:)

:)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 4

     Mocny powiew wiatru sprawił, że złociste włosy dziewczyny splątały się okropnie i poleciały do przodu, ograniczając jej przy tym widoczność. Jeszcze nigdy nie wsiadła na motor i musiała przyznać, że to cudowne uczucie mknąć ulicami miasta z zawrotną prędkością. Adrenalina buzowała jej w żyłach, a wciąż narastająca ekscytacja sprawiły, że dwudziestotrzylatka czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Jechała dobrze znaną jej trasą, ale jeszcze nigdy nie pokonywała jej w taki sposób. Jazda jej ukochanym mercedesem, na którego odkładała wszystkie możliwe oszczędności wypadała dość blado w porównaniu z Angelą. Właśnie! Angela -ukochana Pasquarelliego. Cały czas nie mogła uwierzyć, że brunet jest tak silnie emocjonalnie związany ze swoim sprzętem. Ciekawe czy sprzęt, który nosi w spodniach też jakoś nazywa. Momentalnie zganiła się za takie myślenie. Przy tym niepoprawnym brunecie zachowywała się jak zakochana nastolatka. To był dopiero początek ich znajomości, a ona czuła, że z dnia na dzień coraz bardziej przywiązuje się do tego mężczyzny.
     Nie mogło tak być. Musiała zacząć w końcu trzeźwo podchodzić do tego całego fałszywego związku. Nie mogła się zaangażować, przecież jest profesjonalistką. Jest Ludmilą Ferro, a Ludmila Ferro zawsze stoi na wygranej pozycji, obojętnie czy chodzi o ostatnią parę cudownych szpilek czy o związek z przystojny brunetem.
-Teraz musisz mi powiedzieć jak jechać, bo dalej nie znam drogi -głos chłopaka momentalnie wyrwał ją ze stanu otępienia.
-Skręć w lewo i jedź do końca tej ulicy -krzyknęła, aby przedrzeć się przez głośne wycie motoru.
     Podjeżdżali już pod przedszkole Sammy'iego. Deszcz jakby na złość pozwolił tylko w spokoju zaparkować i rozpadał się na dobre. Blondynka z gracją zeszła z motoru i zdjęła kask, wypuszczając przy tym niesforne włosy na zewnątrz. Była piękna, tak po prostu naturalnie piękna. Od zawsze faceci tracili dla niej głowę, ale ona nigdy na swojej drodze nie znalazła tego jedynego. Nigdy nie była zakochana i sądziła, że to uczucie nie istnieje. Jej rodzice rozwiedli się, gdy miała 10 lat i obie z dwa lata starszą siostrą trafiły pod opiekę matki, gdyż ojciec był zbyt schorowany by zająć się dwiema dorastającymi córkami. Mężczyzna zmarł pół roku później, ale matka nie pozwoliła im przyjechać na jego pogrzeb. 

      Priscilla była bezwzględną ignorantką, więc dziewczyny nigdy nie zaznały ciepła domowego ogniska. Najgorzej było jednak, gdy Lara zaszła w ciążę z jej rok starszym chłopakiem. Kiedy matka dowiedziała się o wybryku córki wyrzuciła ją z mieszkania, dlatego Ludmila nie zastanawiając się długo również spakowała walizki i razem z Larą wyprowadziły się do Los Angeles. Zawsze pomagała siostrze w opiece nad Sammym, gdy ta musiała gnać z pracy do pracy. Niedługo po całym tym zajściu Priscilla również zmarła. Dziewczyny przyjechały wtedy do rodzinnego Londynu, by pożegnać matkę i porozmawiać z ojcem Sama, ale Lara nigdy nie zdobyła się na rozmowę o swojej ciąży. Postanowiły w końcu nie mówić mu o tym, z dnia na dzień zerwać wszystkie stare kontakty i zacząć tym samym nowe, lepsze życie.
