata, który zawsze był dla mnie wsparciem, po rozwodzie z mamą wyjechał do Anglii. W Londynie mieszka już od ponad 6 lat. Spełnia się tam zawodowo, a także prywatnie. Po niecałym miesiącu przebywania na wyspie, poznał Kate, z którą ma syna. Co roku odwiedzam ich w wakacje, czasem zdarza się, że przyjeżdżają z Johnnym do babci. Wtedy nadrabiamy cały rok zaległości. Spędzamy ze sobą każdą wolną minutę. Ja opowiadam o swoich problemach oraz radościach, a tata dzieli się ze mną swoimi przeżyciami. Uwielbiam te nasze wieczory. To właśnie dzięki jednej z takich rozmów stanęłam na nogi po wyjeździe Federico.
    Niestety teraz cały ten koszmar powraca. Dzisiaj są święta, a rodzina Castillo spędza je w bardzo obszernym gronie, wliczając w to rodzinę z Włoch. Na szczęście udało mi się ubłagać mamę oraz ojca Violetty i pozwolili mi zaprosić mojego tatę i brata na Wigilię. O 13:00 muszę odebrać ich z lotniska. Viola mówiła, że Fede i jego rodzice przylatują o 11:00, dlatego zamierzam wyjść z domu wcześniej, żeby się na nich przypadkiem nie natknąć.
    Spojrzałam na zegarek, wskazywał 10:10. Z reguły wstawałam najpóźniej z rodziny. Olga od samego rana krzątała się po kuchni, a mama i German pojechali jeszcze na zakupy po ostatnie świąteczne upominki. Violetta też miała wybrać się jeszcze do galerii po prezent dla Leona. Ja miałam w planach tylko odebranie taty i Johnnego . Nie mogłam się już doczekać ich przyjazdu, tak strasznie za nimi tęskniłam.
   Powolnym ruchem odsunęłam kołdrę i momentalnie poczułam jak zimne powietrze oplata moją rozgrzaną skórę, pozostawiając na niej malutkie kropeczki w postaci gęsiej skórki. Szybko wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Napuściłam  sobie do wanny gorącej wody z zamiarem zrelaksowania się podczas kąpieli. W końcu czekał mnie długi dzień. Wmasowałam w ciało przyjemnie pachnący płyn, a następnie skupiłam się na dokładnym czyszczeniu głowy. Kiedy poczułam się już lepiej, wyszłam z wanny owinięta ręcznikiem i skierowałam się do szafy. Moją uwagę przykuła śliczna sukienka, którą kiedyś uszyła dla mnie babcia. Wiedziałam, że tata ucieszy się kiedy mnie w niej zobaczy, dlatego ściągnęłam ją z wieszaka i nałożyłam na siebie. Kiedy moje włosy lekko już przeschły, wyprostowałam je, a następnie zajęłam się makijażem. Po niespełna 10 minutach schodziłam już na dół do kuchni.
     Olgita już chyba od ponad miesiąca żyje świętami. Cały dom jest wysprzątany na błysk, nigdzie nie można znaleźć choćby cząsteczki kurzu, a w powietrzu unoszą się wyśmienite zapachy starannie przyrządzanych potraw.
-Olga mogę ci w czymś pomóc?- zapytałam z nadzieją, że da mi jakieś zajęcie, dzięki któremu przestanę myśleć o wizycie Włocha.
-Nie trzeba kwiatuszku, poradzę sobie- odpowiedziałam zapracowana nawet na mnie nie patrząc.
     Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kogo tam niesie o tej porze?- powiedziała zdenerwowana, wkładając kolejną już blachę ciasta do piekarnika.
-Nie mam pojęcia, pójdę sprawdzić.
     Szybko zeskoczyłam z krzesła i ruszyłam w kierunku drzwi. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam mojego przyjaciela Leona, trzymającego dwie duże paczki.
-Cześć Luśka- przywitał się, całując mnie w policzek- jest może Vilu?
-Niestety nie, wyszła do galerii- powiedziałam wpuszczając go do środka.
-Nigdy jej nie ma jak potrzebna. No trudno, Wesołych Świąt Lud! To dla ciebie- powiedział, podając mi jedno duże pudło.
-O jacie! Dzięki Leon-odparłam mocno go ściskając- chodź na górę, też mam coś dla ciebie.
     Złapałam chłopaka za rękę i poprowadziłam do mojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam duże pudło obklejone papierem ozdobnym z napisem „Leon” na wieczku.
-Dzięki kochana- powiedział mocno mnie tuląc.
      Po chwili zadzwonił jego telefon, a chłopak spojrzał na mnie przepraszająco i wyszedł odebrać. Nie chciałam siedzieć sama w pokoju, więc postanowiłam pójść na dół do Olgi. Schodząc po schodach usłyszałam kawałek rozmowy mojego przyjaciela.
-Nie Vilu, Lu jeszcze jest w domu, dobrze postaram się ją zatrzymać do tego czasu. Wy już na lotnisku? Dobra, to szybko przyjeżdżajcie. Tak wiem, ja ciebie też, pa- rozłączył się.
      Momentalnie spojrzałam na zegarek- 11:15. Cholera! Miałam szybciej wyjść, żeby nie spotkać Federa. W tej chwili zorientowałam się dlaczego Leon miał mnie zatrzymać w domu. Ustalili to z Vilu, bo wiedzieli, że zamierzam uciec przed tym spotkaniem.
     Szybko zbiegłam ze schodów i ruszyłam do miejsca, w którym stał mój przyjaciel.
-Jak mogłeś?! Wszystko ukartowaliście- krzyknęłam.
-Lu spokojnie, wszystko ci wyjaśnię.
-Co mi chcesz wyjaśniać?- weszłam mu w słowo- Oszukaliście mnie, ty i Vilu wszystko ustaliliście, pewnie jego przyjazd też zaplanowaliście.
     Byłam wściekła, a mój krzyk roznosił się echem po całym domu. Nie mogłam uwierzyć, że moi przyjaciele oszukali mnie w tak podły sposób. Dobrze wiedzieli jak ciężko mi było po wyjeździe Włocha, jak mocno cierpiałam i jak ból rozrywał mi serce na milion kawałeczków.
-Ludmila przykro mi, ale musieliśmy to zrobić. Powinniście ze sobą porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Takie rozstanie w gniewie nie jest dobrym rozwiązaniem- powiedział Leon, kładąc mi ręce na ramionach.
-Puść mnie- krzyknęłam, szarpiąc się z nim.
     Próbowałam odepchnąć go od siebie, ale był dwa razy silniejszy. Nie miałam z nim żadnych szans. W końcu jednak brunet wykonał mój rozkaz, a ja szybko pobiegłam do przedpokoju. W pośpiechu ubierałam buty i zarzuciłam na siebie płaszcz.
-I tak nie uciekniesz od rozmowy z Federico- powiedział chłopak, zagradzając mi przejście.
-Leon, daj mi spokój, nie chcę z tobą teraz o tym rozmawiać.
-Ucieczka nic nie da- powtórzył.
-Ale przynajmniej opóźni to w czasie.
     Chwyciłam za klamkę i próbowałam otworzyć drzwi, ale nie chciały ustąpić. Po chwili zdałam sobie sprawę, że są one zamknięte na klucz, który miał w ręku Leon.
-Na górze mam zapasowy- pokazałam mu język niczym pięciolatka i popędziłam do mojego pokoju. W pośpiechu otworzyłam szufladę przy biurku i zaczęłam wyrzucać z niej całą zawartość.
-Lud, proszę cię, pogadajmy na spokojnie.
-Nie mamy o czym rozmawiać Leon. Za chwilę przyjadą, a ja nie chce go widzieć. Nie jestem na to gotowa.
-Nigdy nie będziesz na to gotowa Lu! Zawsze będziesz mówiła, że to zły czas, że nie dasz rady.
-Dobrze, porozmawiam z nim, ale jeszcze nie teraz Leon, proszę cię, zrozum to- powiedziałam błagalnie.
     Czułam jak w oczach zbierają mi się łzy, a niewidzialna rana na moim sercu znów daje o sobie znać. Nie miałam siły stawiać czoła temu, o co prosił mnie przyjaciel. Bałam się spotkania z Włochem, mój strach mnie paraliżował. Wiedziałam, że wystarczy, żeby spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami i zrobię dokładnie wszystko czego będzie chciał. Miał nade mną tą przewagę, a ja nie chciałam mu ulegać.
     Wzięłam głęboki oddech, aby choć trochę odzyskać kontrolę nad swoim ciałem, jednak nic to nie dało.
-Nie dam rady Leon, nie jestem na tyle silna- powiedziałam, poddając się.
     Nie miałam już ochoty walczyć. Brunet objął mnie swoim ramieniem i zaczął lekko kołysać, aby dodać mi otuchy.
-Jestem tu z tobą, razem damy radę. Zawsze dawaliśmy, przecież od dzieciństwa wszystkie problemy rozwiązywaliśmy razem.
    Jego słowa podziałały na mnie kojąco. Chłopak był moim przyjacielem od przedszkola. Na dobre i na złe. Nigdy nie potrafiłam się na niego długo gniewać. Jego wsparcie było niezastąpione.
-Wiem- kiwnęłam lekko głową.
     Po chwili usłyszeliśmy uporczywe pukanie do drzwi. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam czarnego mercedesa Germana na podjeździe. Wiedziałam, że ucieczka nie wchodzi już w grę. Leon i Vilu dopięli swego, a ja muszę zjeść na dół z wysoko podniesioną głową i nie dać po sobie poznać, jak bardzo to wszystko przeżywam.
     Olga poszła otworzyć drzwi, a Vilu już od progu zaczęła wołać Leona.
-Już czas- powiedział chłopak, lekko mną potrząsając.
     Złapał mnie w tali, żebym nie straciła równowagi i poprowadził w kierunku drzwi. Czułam jak każda  komórka mojego ciała spina się w przygotowaniu na cios. Strach doszczętnie paraliżował mój każdy członek. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca.