       Z początku miały cholernie pod górkę, ale kiedy Ludmila skończyła liceum z bardzo wysoką średnią i wieloma sukcesami dziennikarskimi na koncie (w tym kilka razy pisali o niej w samym New York Timesie), kilka redakcji wręcz zabijało się, by zapewnić młodej dziewczynie staż. Ludmila od razu wybrała Composure i gdy pani Woldorf zaproponowała jej ciepłą posadkę nie wahała się ani chwili. Zapisała się na studia zaoczne i starała się pomagać Larze finansowo. Tak było również do dziś. Ludmila kończyła studia za rok i planowała w końcu wynająć własne mieszkanie i usamodzielnić się. Lara świetnie dawała sobie radę z synem i tylko gdy nie miała wyjścia musiała prosić siostrę o pomoc.
-Idziemy? -brunet podszedł do niej i ujął jej ciepłą dłoń w swoją.
     Blondynka skinęła szybko głową i razem weszli do przedszkola. Od progu uderzył ich zapach przedszkolnej zupy jarzynowej i głośny hałas wydobywający się z wnętrza. Dziewczyna z uśmiechem na ustach podeszła do sali numer pięć i delikatnie otworzyła drzwi. Starsza kobieta, która zajmowała się dziećmi tłumaczyła właśnie małemu chłopcu, że nie może ciągnąć swojej koleżanki za warkocze i nie zorientowała się, że ktoś przyszedł. Inne dzieciaki bawiły się klockami, dziewczynki woziły swoje lalki w plastikowych wózeczkach, a jeszcze inne kolorowały malowanki przy stolikach.
-Dzień dobry ja po Sammy'iego -blondynka obdarzyła przedszkolankę ciepłym uśmiechem.
-Och dzień dobry, już go wołam -kobieta odpowiedziała jej odwracając się plecami do dwójki wychowanków. Następnie powiedziała im coś szybko i rozejrzała się po sali.
-Sammy idziesz do domu -krzyknęłam w stronę dwóch chłopców, którzy właśnie budowali jakiś zawiły tor dla małych samochodzików. Chłopczyk spojrzał w stronę drzwi i gdy zobaczył w nich ciocię i jakiegoś faceta spojrzał błagalnie na blondynkę.
-Jeszcze pięć minut ciociu, musimy wypróbować nowe auto Jack'a.
-Naprawdę tylko pięć minut, proszę pani. Budowaliśmy ten tor strasznie długo, bo Mary przyszła i powiedziała, że tu jest droga dla jej wózka i rozwaliła wszystko. Ten jej gruby bachor zaczął płakać i ona zaczęła krzyczeć, że wystraszyliśmy jej dziecko -mały blondyn również spojrzał na nią błagalnie i razem z Sammym uklęknęli przed blondynką.
-Później jeszcze przyszła Kelsey, ciociu i ona powiedziała, że Mary i jej dziecko przez nas płaczą, że zaraz zawoła panią i to wszystko przez nas -kontynuował wypowiedź przyjaciela mały brunet.
-Dziewczyny są dziwne, to przecież nie była nasza wina -blondasek rozłożył rozżalony ręce.
-Później są jeszcze gorsze -zaśmiał się Federico, za co dostał sójkę w bok od Ludmily.
-Naprawdę? -jęknął siostrzeniec Ludmily i spojrzał na towarzysza cioci zielonymi oczami.
-Mówię ci młody nie zadawaj się z nimi, bo zawsze będziesz na przegranej pozycji -Federico szepnął konspiracyjnie i z udawanym smutkiem pokiwał głową. -Ale czasem się przydają -puścił mu oczko.
-Federico! -blondynka pokręciła niedowierzająco głową.
-A do czego, proszę pana?
-Do niczego, koniec tej bezsensownej rozmowy! -krzyknęła blondynka, ucinając tym samym tą dziwną wymianę zdań. -Macie trzy minuty chłopcy. Później idę do domu, albo z tobą Sammy albo bez ciebie.
-Ale ciociu...
-Dwie minuty i ani słowa więcej, bo zaraz nie będę taka miła!
      Dziewczyna obróciła się na pięcie i wyszła do przedszkolnej  szatni. Federico spojrzał na nią z rozbawieniem i w dwóch krokach stanął tuż obok wieszaka z rzeczami jej siostrzeńca.
-Kiedy się denerwujesz jesteś jeszcze piękniejsza -szepnął jej do ucha, na co blondynka zmroziła go spojrzeniem niebieskich oczu.