-Lu, musisz poruszać nogami, inaczej nie przesuniesz się nawet o milimetr-powiedział mój przyjaciel.
      Spojrzałam na jego twarz i na początku wyczytałam z niej tylko determinację do zaciągnięcia mnie na dół, ale kiedy przyjrzałam się głębiej, zobaczyłam też współczucie. Wiedział jak ciężko mi było po rozstaniu i jak bardzo cierpiałam z tego powodu.
     Powoli zaczęłam poruszać nogami, przesuwając się w żółwim tempie. Gdy byliśmy już na schodach strach znów dał o sobie znać.
-Nie dam rady- powiedziałam szybko odwracając się w kierunku mojego pokoju, jednak brunet wiedział co zamierzam zrobić i zagrodził mi drogę.
-Lu dasz radę!
     Spojrzał mi w oczy, próbując przywrócić mnie do żywych, ale ja zupełnie już zgubiłam granicę zdrowego rozsądku. Chciałam jak najszybciej opuścić ten dom, to miejsce i tych ludzi. Pragnęłam zostać sama i mieć święty spokój.
-Nie dam rady Leon- powiedziałam, dławiąc się łzami, które mimowolnie poleciały z moich oczu.    
     Już nie pamiętam ile razy dzisiaj wypowiadałam to zdanie. Brunet zatrzymał się, widząc moją reakcję i zaczął przyglądać mi się uważnie.
-W porządku Lu, rozumiem- powiedział i przytulił mnie mocno- nie musisz z nim rozmawiać, po prostu tam zejdź, przywitaj się z wszystkimi i ulotnij się, mówiąc, że musisz już iść po Johnnego i tatę. Dasz radę?
-Chyba tak-odparłam.
      Mój przyjaciel ponownie złapał mnie w tali i poprowadził w kierunku przedpokoju. Tym razem się nie wyrywałam, nie miałam już na to siły. Szłam spokojnie, próbując zlokalizować moje płuca, by złapać kolejny, płytki oddech. Z dołu słyszałam dochodzący szmer rozmów i śmiechu.  
     Na ostatnim schodku zatrzymałam się jeszcze raz, głośno łapiąc powietrze. Za ścianą bowiem stała osoba, której tak cholernie potrzebowałam i której brakowało mi bardziej niż kogokolwiek innego. Bałam się, że gdy go zobaczę nie wytrzymam i wybuchnę głośnym płaczem. „Dasz radę, jesteś silna” powtarzałam sobie w duchu.
      W końcu przeszłam przez ostatni schodek i niepewnie weszłam do miejsca, w którym stali. Wszystkie rozmowy momentalnie ucichły, a wzrok każdego skierowany był w moją stronę. Nie odważyłam się powiedzieć pierwszego słowa, na szczęście wyręczyła mnie w tym mama Federa.
-Ludmila, moja kochana, jak ty urosłaś!- wykrzyknęła i podbiegła, by za chwilę przytulić mnie do swojej piersi.
-Dobrze panią widzieć- powiedziałam tylko, kurczowo zaciskając powieki, by żadna z łez, które zbierały mi się w oczach, nie wypadła na zewnątrz.
-Nie wiem jak to możliwe, ale jeszcze bardziej wypiękniałaś- odparł tata Włocha, ściskając mnie mocno.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego- Widzę, że już się pan lepiej czuje.
-Jestem teraz zdrów jak ryba- zaśmiał się- a ty gdzieś się wybierasz?
     Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że na nogach mam buty, a na ramionach zarzucony płaszcz.
-Tak, muszę odebrać tatę i brata z lotniska.
-Oh jaka szkoda. Myśleliśmy, że zostaniesz z nami. No cóż w takim razie widzimy się później?- zapytał zasmucony.
-Najprawdopodobniej.
    Pragnęłam opuścić już to miejsce i zerknęłam tęsknie w stronę drzwi. Niestety był to wielki błąd. O framugę opierał się nie kto inny jak On. Poczułam jak moje kolana się uginają, a ciało zaczyna lekko drżeć. Chłopak szybko wychwycił mój wzrok, nie pozwalając oderwać się od jego czekoladowych tęczówek. Ujrzałam w nich niepewność i żal. Szybko odwróciłam wzrok, ale było już za późno. Brunet momentalnie pokonał dzielącą nas odległość. Kątem oka zobaczyłam jak reszta rodziny szybko wychodzi z pomieszczenia, zostawiając nas samych.
-Ludmila- powiedział swoim aksamitnym barytonem, przybliżając się do mnie.
-Federico
     Jego imię, wydobyło się z głębin mojej krtani, kalecząc gardło niczym spory, kanciasty przedmiot. Na piersi w miejscu, gdzie niegdyś dokuczała mi wirtualna rana, poczułam zapowiadające jej powrót uporczywe mrowienie. Ból miał się pojawić, gdy tylko Włoch znów mnie opuści. Nie wiedziałam jak przetrwam kolejne ataki agonii.
-Lu jestem…- wziął głęboki oddech- Jestem ci winien przeprosiny. Nie jestem ci winien o wiele, wiele więcej. Zachowałem się jak skończony idiota. Nie powinienem był stąd wyjeżdżać bez wyjaśnień, bez pożegnania. Po prostu wiedziałem, że jak cię zobaczę, to nie będę w stanie tego zrobić. Nie będę w stanie stąd wyjechać i cię zostawić.
     Dostał słowotoku, mówił tak dużo i szybko, że zrozumienie go wymagało nie lada skupienia.
-Lud ja musiałem to zrobić. Mama sama nie dawała sobie rady, nie mogła pracować i jednocześnie zajmować się chorym ojcem, musiałem jej pomóc. Wiem, że powinienem był ci to powiedzieć już dawno, ale nie potrafiłem tu przyjechać i paść ci do stóp. Bałem się, że mnie odrzucisz, zresztą do tej pory się boję, ale nie mogłem już dłużej żyć w strachu. Wariuję Ludmila, wariuję gdy nie ma cię przy mnie. Jest mi tak strasznie wstyd, proszę wybacz mi…
     Popatrzył na mnie z bólem. Nie wiedziałam co mu powiedzieć, byłam zbyt oszołomiona, by ułożyć jakąkolwiek sensowną wypowiedź.
-Federico…- zaczęłam, ale wszystkie słowa, których chciałam teraz użyć zupełnie wypadły mi z głowy.
-Ja chyba śnię.
     Pokręciłam głową, jakbym nie chciała przyjąć tego wszystkiego do wiadomości. Łzy wezbrały we mnie nagłą falą, by niespodziewanie trysnąć na moje policzki.
-Nie śpisz Lu- przytulił mnie do siebie i koniuszkiem palca otarł słoną ciecz, spływającą dwoma strumyczkami po mojej twarzy- Jestem przy tobie. Kocham cię. Słyszysz? Kocham cię! Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochać. Odkąd wyjechałem nie było sekundy, żebym o tobie nie myślał.
     Ujął moją twarz w obie dłonie i przysunął się bardzo blisko.
-Przestań!- odepchnęłam go lekko.    
       Znieruchomiał. Nasze twarze dzieliły milimetry.
-Dlaczego mam przestać?
     Od woni jego oddechu zakręciło mi się w głowie.
-Kiedy się obudzę…
     Otworzył usta, żeby zaprotestować.
-Okej- poddałam się.- Niech ci będzie nie śnię. Ale zrozum, kiedy znów wyjedziesz i bez tego będzie mi ciężko.
     Odsunął się o centymetr, żeby móc ogarnąć wzrokiem moją minę.
-Lu czy ty mnie nadal kochasz?- zapytał niepewnie.
-Co za głupie pytanie.
-Głupie czy nie, chciałbym usłyszeć na nie odpowiedź.
     Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego niemal ze złością.
-To co czuję do ciebie, nigdy się nie zmieni- oświadczyłam z powagą- Oczywiście, że cię kocham. Nawet gdybyś chciał nie mógłbyś nic na to poradzić!
-To mi wystarczy- szepnął i wpił się w moje wargi.
      Tym razem się nie opierałam- nie dlatego, że był ode mnie silniejszy, ale dlatego, że zabrakło mi silnej woli. Gdy tylko nasze usta się zetknęły nie pozostało po niej nawet śladu.
     Federico całował mnie namiętnie, tak jakby tym jednym pocałunkiem chciał wynagrodzić nad cały rok rozłąki. Ja zresztą nie pozostawałam mu dłużna. Napierałam na niego z taką siłą, jaką jeszcze nigdy w życiu. Sama byłam zdziwiona skąd u mnie takie pokłady energii. Obydwoje uczyliśmy się siebie na pamięć, tak jakbyśmy chcieli zapamiętać każdy choćby najdrobniejszy szczegół.
    Po chwili oderwaliśmy się od siebie, głośno dysząc. Federico oplótł swoje ręce wokół mojej tali i zetknął nasze czoła. Czułam jego słodki oddech, odbijający się od mojej twarzy. Cały czas miałam zamknięte oczy, jakbym bała się, że gdy tylko je otworzę brunet zniknie. Poczułam ciepłe wargi chłopaka na moim policzku, a jego ręka delikatnie gładziła moje włosy. Chciałabym tak zostać już na zawsze, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę odebrać tatę i Johnnego z lotniska.
     Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na Włocha.
-Muszę iść- powiedziałam cicho.
-Odprowadzę cię- odparł stanowczo.
     Nie miałam siły mu się przeciwstawić, wiedziałam, że i tak nie puści mnie samej.
-A tak w ogóle- odezwał się przybierając swobodny ton i uśmiechając się łobuzersko- Nigdzie się nie wybieram, zostaję tu z tobą w Buenos Aires.
-Ale jak to?- zapytałam niedowierzając.
-Nigdzie się bez ciebie nie ruszę. Widzisz opuściłem cię po to, aby pomóc mamie w opiece nad chorym tatą, ale ojciec już wyzdrowiał, więc…
     Nie dokończył, bo rzuciłam się mu na szyję w przypływie nagłej euforii i radości. Chłopak zaśmiał się tylko w ten uroczy sposób, który tak bardzo uwielbiałam.
-Kocham cię- powiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy.