-Och ile ty masz lat Federico? -przewróciła oczami i podparła ręce na biodrach.
-Oj Lu, nie gniewaj się na mnie -podszedł bliżej i złapał ją w tali, przyciągając do siebie. -Choć jesteś cholernie pociągająca gdy tak mrużysz te swoje śliczne niebieskie oczy i zaciskasz te malinowe usta.
     Uśmiechnął się do niej łobuzersko i pochylił się jeszcze niżej.
-A wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? -blondynka zdezorientowana pokręciła tylko przecząco głową. -Ja uwielbiam maliny -delikatnie musnął jej zaróżowiony policzek wręcz z chorą premedytacją zahaczając przy tym o kącik jej ust.
-Blee, ciociu nie przy ludziach! -usłyszeli za plecami dziecięcy głosik Sammy'iego i momentalnie odskoczyli od siebie.
      Znów dała się zbajerować na czułe słówka Pasquarelliego. Cholerny babiarz! Cholernie przystojny! W ogóle on cały był cholerny! Blondynka nie chciała trzeźwo myśleć, ba! ona nie potrafiła tego zrobić. Jeszcze ten jego perfidny uśmieszek, który pojawił się teraz na tej przystojnej twarzy. Oj tylko poczekaj kochaniutki. Blondynka już planowała zemstę na miarę samego Hitlera, Stalina i Mussoliniego razem wziętych. A to był tylko początek.
-Ciociu? -Sammy zapinał właśnie swój popielaty płaszcz i  zwinnie opatulił szyję lekkim szalikiem.
-Tak? -blondynka dopiero po chwili zorientowała się, że mały chciał o coś zapytać.
-Ten pan to twój chłopak?
     Federico uśmiechnął się szeroko słysząc to pytanie i spojrzał na Ludmile, która nie za bardzo wiedziała co ma w tej sytuacji powiedzieć. Pochylił się lekko nad chłopcem i poczochrał jego brązowe włosy.
-Ludmila nic ci jeszcze nie powiedziała?
     Chłopczyk pokręcił przecząco główką i wbił oskarżycielskie spojrzenie w blondynkę.
-Czemu nie powiedziałaś, że masz chłopaka ciociu?!
-Bo sama dopiero teraz się o tym dowiedziałam -odparła zdezorientowana tak bardzo jak jeszcze nigdy w życiu.
-Lepiej późno niż wcale, kochanie.
     Kpiarski uśmiech nie schodził z jego ust i w duchu przybijał sobie piątkę. Był zadowolony z tej małej intrygi. Teraz pozostaje zatrzymać ją przy sobie przez kolejne osiem dni i kontrakt ma już na biurku w swoim gabinecie.
-Porozmawiamy o tym jeszcze Pasquarelli -odparła.
     Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek i łapiąc za rękę małego brunecika zaczęła wychodzić z przedszkola.
-Lu przecież wiesz, że moje argumenty przebiją wszystkie twoje o głowę. Jestem mistrzem jeśli chodzi o negocjacje i zdobywanie tego czego chcę -wymruczał wprost do jej ucha, łapiąc przy tym jej drobną dłoń.
     Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem i ze śmiechem pomachała przecząco głową.
-Nie skreślaj mnie tak od razu, ja też potrafię się targować i negocjować. To będzie dłuuuga rozmowa -zaśmiała się z lekkością i przejechała kciukiem po jego knykciach.
-Jeśli masz w lodówce dobre wino to możemy debatować nawet i do rana -puścił jej oczko i uśmiechnął się szeroko.
-W takim razie ty nie pijesz i później odwieziesz mnie do pracy na tej swojej drugiej połówce.
     Flirtowała z nim. Coraz bardziej zadziwiała samą siebie, ale tak się właśnie działo. Ona, Ludmila Ferro właśnie flirtowała z facetem o wyglądzie Adonisa. Federico jak na gentlemana przystało otworzył przed nią drzwi i uśmiechnął się zawadiacko. Deszcz znów okropnie zacinał, ale nie przejmował się tym ani trochę. Teraz ważniejsza była rozmowa z tą cudowną dziewczyną.
-Więc spodobała ci się jazda próbna?