-A ja ciebie- zapewnił mnie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja wiem jestem okropna, bo dopiero po świętach dodaję niespodzienkę, którą wam obiecałam.
Niestety nie miałam wcześniej czasu, żeby się za to zabrać, ale w końcu się udało.
Napisałam swojego pierwszego w życiu One Shota !!!
Mam nadzieję, że się wam podobał i czekam na jakieś komentarze :)
Ostatnie dialogi (pogodzenie Lu i Fede) są przerobionymi dialogami z książki Stephenie Mayer ,,Księżyc w nowiu"
Pisząc ten fragment akurat pomyślałam o tej książce i wzorowałam się na niej.
Mam nadzieję, że nie jesteście za to źli :/
Jeszcze raz gorąco zapraszam do komentowania C:
Całuję gorąco :*
Wera ;D

sobota, 20 grudnia 2014

LBA

                 Tak jak obiecałam nadrabiam nominacje do LBA, które dostałam od Mini Stoessel i Wercik Weronki Weruś.


A więc pierwsza z nich:
1. Co zainspirowało cię do pisania ? 
Często czytam blogi innych blogerek i pewnego dnia pomyślałam, że fajnie byłoby zacząć samemu coś takiego tworzyć. 
2. Kto ma najlepszy styl ? 
Jeśli chodzi o styl ubierania aktorek w serialu to chyba żaden mi się nie podoba. W ogóle mocno zawiodłam się na trzecim sezonie Violetty, bo oglądam ten serial tylko ze względu na Fedemilę, a scenarzyści po prostu spieprzyli ten wątek, nie ma co tego ukrywać...
3. Co ci pomaga w pisaniu ? 
Chyba nic, albo wena jest albo jej nie ma.
4.  Za co lubisz serial "Violetta" ?
Za Fedemilę i aktorów, tylko i wyłącznie. Szczerze mówiąc za samym serialem nie przepadam. Denerwują mnie dialogi i to, że scenarzyści skupiają się tylko i wyłącznie na sylwetce głównej bohaterki, a reszta postaci jest po prostu pominięta.
5. Ulubiona książka ? 
seria o Percym Jacksonie
6. Jak jest twoja ulubiona para i dlaczego ? 
Fedemila<3 uwielbiałam Ludmile od samego początku, jest to osoba z charakterem i temperamentem. Wydaje mi się, że jest to najlepiej zagrana postać, reszta jest po prostu mdła. Dodatkowo Mechi jest śliczna <3 Rugga pokochała za ten ciepły i piękny głos, szeroki uśmiech, który zawsze gości na jego twarzy oraz czekoladowe oczy. Wydaję mi się, że para którą stworzyli jest najlepiej dobrana. Pokazuje, że przeciwieństwa się przyciągają i że prawdziwa miłość jest w stanie pokonać każde problemy. Lubię jak okazują sobie uczucia w serialu, wydają się one naprawdę rzeczywiste. Szkoda, że w rzeczywistości nie są razem :(
7.  Rugerro czy Jorge ?
Rugg <3 
8. Co uważasz o moim blogu i moim sposobie pisania ? 
Bardzo lubię czytać to co piszesz, uważam, że jesteś w tym świetna :)
9. Jak wyobrażasz sobie swój pogląd na temat Violetty za 20 lat ? 
Nie mam pojęcia.
10. Gdybyś mogła zmienić coś w przeszłości, co by to było ?
Chyba nic nie chciałabym zmieniać, wszystko co spotkało mnie w życiu miało jakiś swój ukryty sens. 
11.  Gdybyś była Ludmi, kto był by twoją pomocniczką i dlaczego ?
Zapewne Naty, bo to takie słodkie, posłuszne stworzenie.



Druga nominacja:
1. Czy Ciebie także niepokoją zdjęcia Ruggero z Cande? Czy sądzisz, że zostaną parą? A jeśli tak, to co sądzisz o ich związku? Ma prawo bytu?
Szczerze mówiąc nie widziałam tych zdjęć, ale mam nadzieję, że nie będą razem. W ogóle Cande przypadkiem nie jest z Facu? Sądzę, że tylko się z Ruggiem przyjaźnią, bo nie podobało by mi się gdyby jednak zostali parą.
2. Gdybyś mogła stworzyć własną parę w serialu, jaka byłaby to para? Jak zaczęłaby się ich historia?
Chyba nie chciałabym tworzyć żadnej nowej pary. Pozostawiam tą rolę scenarzystom.
3. Gdybyś mogła zagrać w Violetcie jedną z postaci...Twoją rolą byłoby odebranie Leona Violi... wiedziałabyś, że ludzie Cię za to znienawidzą... Zdecydowałabyś się zagrać?
Oczywiście, że tak. Jeśli dobrze sprawdziłabym się w tej roli, może dostałabym również jakąś inną propozycję, a to mogłaby być dla mnie duża szansa na zaistnienie w świecie show biznesu.
4. Wyobraź sobie, że jesteś scenopisarzem i masz napisać scenę kończącą 3 sezon. Jak by wyglądała?
Duże show, dużo muzyki, dużo śpiewu i dużo tańca. Pewnie znalazłby się też jakiś moment dla każdej z par serialu, no i oczywiście coś z Fedemilą, to obowiązkowo :)
5. Jaka polska piosenka najlepiej opisuje związek Fedemili? Jaka Leonetty? 
Szczerze mówiąc nie słucham polskiej muzyki, ale mogę zaproponować coś po angielsku 
dla Fedemili- Afire Love-Ed'a Sheeran'a
dla Leonetty-If It Means A Lot To You-A Day To Remember
6. Jedziesz na VL? Jeśli tak, to gdzie, kiedy, gdzie siedzisz? A jeśli nie, to czemu?
Nie jadę, nie jestem aż tak wielką fanką tego serialu, żeby jechać na koncert.
7. Wyobraź sobie, że wygrałaś konkurs i masz spędzić dzień z Justyną Bojczuk, ale możesz zadać jej tylko 5 pytań dotyczących serialu. Jak by one brzmiały?
Zapewne zapytałabym o członków obsady < szczególnie o Mechi i Rugga> o tym co zyskała dzięki możliwości wystąpienia w serialu, jak to wpłynęło na jej życie, może też jak potoczą się losy Fedemili
8. Na pewno jest w obsadzie ktoś, za kimś nie przepadasz. Gdybyś spotkała ją/go na ulicy, czy chciałabyś autograf? Czemu?
Pewnie nie poprosiłabym o autograf, skoro nie lubię tej osoby, byłby mi on nie potrzebny.
9. Kiedy nie masz weny, a czasu do publikacji jest coraz mniej... co robisz?
Spinam się w sobie i próbuję coś wymyślić, gdy już wpadnę na jakiś pomysł pisze mi się z łatwością.
10. Czy był dzień, w którym zastanawiałaś się nad odejściem od bloggera? W jakich to było okolicznościach?
Dopiero założyłam mojego bloga, więc nie chcę jeszcze z niego odchodzić.
11. Dostałaś książkę "Zniszcz ten dziennik". Na jednej ze stron jest zadanie "Zgub tą stronę..." Czy odważyłabyś się wyrwać ją, włożyć w kopertę i wysłać do Argentyny? Podając oczywiście swój pełny adres i pisząc na kopercie wielkimi literami "Martina Stoessel" - przecież nie znasz jej adresu. 
Zapewne Martina poszłaby z tym na policję, żeby dowiedzieć się kto robi jej jakiś głupi żart, a ja nie chce mieć zatargu ze stróżami prawa w tak młodym wieku XDD

Dobrnęłam do końca.
Nareszcie.
Jeszcze raz dziękuję za nominację.
Wszystkie blogi, które chciałabym nominować w ostatnim czasie miały nawet po 3, 4 nominacje, więc ja na razie nie nominuję nikogo.
Całuję gorąco :*
Wera ;D