-Skądże! -żachnęła się. -Muszę jakoś zaszpanować przed koleżankami z pracy.
     Brunet wybuchnął głośnym śmiechem i z niedowierzaniem spojrzał na blondynkę.
-Mną też możesz poszpanować jeśli chcesz, nawet zmieszczę się do środka.
     Ludmila przez chwilę udawała, że się nad czymś intensywnie zastanawia, po czym rozbawiona nachyliła się wprost nad uchem towarzysza.
-Ty mój drogi możesz robić ewentualnie za ładny dodatek -puściła mu oczko i wyprostowała się z powrotem.
       Ona też potrafiła grać w tą grę. Niech sobie Pasquarelli nie myśli, że jest taki cwany. Spojrzała na siostrzeńca, który właśnie szedł grzecznie za rękę i udawał, że wcale nie podsłuchuje ich rozmowy. Mały Sammy od zawsze był rozrabiakiem, ciągał dziewczynki za włosy, zbierał żaby z ogródka i przynosił je do domu, a z kolegami zawsze ganiali z patykami po osiedlu i udawali, że to ich miecze. Teraz był grzeczny jak nigdy i co chwilę zerkał ciekawie na wysokiego bruneta, który szedł po prawej stronie blondynki i trzymał ją za rękę.
-Ciocia a ten twój chłopak idzie z nami do domu? -zapytał, kiedy stanęli pod klatką schodową do ich mieszkania, a brunet przytrzymywał dla nich drzwi wejściowe.
-Wprosił się na kawę -blondynka potarła lekko nos i podała pęk kluczy chłopczykowi.
-Jeeeej w końcu ktoś pobawi się ze mną moimi autami! -pisnął szczęśliwy i podbiegł do drzwi z numerem trzy, aby otworzyć je i wpaść do domu jak torpeda.
-Nasze negocjacje chyba będą musiały poczekać na wieczór -mruknął rozbawiony Federico.
     Dziewczyna przewróciła oczami i wprowadziła bruneta do środka. Mieszkanie nie było duże, ale w zupełności wystarczało jej i siostrze. Miały dwa pokoje. Jeden z nich dostała Ludmila, a drugi należał do Sammy'iego i Lary. Korytarz był wąski, na prawo znajdowała się mała kuchnia, a na lewo mieścił się średniej wielkości salon. Na końcu korytarza znajdowały się pokoje dziewczyn i łazienka pomiędzy nimi.
-Rozgość się, a ja zrobię kawy -uśmiechnęła się i ręką wskazała brunetowi wejście do salonu.
     Chłopak wszedł powoli do pomieszczenia i rozejrzał się dookoła. Wnętrze nie było urządzone na bogato, ale ze smakiem i stylem. Na jednej ze ścian wisiał średnich rozmiarów czarny ekran telewizora, a pod nim w komodzie otwartej do połowy można było zobaczyć imponującą kolekcję gier na xboxa. Na środku pokoju stała mała ława wykonana z ciemnego drewna, na której leżał mały laptop, a obok niej były dwa białe fotele i sofa do kompletu. Na podłodze wyłożonej jasnymi panelami gdzieniegdzie porozrzucane były małe samochodziki i pluszaki, które powyciągane były z szafki, obok której był regał na dokumenty i białe kartony, skrywające swoją zawartość. Ściany pomalowane na beż zdobiły półki z masywnymi tomami książek w skórzanych okładkach. Na parapetach stał rząd białych i różowych storczyków, a w samym koncie oparta o ścianę stała gitara. Pomieszczenie było jasne i wyraziste. Miało swój charakter i klasę.

     Brunet nieśmiało przekroczył próg i usadowił się wygodnie na białej sofie. Jego uwagę przykuł stos papierów leżących obok laptopa porozkładanych na małej ławie. Pochylił się nad mini i podniósł delikatnie białą kartkę papieru pokrytą kobiecym pismem. 

"Wpływ polityki Europy Zachodniej na rozwój gospodarczy Ameryki Północnej i napływ sprzętów wysokiej technologii od azjatyckich tygrysów, czyli światowa polityka gospodarcza od A do Z" 

przeczytał nagłówek i przeczesał dłonią swoje włosy.