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział II

     Kiedy do naszej sporej grupy, czekającej przed lotniskiem, doszło jeszcze parę osób, udaliśmy się do autokaru, którym mieliśmy dostać się do hotelu. Gdy zajęliśmy już miejsca, James zaczął jeszcze raz sprawdzać listę obecności. Okazało się, że nikogo po drodze nie zgubiliśmy, więc można było spokojnie jechać dalej. Siedziałam z Fran, która zajadała się bułką z twarożkiem. Swoją drogą nie wiem jak ona to robi, ale cały czas je, a przy tym w ogóle nie tyje. Postanowiłam, że pójdę w jej ślady i wyciągnęłam swoje ulubione ciasteczka, które przed wyjazdem upiekła dla mnie mama.
-Lu wzięłaś je ze sobą!- krzyknęła Viola na widok trzymanego przeze mnie jedzenia-One są takie pyszne!- dodała i zanim zdążyłam powiedzieć choćby jedno słówko, zabrała mi paczkę. Po chwili do Violi dołączył Leon i razem opróżniali moje opakowanie.
-Co dobrego jecie?- zwrócił się do nich Feder.
-Zabraliśmy Lud ciasteczka-odpowiedział brunet i uśmiechnął się do mnie, wkładając sobie do buzi dwa kolejne krążki.
-Ej stary, ja też chcę!- krzyknął Diego i zabrał uroczej parce MOJĄ paczkę ciastek.
-Może sie łaskawie ze mną podzielicie, co?- spojrzałam na Hiszpana i Włocha, którzy na chwilę oderwali się od opróżniania pudełka.
-Chyba by wypadało, co nie stary?- zwrócił się Diego do Federa.
-No nie wiem- ten pokręcił tylko głową niezadowolony z pomysłu przyjaciela- są za dobre, bardzo trudno się nimi dzielić- spojrzał na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi, brązowymi oczami i uśmiechnął się, jakby to miało spowodować, że moje serce zmięknie i oddam mu jedzenie. Jednak ja nie nabrałam sie na ten tani numer.
-No szybciutko, oddawaj ciasteczka, bo jestem głodna- wyciągnęłam rękę po moją własność.
- Co? Jakie oddawaj? Ewentualnie mogę się nimi podzielić, ale nie oddać-odparł niezadowolony z mojej postawy i zaczął przytulać paczkę, starając się ochronić przede mną jej zawartość.
-Ej! Uważaj, bo je pokruszysz, idioto!- skarcił go Diego, następnie zabrał mu pudełko, delikatnie wyrównując zagniecenia i zaczął sprawdzać czy jego maleństwa są całe.
-Chyba mamy problem-powiedział po chwili-zostało tylko jedno ciastko.
-Chyba żartujesz!- krzyknęłam i zabrałam mu pudełko z maleństwem, który dla mnie pozostał.
-Ostatnie moje, zaklepuję!- usłyszałam tylko krzyk Fran, siedzącej po mojej prawej stronie. Gdy dotarły do mnie jej słowa, Włoszka miała już w ustach ostatni krążek, który jeszcze przed chwilą znajdował się w trzymanym przeze mnie pudełku.
-Coś ty zrobiła...-powiedziałam nie mogąc uwierzyć, że właśnie straciłam ostatni wypiek mamy, którego nie dane mi było nawet spróbować- On był ostatni… Fran jak mogłaś go zjeść?- zapytałam rozżalona.
-No przepraszam Lu, ale doskonale zdajesz sobie sprawę jak uwielbiam te ciasteczka- zaczęła bronić się Włoszka, unosząc ręce w obronnym geście.
-Zżarliście wszystkie…- dalej nie mogłam dojść do siebie po tak ogromnej stracie.
-A gdzie je kupiłaś?- zapytał niepewnie Leon, widząc moją reakcje.   
-Moja  mama je upiekła, jeszcze przed wyjazdem- odpowiedziałam.
-Ferro, ty też umiesz takie zrobić?- zapytał Fede z nadzieją w głosie.
-Tak, ale…
-Wyjdź za mnie-momentalnie mi przerwał- wtedy jadłbym je codziennie-rozmarzył się, na co wszyscy wybuchnęliśmy  śmiechem.
-No tak  najpierw masa, później rzeźba- skomentował Leon, nie mogąc przestać się śmiać.
-Jaka rzeźba, stary on tam nic nie ma- zaczął nabijać się Diego, na co Leon przybił mu piąteczkę, a dziewczyny wybuchnęły jeszcze głośniejszym śmiechem.
-Jakby tam nic nie było- Pasquarelli wskazał na swoje umięśnione ramię- nie byłbym teraz kapitanem naszej drużyny.
-Dobra, dobra księżniczko już się tak nie chwal- odpowiedział mu Diego i klepnął go lekko.
-Już jesteśmy na miejscu, zaraz przydzielę wam pokoje i rozdam klucze- usłyszeliśmy głos Jamesa dochodzący z samego przodu autokaru.
     Wyjrzałam przez okno, a moim oczom ukazał się jeden z najpiękniejszych widoków, jakie w życiu widziałam. Na wprost stał ogromny, kremowy budynek, rozciągający się po całej dostępnej długości. Był to najpiękniejszy hotel, w jakim dane mi było spać. Przed nim widniał barwny ogród z fontanną, z której płynęła woda w przeróżnych kolorach. Wszędzie pełno było kwiatów i drzew, a krzewy bukszpanu uformowane były w piękne kształty. Całość  tworzyła przecudną kompozycję, od której ciężko było oderwać wzrok. Obok bajecznego ogrodu widniały boiska do dosłownie każdej dyscypliny sportowej, jaka tylko można sobie wyobrazić. Nożna, ręczna, kosz, rozległe korty tenisowe po prostu wszystko. Po drugiej stronie budynku widać było kawałek basenu i rozmaite zjeżdżalnie, które do niego wpadały.
-Jak tu pięknie- szepnęła Fran, tak samo jak ja, zachwycona widokiem za oknem.
-Francesca, Violetta i Ludmila- zwrócił się do nas James, odwracając naszą uwagę od tego co znajdowało się za szybą- macie pokój nr 207- podał nam klucz, a chwilę potem podrapał się po głowie intensywnie nad czymś myśląc.
-Federico, Leon i Diego- powiedział po chwili- wy macie nr 209, możecie iść się rozpakować i za 2 godziny widzimy się przed głównym wejściem hotelu- odparł nasz grupowy i poszedł dalej przydzielać pokoje.
-To co, idziemy?- zapytał Leon.
-Jasne- odparliśmy chórem i ruszyliśmy w kierunku hotelu, ciągnąc za sobą nasze walizki.
     Gdy już dotarliśmy na II piętro, wszyscy zaczęliśmy szukać drzwi z numerem 207 i  209. Po paru minutach, które dla nas ciągnęły się w nieskończoność, w końcu je znaleźliśmy. Okazało się, że przydzielone nam pokoje są naprzeciwko siebie. Viola dostała klucz, więc jak najszybciej wsadziła go w zamek i przekręciła dwa razy. Drzwi otworzyły się, a naszym oczom ukazało się przepiękne pomieszczenie w kolorze intensywnego niebieskiego, przypominającego morską falę. Pokój był przestronny, a wszystkie meble porozstawiane były przy łóżkach. Szybko zajęłam środkowe i położyłam na nim swoją walizkę.
-Dziewczyny patrzcie, mamy nawet balkon!- krzyknęła Vilu, odsłaniając  długie zasłony i wychodząc przez szklane drzwi.
-Mogłabym tu zostać na zawsze- stwierdziła Fran, grzejąc się w promieniach słońca, które padały na nasze ciała.
-Ja też nie miałabym nic przeciwko- zgodziłam się z szatynką.
     Po chwili usłyszałyśmy jak nasze drzwi otwierają się i do pokoju weszli chłopcy.
-I jak wam się podoba?- zapytał Diego, siadając na łóżku, które zaklepała sobie Fran.
-Jest cudownie!- odpowiada Viola, podchodząc do swojej walizki z zamiarem rozpakowania się.
-A wy czemu nie u siebie?- zapytała Fran.
-Pomyśleliśmy, że teraz zwiedzimy wasz pokój- odpowiedział stojący przy drzwiach Federico. Po chwili podszedł do mojego łóżka i zaczął podawać mi ciuchy z walizki, które ja następnie wkładałam do szafy.
-Dzięki za pomoc, Pasquarelli- uśmiechnęłam się do niego, gdy moja walizka była już pusta.
-Nie ma sprawy, Ferro- odpowiedział, puszczając do mnie oczko i siadając obok.
- Co robimy później?- zapytała Vilu.
-Chyba idziemy na miasto. Podobno dzisiaj odbywa się tu jakiś targ i James chciał nas na niego zabrać- odpowiada Diego, bawiąc się włosami Fran, która położyła się obok niego na łóżku.
-Oh to super, podobno są tu świetne sklepy- ucieszyła się Violetta i klasnęła w dłonie.
-No tak, dla ciebie każda chwila jest dobra, aby pójść na zakupy- zaśmiałam się.
-Ciuchów nigdy za wiele, a ty-zwróciła się do mnie- pójdziesz ze mną i to bez gadania. Pomożesz mi wybrać jakąś ładną sukienkę, bo ja nigdy nie wiem, na którą się zdecydować.