 "Współczesna polityka gospodarcza to dla zwykłego laika temat trudny i z reguły niezrozumiały. Dziwne przepisy prawne ustanawiane przez ludzi wysoko postawionych, którzy w większości nie mają bladego pojęcia o tym, czym się zajmują mają nas, przysłowiowych zjadaczy chleba, ogłupić i wprowadzić w stan zdezorientowania. Jednak to, co dzieje się na świecie powinno nas jak najbardziej interesować. W końcu to zwykli ludzie płacą olbrzymie podatki, pracują jako kierowcy czy zmagają się ze sztormami na morzu, by drogą morską przewieźć kolejne towary. Handel jest dostępny na całym świecie. Płacimy w dolarach, euro, frankach, ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Pieniądz to pieniądz nie ważne jak go
nazwiemy, ponieważ..."

-Słodzisz? -głos Ludmily, która właśnie stawiała przed nim tacę z kawą i cukiernicą oderwał go od lektury.
-Dwie łyżeczki -odparł speszony. -To twój artykuł? -wskazał ręką na kartkę, którą trzymał w ręku.
-Tak, ale jest jeszcze nieskończony. Miałam zamiar przerobić go znacznie i rozbudować. Chciałam na tych spostrzeżeniach oprzeć moją pracę magisterską.
-Studiujesz? -zdziwił się.
     Był pewien, że blondynka miała już skończone studia.
-Dziennikarstwo, zaocznie. Jeszcze rok i możesz mi mówić pani magister.
      Zaśmiała się melodyjnie i upiła łyk kawy. Brunet spojrzał na nią rozbawiony i potarł lekko delikatny zarost. Fascynowała go ta blondynka. Śliczna, mądra, ciekawe jakie jeszcze sekrety skrywa.
-Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
     Zarumieniła się na jego słowa i delikatnie potarła nos. Był to jej odruch, kiedy ktoś ją zawstydzał. Nienawidziła go, ale był on bezwarunkowy.
-A ty czym się zajmujesz? -zmieniła szybko temat.
-Marketingiem. Wymyślam reklamy telewizyjne, których nienawidzi 90% społeczeństwa -zaśmiał się jakby opowiedział jakiś naprawdę dobry żart. -Ale można zarobić na tym dobre pieniądze, a z czegoś utrzymać się muszę.
-Mieszkasz sam?
      Blondynka poprawiła się wygodniej na kanapie i biorąc w ręce filiżankę, obróciła się w stronę chłopaka.
-Tak, moi rodzice mieszkają we Włoszech, a rodzeństwa nie mam -odparł.
-Więc co skłoniło cię do wyjazdu do Los Angeles?
     Musiał mieć jakiś poważny powód, żeby uciekać z domu taki kawał drogi. Tylko co nim kierowało? Miłość? Pieniądze?
-Od dziecka marzyłem żeby studiować gdzieś za granicą, ale nie mogłem się zdecydować gdzie. W końcu padło na Los Angeles. Przyleciałem, zacząłem studiować, wynająłem mieszkanie, a później dostałem pracę i tak tutaj siedzę -wzruszył ramionami. -Ty też nie jesteś stąd, prawda?
      Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i uniosła brew do góry.
-Skąd wiesz?
      Federico uśmiechnął się kpiąco w jej stronę i wygodnie oparł się o miękkie sofę.
-Hmm to pewnie przez ten twój brytyjski akcent -próbował naśladować jej sposób mówienia, na co blondynka wystawiła mu język.
-Przyjechałam tu z Larą, moją siostrą, prawie sześć lat temu, kiedy zaszła w ciążę, a matka wyrzuciła ją z domu. Chciałyśmy mieszkać jak najdalej od Londynu, a pierwszy samolot, który startował okazał się tym do Los Angeles.
     Odstawiła kawę na stolik i ponownie spojrzała na zdziwionego chłopaka.
-Zostawiłaś matkę i wyjechałaś z siostrą na drugi koniec świata? -był zszokowany.
-Nie mogłam zostawić jej samej -uśmiechnęła się smutno. -Poza tym nie chciałam zostawać sama z matką. Zresztą i tak musiałabym tu przyjechać, bo zmarła dwa lata później.