-No dobra- powiedziałam zrezygnowana- a ile jeszcze mamy czasu?
-Trochę ponad godzinę- odpowiedział Leon, patrząc na swój zegarek.
-To może teraz wy pokażecie nam swój pokój- zaproponowała Fran, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Szczerze mówiąc za bardzo nie ma co zwiedzać, bo wygląda identycznie jak wasz tylko jest zielony- odezwał się Diego.
-Ferro, masz może coś jeszcze do jedzenia? U nas już nic nie zostało- powiedział Feder, robiąc smutną minkę, aby choć trochę zmiękczyć moje serce. Muszę przyznać, że wyglądał przy tym naprawdę uroczo. Jego krótkie brązowe włosy były ułożone na żel w charakterystyczny nieład, a czekoladowe oczy lśniły, kwadratowa szczęka była lekko wysunięta do przodu, co sprawiało, że stawał się jeszcze bardziej przystojny. Miał na sobie biały T-shirt, który lekko opinając się, uwidaczniał jego dobrze zbudowane ciało. Nic dziwnego, że wzdychały za nim wszystkie dziewczyny. Był przystojny i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mógł owinąć sobie wokół palca każdą, którą wybrał i to sprawiało, że tak bardzo mnie wkurzał. Nigdy nie lubiłam tego typu chłopaków.
-Nic nie mam, moje jedyne ciastka zdążyliście pochłonąć w autokarze- odpowiedziałam, odwracając wzrok od jego czekoladowych tęczówek, które dostatecznie już mąciły mi w głowie.
-A wy dziewczyny?- zwrócił się do Fran i Vilu.
-Czekaj, sprawdzę- odezwała się Włoszka, grzebiąc w swojej torebce- mam tylko jabłko.
-Może być- odpowiedział posyłając jej ten swój słynny uśmiech, na co dziewczyna momentalnie oblała się rumieńcem. Rzuciła mu szybko jabłko, co stało się kolejnym powodem do popisu dla Pasquarelliego. Złapał lecące jabłko, robiąc przy tym jakiś skomplikowany obrót i zatrzymał się po chwili, oczekując na brawa, które jednak nie nastąpiły.
-Jak będziemy na mieście będzie trzeba zrobić jakieś zakupy, bo umrzemy tu z głodu , a cała noc przed nami- odezwał się Diego, nawet nie zwracając uwagi na popis Federa.
-Dobrze gadasz stary- poparł go Włoch, siadając z powrotem na miejsce- Leon, chyba będziemy musieli przenieść tu jeszcze jedno łóżko z naszego pokoju, bo w szóstkę się tutaj nie zmieścimy.
-Masz rację, będzie trzeba o tym pomyśleć- odparł chłopak, drapiąc się po głowie.
-Chwila, chwila po co wy tu chcecie przynosić łóżko?- zapytała zdezorientowana Fran.
-No a jak będziemy spać, przecież na trzech wszyscy się nie zmieścimy-odparł Włoch niezadowolony, że musi tłumaczyć coś tak oczywistego.
-No dobra, ale z tego co wiem to dostaliście swój pokój, więc co z nim nie tak, że chcecie spać u nas?- zapytała dziewczyna nie widząc sensu w toku myślenia Federa.
-Boże, Fran przecież nie będziemy chodzić po nocy po korytarzach, żeby się dostać do pokoju. Lepiej spać tutaj i tyle, chyba że to wy chcecie spać u nas- zaproponował ugodowo.
-Chyba żartujesz, wy śpicie  u siebie, my tu i problem rozwiązany- wtrąciła się do rozmowy Viola.
-Ale Vilu spójrz na to z naszej strony- zaczął ją przekonywać Leon-będziemy się musieli niepotrzebnie tłuc po tych korytarzach, a nie wiadomo o której będzie nam się chciało spać. Może być już dawno po ciszy nocnej, więc jeszcze nas mogą złapać organizatorzy i już pierwszego dnia wpadniemy.
-Nie przesadzacie za bardzo? Żaden z was nie będzie tu spał i tyle, koniec gadania-odparła Francesca, kończąc tą bezsensowną wymianę zdań.
-A ty co o tym sądzisz Lu?- zapytała szatynka, będąc pewna, że poprę ich stronę.
-Myślę, że jest mi to obojętne-odparłam, na co Fran i Vilu zrobiły wielkie oczy- w końcu, jak od razu wpadniemy to możemy mieć później duże kłopoty, więc co to za problem, żeby u nas spali.
-Chyba żartujesz- przerwała mi Włoszka-chcesz, żeby u nas zostali?
-Fran oni i tak tu zostaną czy tego chcesz czy nie, a jak ich wygonisz to tylko narobią hałasu, przez co wszyscy później możemy mieć kłopoty- odparłam, zabierając z łóżka moją kosmetyczkę i kierując się w stronę łazienki- idę się odświeżyć, skoro jeszcze mamy gdzieś iść.
    Dziewczyny w dalszym ciągu patrzyły na mnie z niedowierzaniem, ale ja nie zwracając na to uwagi weszłam do łazienki i zaczęłam myć włosy. Za zamkniętymi drzwiami słychać było jeszcze krzyki dochodzące z pokoju, lecz w pewnym momencie wszyscy ucichli, a ja usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który został na komodzie.
-Lu, David dzwoni- usłyszałam Francescę.
-To odbierz i powiedz, że za chwilę oddzwonię -wydarłam się, próbując przekrzyczeć szum lecącej wody.
-Spoko-usłyszałam w odpowiedzi.
-Hej Dav, tu Fran, Lu nie może teraz odebrać, mówiła, że za chwilę oddzwoni- głos Włoszki, która właśnie rozmawiała z moim partnerem z The Cloe, słychać było nawet w łazience- ale jesteśmy teraz w Hiszpanii na obozie, więc raczej się dzisiaj nie pojawi , nie ma sprawy, przekaże jej, to do usłyszenia, Vilu cię pozdrawia, no mhmm spoko, pa- rozłączyła się.
     Po chwili w pokoju znów wszyscy zaczęli się drzeć, a ja podłączyłam suszarkę, żeby osuszyć moje mokre loki. Później wykonałam jeszcze parę czynności i wyszłam z łazienki.
-Jak dobrze, że już jesteś myślałam, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz- powiedziała Viola, zabierając swoje rzeczy i zajmując moje miejsce.
-Co chciał Dav?- zapytałam Fran, mając nadzieję, że to nic ważnego.
-Chciał wiedzieć czy wszystko w porządku, mówił, że idzie na trening i później jeszcze zadzwoni- odpowiedziała czarnowłosa i w tym samym momencie dotarło do mnie, że dzisiaj jest trening.
-Cholera jasna, zapomniałam!- krzyknęłam i walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-O czym zapomniałaś Lu?- zapytał Leon, patrząc na mnie jak na wariatkę.
-O treningu, dzisiaj mieliśmy wymyślać układ, a ja zapomniałam, że przecież wyjeżdżam i nic mu nie powiedziałam- wytłumaczyłam i zaczęłam nerwowo szukać telefonu.
-Lu, on i tak teraz nie odbierze, jak z nim rozmawiałam, to wchodził już na salę, powiedział, że jeszcze zadzwoni jak skończy- odpowiedziała Włoszka siadając obok mnie i próbując mnie choć trochę uspokoić.
-On mnie zabije przez ten telefon- odparłam zrozpaczona i wściekła na samą siebie.
-Spokojnie poradzi sobie, przecież wiesz jak dobrze tańczy- pocieszała mnie.
 -Wiem, że jest dobry, ale to nie znaczy, że powinnam zwalać na niego całą robotę- odpowiedziałam i rozejrzałam się po pokoju- a gdzie Diego i Fede?
-Poszli już do pokoju się trochę ogarnąć-opowiedział Leon- zresztą ja też powinienem spadać, do zobaczenia za pół godziny.
-Paa- pożegnałyśmy go z Fran.
     Po wyjściu Leona same zaczęłyśmy się szykować. Fran szukała odpowiedniej sukienki, a ja przebrałam się w krótkie czarne spodenki z wysokim stanem i biały T-shirt, a na nogi założyłam moje ulubione krótkie białe conversy. Po chwili Viola wyszła z łazienki, a jej miejsce momentalnie zajęła czarnowłosa. Po 15 minutach wychodziłyśmy już z pokoju.
     Wszyscy mieliśmy się spotkać przed głównym wejściem, więc właśnie tam się udałyśmy i widząc już sporą grupę czekających ludzie, dołączyłyśmy do niej. Dziewczyny zaczęły rozglądać się w poszukiwaniu chłopaków i w tej samej chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i ukazało mi się zdjęcie uśmiechniętego Davida. Momentalnie zamarłam, bojąc się odebrać. Dobrze wiedziałam, że mój przyjaciel będzie wściekły, bo wytłumaczenie, że zapomniałam mu powiedzieć o wyjeździe do Hiszpanii, nawet mnie samej nie przekonuje. W końcu wzięłam głęboki oddech i przeciągnęłam zieloną ikonkę na ekranie.