-A twój tata? -zapytał.
-Zmarł zaraz po rozwodzie rodziców. Z tej bliższej rodziny została mi tylko Lara i Sammy.
     Brunet złapał ją delikatnie za dłoń, aby dodać jej otuchy.
-Przepraszam, nie powinienem był o to pytać.
-Skąd mogłeś wiedzieć - blondynka przewróciła oczami i uścisnęła delikatnie jego dłoń.
       Niespodziewanie do pokoju wpadł Sammy niosąc ze sobą karton pełen małych samochodzików i przerywając im tą chwilę.
-Będziemy się bawić! -zarządził i rzucił karton o podłogę, a następnie usadowił się na sofie pomiędzy nimi. -Lubi pan auta? -zapytał, wpatrując się w bruneta.
-Uwielbiam mały, chodź pokażesz mi jakie masz modele -obydwaj zeszli z kanapy i siadając na podłodze zaczęli się bawić i budować skomplikowane tory dla swoich aut.
     Zabawa trwała naprawdę długo, ale w końcu Ludmila zarządziła koniec i mały brunet chciał czy nie musiał pójść się kąpać. Po 15 minutach przeszedł do nich z mokrymi włosami i w piżamce, ciągnąc za uszy swojego ulubionego królika.
-Dobranoc ciociu.
     Przytulił się mocno do blondynki i dał jej buziaka w policzek. Następnie podszedł do bruneta i również przytulił się do zadowolonego Włocha.
-Dobranoc Fede.
-Dobranoc mały -brunet pocałował chłopczyka w czoło.
      Sammy potarł śpiący oczy i łapiąc za rękę Ludmilę, poszedł z nią do swojego pokoju. Blondynka wróciła chwilę później, również ziewając. Nawet nie zauważyła, kiedy podczas rozmowy z Włochem, zasnęła wtulona w jego tors.

środa, 12 sierpnia 2015

One shot cz.2

-Co ty tu robisz Pasquarelli? -blondynka obdarzyła bruneta chłodnym spojrzeniem i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej.
      Nie mogła uwierzyć w to, że widzi go po tych dwóch latach rozłąki. Nic się nie zmienił, jego oczy cały czas przypominały kolorem płynną czekoladę, a brązowe włosy ułożone były w artystyczny nieład, który dodawał mu uroku. Tylko na ustach nie błąkał się już ten cudowny uśmiech od którego nogi same się uginały. Był zagubiony i bał się. Nie chciał, by dziewczyna znów go odrzuciła. Nie przeżyłby kolejnej rozłąki.
-Musimy porozmawiać Ludmila, nie sądzisz, że przydałyby mi się jakieś wyjaśnienia? -stanął naprzeciwko niej i spojrzał prosto w jej niebieskie oczy.
     Od zawsze hipnotyzowały go swoją barwą, ale teraz po tych dwóch latach na nowo zrobiły na nim ogromne wrażenie. Blondynka stała przed nim z zaciętą miną i wiedział, że nie wróży to nic dobrego. Zapewne wybuchłaby gdyby nie obecność Val i Leona.
-Jakim prawem żądasz ode mnie wyjaśnień? Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Ostatnim razem powiedziałeś już zbyt wiele -wysyczała przez zęby i zacisnęła dłonie w pięści.
-Chciałem to wszystko naprawić, ale ty nie raczyłaś nawet odebrać ode mnie telefonu!
-I co byś mi powiedział? Poza tym kiedy zmierzyłeś to zrobić, między wywiadami czy sesjami do okładki nowej płyty? -była wściekła tak jak jeszcze nigdy w życiu.
      Gdyby miała coś pod ręką już dawno rzuciłaby tym o ziemię lub w Pasquarelliego, gdziekolwiek byleby tylko pozbyć się tych okropnych emocji, które teraz nią targały.
-Chodź Val pójdziemy po Larę i późnej zabierzemy cię na lody, bo ta dwójka zaraz się tu pobije -Leon wziął na ręce małą dziewczynkę i skierował się w stronę drzwi.
-Verdas nie waż się zostawiać mnie z nim samej! -krzyknęła starsza Ferro i pobiegła za nim do przedpokoju.