-Halo-powiedziałam niepewnie, czekając na reakcję chłopaka. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy drugi rozdział :) Jak wam się podoba? 
Przepraszam, że z tak wielkim opóźnieniem bo miał pojawić się już w sobotę, ale gdy kończyłam przepisywanie rozdziału mój laptop po prostu się wyłączył, a ja biedna musiałam przepisywać wszystko jeszcze raz.
Postanowiłam, że do świąt nie będę na razie dodawać nic nowego, za to mam w planach zorganizawanie dla was świątecznej niespodzianki. Mam ogromną nadzieję, że mój pomysł wypali i w końcu będę miała choć trochę czasu na jego realizację.
Chciałam też serdecznie podziękować za dwie nominacje do LBA, które również postaram się nadrobić wkrótce.
Trzymajcie się ciepło :* 
Wera ;D


sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział I + bohaterowie

Zacznijmy od przedstawienia postaci:

Federico Pasquarelli

Ludmila Ferro

Leon Verdas

Violetta Castillo

Diego Dominguez

Fracesca Camello


Tak prezentują się główne postacie, a teraz zapraszam do przeczytania pierwszego rozdziału opowiadania ,,Holiday in Spain"- cały jest opowiedziany z punktu widzenia Ludmily.

 ROZDZIAŁ I

     Znów się pakuję, to już chyba czwarty raz w przeciągu trzech miesięcy. Te ciągłe wyjazdy strasznie mnie meczą, ale już dawno obiecałam Fran i Violi, że te wakacje spędzimy razem. Nie sądziłam jednak, że wymyślą obóz w Hiszpanii. Swoją drogą może to i dobry pomysł, w końcu taki odpoczynek mi się przyda. Te ciągłe treningi z The Cloe, Studio, czasem odnoszę wrażenie, że za dużo mam na głowie. Niby powinnam się cieszyć, chodzę do prestiżowego Studia OnBeat-najlepszej szkoły muzycznej w Buenos Aires, a przecież nie każdy ma tak wielką szansę. To dzięki studio nauczyłam się  tak dobrze tańczyć, że przyjęto mnie to grupy tanecznej The Cloe, co daje mi olbrzymią możliwość rozwoju mojej pasji. Podczas tras koncertowych z The Cloe mogę zwiedzać tyle pięknych miejsc oraz odwiedzać mojego najlepszego przyjaciela, który aktualnie mieszka w Anglii.
     Marco wyjechał, aby dokonalić swoje umiejętności i móc zaistnieć jako przyszły tancerz. Zawsze mu zadrościłam tego, że już jako dziecko wiedział co chce w życiu robić. Od kiedy sięgam pamięcią powtarzał, że kiedyś dostanie się do OnBeat, a później zostanie profesjonalnym tancerzem i tak właśnie się stało. Patrzyłam jak z dnia na dzień realizuje swój plan i kibicowałam mu z całego serca. Na przesłuchanie do OnBeat poszłam tylko dla niego. Nie chciał tam iść sam, więc postanowiłam, że mu potowarzysze. Nie sądziłam, że uda mi się tam dostać, dlatego gdy ogłoszono wyniki i zobaczyłam swoje nazwisko na karcie przyjętych, nie mogłam w to uwierzyć. Niedługo potem Marco dostał propozycję wyjazdu do najlepszej szkoły tańca na świecie, która swoją siedzibę miała w Londynie. Cieszyliśmy się jak dzieci, choć wiedzieliśmy, że oznacza to wielką próbę dla naszej przyjaźni. Od zawsze byliśmy nierozłączni, prawie wszystko robiliśmy razem, a teraz dzielił nas cały ocean.
    Gdy Marco wyjechał zaczęłam więcej czasu spędzać z jego byłą dziewczyną Francescą, z którą musiał rozstać się ze względu na dzielące ich kilometry. Razem z Fran i jej najlepszą przyjaciółką Violettą pocieszałyśmy się nawzajem, co bardzo nas do siebie zbliżyło. Zaprzyjaźniłyśmy się w trójkę niemal od razu i to właśnie one namówiły mnie na ten wyjazd do Hiszpanii. Przekonywały, że wakacje sa po to, aby odpocząć, zabawić się. W końcu musiałam przyznać im rację i uległam. Teraz siedzę przed otwartą walizką i już chyba po raz setny zastanawiam się co do niej włożyć.
-Gotowa?-pyta mama, wchodząc do mojego pokoju-oh znów to samo, Lu czy ty wszędzie musisz się spóźnić?
-Daj mi sekundę i zaraz wychodzimy, przecież nie mogę spóźnić się na odprawę.-odpowiadam, wkładając do walizki połowę mojej szafy.
-Masz dosłownie 5 minut, pójdę przyszykować Ci jakieś jedzenie na drogę.-odpowiada i wychodzi, zostawiając mnie samą, z walizką do połowy już zapełnioną.
   Pakuję jeszcze kosmetyki i resztę najpotrzebniejszych rzeczy. Ubieram moje ulubione trampki, zabieram z podłogi torbę, którą przerzucam sobie przez ramię i wychodzę z pokoju, taszcząc za sobą mój bagaż. Odwracam się jeszcze, żeby spojrzeć czy na pewno wszystko wzięłam, zamykam drzwi i schodze na dół do czekającej w kuchni mamy.
-Już gotowa.-uśmiecham się i całuję ją w policzek.
-No to w drogę.-odpowiada, podając mi jedzenie i zabierając ode mnie walizkę.
     Przez okno widzę jak wkłada ją do bagażnika i odpala auto.'Już czas' myślę i wychodzę na zewnątrz. Czuję jak promienie słońca padają na moją skórę i rozkoszuję się uczuciem ciepła, otulającego moje ciało. Zamykam drzwi od domu i szybko wchodzę do auta.
-Jak się czujesz Lu? Ostatnio jakoś blado wyglądasz-mówi mama. Wiem że się martwi za każdym razem jak wyjeżdżam i wiem, że niestety nic nie mogę na to poradzić.
-Wszystko w porządku. Czuję się na prawdę dobrze, po prostu nie chce opuszczać znów tego miejsca. Chyba niepotrzebnie zgodziłam się na ten wyjazd- odpowiadam. Zawsze mam te same obawy, kiedy muszę opuścić dom. Nigdy nie lubiłam tego robić, a ostatnio zdaża się to o wiele za często.
-Przestań kochanie-odparła mama- ta wycieczka to wspaniały pomysł. Bardzo Ci się przyda odpoczynek,a gdyby dziewczyny nie namówiłyby Cię na wyjazd, pewnie całymi dniami siedziałabyś w domu i gadała z Marco przez Skype'a.
-Może masz rację, nie wiem po prostu nie pałam takim entuzjazmem jak Fran i Vilu. Gdybyś tylko ich posłuchała, przez cały tydzień gadały tylko o Hiszpanii, o tym jak tam pięknie, jak nie mogą się już doczekać, a Vilu przeżywała, że wreszcie spotka się z tym swoim przyjacielem z Włoch. Podobno kiedyś chodził do OnBeat, ale jego rodzice nie pozwolili mu zostać tu z babcią-odpowiedziałam, bawiąc się kosmykiem moich blond loków.
-A jak się nazywa ten chłopak?-pyta mama.
-Leon. Podobno on i jego dwóch kolegów także jadą na ten obóz.-mówię.
-Na pewno będzie fajnie. Tylko nie baluj mi tam za dużo!-grozi palcem mama i zaczyna się śmiać-Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, sama pojechałabym na taki obóz. Gdybym tylko nie była taka stara...-wzdych , po chwili obie wybuchamy głośnym śmiechem.
-Oj mamuś, nawet nie wiesz jak bardzo będę tęsknić.-momentalnie poważnieje i zdaję sobię sprawę, że przez najbliższy tydzień nie zobaczę jej uśmiechniętej twarzy.
-Ja też kochanie, ale nie martw się, na szczęście jest coś takiego jak telefon, z którego nawet nauczyłam się korzystać.-śmieje sie moja rodzicielka.- Patrz, już jesteśmy na miejscu.
     Podążam za wzrokiem mamy i widzę ogromny szyld z napisem AIRPORT. Parkujemy samochód, później żegnam się z mamą i zabieram bagaż. Wchodzę do tak dobrze znanego mi miejsca i zaczynam się rozglądać. Dziewczyny już są, widzę z daleka ich podekscytowane twarze, czekające w kolejce do odprawy.
-Lu!-krzyczy Vilu ściskając mnie- dobrze Cię widzeć już myślałyśmy, że znowu się spóźnisz.
-Nie tym razem-śmieje się- czasem jednak potrafię przyjść na czas.
-Chodźcie dziewczyny, kolejka się przesuwa.-krzyczy Fran, łapiąc nas za ręcę i ciągnąc do przodu.
     Patrzymy na siebie z Violetta i wybuchamy głośnym śmiechem.
-Co was tak bawi?- pyta zdezorientowana Włoszka.
-Nic, nic Francesca. Wiesz, na bank dogadasz się z kolegami Leona. Gadałam wczoraj z Federico i Diego przez skype'a i doszłam do wniosku, że są zupełnie tacy jak ty. Ten wasz włoski temperament, Lu oni nas tam przekrzyczą.-zwróciła się do mnie Vilu.
-Mój Boże trzy Francesci w jednym miejscu , to może być ciekawe doświadczenie.- zaczęłam śmiać się razem z nią na co Fran zrobiła obrażoną minę.