-Lud oboje potrzebujecie tej rozmowy, przyznaj że za nim tęskniłaś -szepnął jej do ucha i przygarnął jej kruche ciało do siebie.
     Chciał w ten sposób dodać jej otuchy i pokazać swoje wsparcie, a także załagodzić jej burzliwy temperament.
-To nie ma znaczenia -mruknęła i schowała głowę w jego tors.
     Bała się tej rozmowy. Wiedziała że prędzej czy później ulegnie Pasquarelliemu, a chciała tego uniknąć za wszelką cenę. Kochała go i pragnęła dla niego jak najlepiej. Wiedziała, że chłopak ma szansę na międzynarodową karierę, a nie chciała mu stawać na drodze do szczęścia. Nie mogłaby spać spokojnie mając świadomość, że dla niej poświęca to co kocha najbardziej.
- Tylko go wysłuchaj to wszystko. Oboje za sobą tęsknicie i nie wyobrażacie sobie życia osobno. Może razem dojdziecie do jakiegoś kompromisu -potarł jej plecy ciepłą dłonią i pocałował w czoło. -Mam nadzieję, że wszystko się między wami ułoży, trzymam za was kciuki -uśmiechnął się szeroko w stronę starszej blondynki i uniósł ku górze dłonie złożone w piąstki.
-Wszystko będzie dobrze, Lu -Valeria uśmiechnęła się w stronę siostry i przytuliła ją mocno.
-Mam taką nadzieję, kochanie -szepnęła Ludmila, a na jej ustach zagościł nieśmiały uśmiech.
     Valeria posłała jej jeszcze buziaka w powietrzu i złapała za rękę Leona.
-To na jakie lody mnie dzisiaj zabierzesz? -zapytała, uśmiechając się przy tym słodziutko.
     Ten trik zawsze działał na Verdasa. Wtedy mógłby zrobić dla małej Ferro dosłownie wszystko.
-A na jakie masz ochotę, słoneczko? -schylił się i podniósł dziewczynkę z ziemi.
-Wiśniowe -pisnęła szczęśliwa i zarzuciła swoje małe rączki dookoła szyi chłopaka.
      Leon uśmiechnął się do niej z czułością i pogładził ją po blond włoskach.
-Dla mojej małej księżniczki wszystko -odwrócił się na pięcie i posyłając starszej blondynce ostatnie pokrzepiające spojrzenie, wyszedł z mieszkania.
     Momentalnie zapadła grobowa cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara. Blondynka spojrzała w lustro, które wisiało w pomieszczeniu i momentalnie zamarła. O framugę drzwi opierał się nie kto inny jak jej były i śledził swoim wzrokiem każdy jej ruch. Odwróciła się niepewnie na pięcie i spuściła głowę w dół.
-Przepraszam -wyszeptała. -Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać.
-Lu... -powiedział cicho i podszedł do dziewczyny.
     Nie wiedział jak zareaguje na jego dotyk, ale chciał żeby spojrzała mu w oczy. Delikatnie dotknął dłonią jej policzka, a ona zadrżała lekko i przechyliła głowę, wtulając się w nią bardziej. Chłopak niepewnie przygarnął ją do siebie i zaczął głaskać jej piękne, długie włosy. Obydwoje byli stęsknieni swojego dotyku. Blondynka oparła policzek o jego tors i objęła go w pasie, a brunet przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, żałując każdego minimetra, który ich od siebie dzielił. Trwali w tym uścisku tak długo jak to tylko było możliwe, a żadne z nich nie odważyło się nawet ruszyć.
-Przepraszam Lu, ja naprawdę żałuję tego co wtedy powiedziałem. Nigdy tak nie myślałem, po prostu cholernie bałem się, że w końcu cię stracę. Nie umiałem pogodzić miłości do ciebie i miłości do muzyki, więc zacząłem się w tym wszystkim powoli gubić -wyszeptał jej we włosy, całując je delikatnie przy każdym słowie.
     Kochał tą blond złośnicę najbardziej na świecie i pragnął mieć ją w swoich ramionach do końca życia. Czuł się za nią odpowiedzialny i wariował kiedy nie było jej przy nim.