-Jak wam się coś nie podoba , to jeszcze możecie wracac do domu, ja nie mam zamiaru rezygnować z takiego wyjazdu.-odparła obruszona Włoszka.
-My też nie.-odpowiedziałyśmy równo z Violą i wyminęlyśmy zdezorientowaną dziewczynę.
-Dzień dobry! Twój bilet poproszę-zwróciła się do Violi pani odpowiedzialna za odprawę pasażerów.
-Już, już proszę bardzo.-opowiedziała brunetka i podała jej bilet.
-Dobrze, dziękuję-opowiedziała kobieta i zaczęła klikać coś na swoim komputerze.- W porządku jesteś na liście, tam zostaw swój bagaż i możesz już iść czekać przy barierkach.-odparła mechanicznym głosem.-Kolejna osoba!-krzyknęła.
-Dzień dobry, proszę.-od razu podalam jej bilet, za co zostałam obdarzona przyjaznym uśmiechem.
-Ty równiez jesteś na liście-odparła nie odrywając wzroku od komputera-tam zostaw bagaż-wskazała na taśmę-później możesz pójść i czekać przy barierkach.
-Dobrze, dziękuję bardzo-uśmiechnęlam się i poszłam zostawić walizkę we wskazanym miejscu. Następnie zaczęłam przeciskać się w tym strasznym tłumie, próbując namierzyć Violę. W końcu ją odnalazłam siedzącą przy jednym ze stolików i dołączylam do niej.
-O już jesteś!- zawolała na mój widok.-Wiesz, juz się nie mogę doczekac, aż tam będziemy. Tak dawno nie widzialam Leona, strasznie się za nim stęskniłam.
-Wiem Vilu, on na pewno też,-zaczęłam ją pocieszać.
-O czym gadacie?-dołączyła do nas Fran i zaczęła grzebać w swojej torebce, zapewne szukając telefonu.
-O Leonie.-odpowiedziałam i posłałam uśmiech do Vilu.
-Właśnie! Co do tego twojego Leona, mam nadzieję że to jakiś przystojniak i ci jego koledzy też.-powiedziała Fran puszczając do nas oczko.
-Hmm-zastanowiła się Viola.-Feder jest strasznie przystojny , taki typowy włoski amant. Jak go wczoraj zobaczyłam , to aż mi się kolana ugięły. Diego też jest fajny, podobno kiedyś mieszkał w Hiszpanii i jego mama jest stamtąd, więc nie ma takiej typowo włoskiej urody. Za to wygląda jakby się urwał z tych telenoweli brazylijskich. No a Leon, to Leon. On od zawsze był przystojny.-zakończyła Vilu.
-To bardzo dobrze, z ogromną przyjemnością będę się bawić w gronie przystojniaków.-śmieje się Fran.
-Oj Francesca, Francesca Tobie w głowie tylko amory.-odparłam zanosząc się od śmiechu.
-Są wakacje Lud, trzeba to wykorzystać i się bawić-odpowiada.
-Pasażerowie lot nr 53 do Madrytu proszeni są o podejście do bramki nr 3, powtarzam pasażerowie lot nr 53 do Madrytu proszeni są o podejście do bramki nr 3-usłyszałyśmy w głośnikach komunikat i momentalnie stanełyśmy w kolejce do wyznaczonej bramki.
     Wychodząc na pas startowy kolejna pani sprawdziła nam bilety i wskazała nam odpowiedni samolot. Weszłyśmy po schodkach do środka i zajęłysmy wyznaczone miejsca.'Zaczęło się' myślę i czuję jak samolot odrywa się od ziemi. W powietrzu spędziłyśmy parę godzin i w końcu następuje długo wyczekiwany przeze mnie moment. Stweardesy powtarzają komunikat, w którym oznajmiają,  że zbliżamy się już do lądowania. Wyczuwam jak powoli samolot obniża swoje loty, a po chwili wysuwa kółeczka, które z impetem uderzają o ziemię. Poczułam ogromną ulgę i zaczęłam klaskać razem z innymi pasażerami, w celu podziękowania pilotowi za udany lot. Szybko opuściłyśmy samolot i skierowałyśmy się po swoje bagaże. Przed głównym wejściem lotniska miała się zebrać nasza grupa, więc ruszyłyśmy na zawnątrz. Wychodząc z gmachu ogromnego budynku dostrzegłyśmy wysokiego faceta, trzymającego listę uczestników naszej wycieczki, poznałyśmy go po logo firmy, które miał na teczce. Ruszyłyśmy do niego.
-Dzień dobry!-przywitałyśmy się.
-Cześć dziewczyny!-odpowiedział-wy też z mojej grupy ?
-Najprawdopodobniej.-uśmiechnęła się Vilu.
-To czekajcie zaraz sprawdzimy na liście-odpowiedział mężczyzna.-Jak macie na imię?
-Violetta Castillo, Ludmila Ferro i Francesca Camello.-odpowiedziała Fran.
-Tak, tak jesteście-odpowiedział organizator i zaczął odhaczać nasze nazwiska na liście.- Ja nazywam się James Brown i będę waszym grupowym, możecie dołączyć do reszty.-wskazał na grupę ludzi, stojących obok.
-Dobrze, dziękujemy.-odpowiedziałam i ruszyłyśmy w kierunku wyznaczonym przez mężczyznę.
-Vilu!- usłyszałyśmy ciepły, męski głos za naszymi plecami.Viola zamarła i odwróciła się momentalnie.
-Leon!-krzyknęła i rzuciła się na szyje wysokiemu brunetowi. Za nim stali zapewne jego koledzy i przyglądali się uroczej scence. Jeden z nich także był brunetem i miał typowo włoską urodę. Wyglądał jakby urwał się z najnowszej okładki Vogue'a i lustrował wszystkich dookoła swoimi czekoladowymi oczami. Po chwili jego wzrok zawiesił się na mnie i uśmiechnął się szeroko. Obok niego stał drugi o czarnych włosach, ciemnej oprawie oczu i mocno zarysowanych kościach policzkowych. Vilu miała rację, gdy mówiła, że wygląda jak amant z telenoweli.
-Tyle czasu.-powiedział Leon, cały czas trzymając Violę w objęciach.
-Dobra stary, my też chcemy się przywitać.-powiedział brunet, kładąc rękę na ramię Leona.
-Fede!-krzyknęła Viola, oderwała się od Leona i przytuliła bruneta.
-Ciebie też miło w końcu poznać Vilu.-chłopak zaśmiał się z tym swoim nieziemskiem włoskim akcentem, widać było, że doskonale zdaje sobie sprawę, że żadna dziewczyna mu się nie oprze. Nie lubiłam takich kolesi, zbyt wielu poznałam takich palantów, którzy wiedząc, jak działają na dziewczyny, traktowali je jak zabawki.
-Jeszcze ja!-krzyknął Diego i poszedł przywitać się z moją przyjaciółką.
-Violu-zwrócił się do niej Federico-a może przedstawisz nam swoje śliczne koleżanki-powiedział i puścił do nas oczko. 'Zaczęło się' pomyślałam, wiedziałam, że to zwykły podrywacz. Spojrzałam na Fran, która zaczerwieniła się na jego słowa, a ja tylko przewróciłam oczami i zwróciłam wzrok na Leona i Diego, którzy nie mogli powstrzymać się od śmiechu, widząc moją reakcję. Viola też próbowała się nie roześmiać.
-To jest Fran.-powiedziała, wskazując na dziewczynę-Ona równiez jest Włoszką, więc sądzę, że się dogadacie. Chłopaki przywitali się z szatynką, przedstawiając się każdy po kolei.
-A to jest Lu-wskazała na mnie i uśmiechnęła się zachęcająco.Leon i Diego podeszli do mnie i przywitali się. Wiedziałam, że stojący z tyłu brunet, czeka na możliwość zrobienia większego show, ale w ostatniej chwili rozmyślił się i podszedł do mnie.
-Miło Cię poznać ślicznotko, jestem Federico Pasquarelli.-powiedział, podając mi rękę.
-A ja Ludmila Ferro.-odpowiedziałam chłodno, cały czas przyjmując kamienny wyraz twarzy. Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i momentalnie puściłam ją, odwracając się do dziewczyn. Niech nie myśli, że jestem kolejną łatwą dziewczyną, która będzie robiła do niego maślane oczka. Nie ze mną te numery!



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto prezentuje się mój pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że udało mi się was choć trochę zaciekawić. Serdecznie zachęcam do wyrażania swojej opinii w komentarzach. Całuję gorąco :*
Wera ;D

Początek :)

Witam! Nazywam się Weronika i działam na bloggerze po raz pierwszy. Chciałabym publikować w tym miejscu opowiadania o fedemilii mojego autorstwa. Na pomysł prowadzenia bloga wpadłam niedawno. Często czytam wpisy innych blogerek i pomyślałam, że fajnie było by zacząć publikować coś swojego. Mam już pomysł na opowiadanie i pierwszy rozdział zamieszczę jeszcze dzisiaj. Serdecznie zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii na temat mojej radosnej twórczości. Posty postaram się dodawać co tydzień, tak aby opowiadanie tworzyło spójną i logiczną całość. Mam nadzieję, że wam się spodoba. :D