-Fede ja też przepraszam, że tak się zdenerwowałam i później nie dałam ci tego nawet wytłumaczyć, po prostu te słowa były dla mnie jak policzek. Zawsze robiłam wszystko, żeby dać radę utrzymać dom i Val, żeby nie zawieść ciebie i jej, a ty tak naciskałeś na te ciągłe trasy. Byłam cholernie zła na siebie, że nie mogę tam z tobą być i na ciebie, że ty nie możesz być tu ze mną. Kocham cię jak wariatka i bałam się, że poznasz kogoś lepszego ode mnie i że już tu do mnie nie wrócisz -dziewczyna jeszcze bardziej wtuliła się w klatkę piersiową bruneta, a po jej twarzy zaczęły płynąć drobne strużki łez.
-Lu, skarbie jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież tyle razy zapewniałem cię o tym, jak bardzo cię kocham. Zawsze tak było i zawsze tak będzie, sądziłem że wiesz o tym doskonale -podniósł do góry jej zapłakaną twarz i delikatnie scałował słone kropelki z zaróżowionych policzków.
-Tak bardzo się bałam, że mnie zostawisz -z jej oczu poleciało jeszcze więcej łez. -Nie potrafiłam sobie poradzić z Val, z pracą, ze szkołą...
-Ćśśś... - przerwał jej i znów mocno do siebie przyciągnął. -Jestem tu Lud i już nigdzie nie zamierzam wyjeżdżać, bo...
-Ale jak to? Nie możesz dla mnie rezygnować z kariery! -krzyknęła przez łzy i odsunęła się od niego, patrząc mu przy tym prosto w oczy. -Nie możesz, Federico! Ja ci nie pozwalam podejmować takiej decyzji!
-Dasz mi dokończyć? -zapytał zdenerwowany i ponownie brutalnie przyciągnął ją do siebie. -Nie mogłem się tobą cieszyć przez dwa cholerne lata, więc teraz z łaski swojej nie uciekaj ode mnie.
-Ale nie możesz dla mnie rezygnować z kariery. Nie mogę prosić cię o tak wiele, bo nie zasługuje na takie poświęcenie -wyszeptała znów spuszczając wzrok na czubki swoich butów.
-Przenieśli mnie na stałe tutaj, a trasa już się zakończyła. Teraz będę pracował w wytwórni, która jest 5 minut drogi od twojego domu -spojrzał na nią z ogromnym uśmiechem na ustach.
-Jak to? -dziewczyna była tak zaskoczona jak jeszcze nigdy w życiu.
     Federico uśmiechnął się do niej pobłażliwie i pochylił głowę tak, że ich czoła stykały się ze sobą.
-Podpisałem nowy kontrakt, będę wypuszczał nowe płyty, ale nie mam na razie w planach żadnych tras koncertowych -szepnął i delikatnie musnął ustami jej policzek.
     Blondynka uniosła oczy do góry i delikatnie dotknęła dłonią rozgrzany policzek bruneta. Drugą dłoń położyła na jego torsie i powoli przejechała palcami w górę, badając jego umięśnione ramiona. Była szczęśliwsza niż kiedykolwiek i chciała pokazać to brunetowi. Wiedziała, że słowami nie opisze tego jak bardzo się cieszy, że chłopak zostaje z nią tutaj.
     Federico poczuł jak niepewny dotyk blondynki doprowadza jego zmysły do szaleństwa i wzbudza w nim narastające z każdą sekundą pożądanie. Brutalnie przycisnął ją do najbliższej ściany i wbił się tęsknie w jej malinowe usta. Dziewczyna na początku była zaskoczona jego nagłym wybuchem, ale to chwili niepewnie odwzajemniła pocałunek. To doprowadziło go do jeszcze większej pasji. Jednym zdecydowanym ruchem wziął ją na ręce i nie przerywając pocałunku, skierował się do salonu. Opadł na wygodną sofę, a blondynka usadowiła się wygodnie na jego kolanach. Wplotła palce w jego gęste włosy, a on podwinął lekko jej koszulkę i schował palce pod materiał jej cieniutkiego T-shirtu. Dziewczyna jęknęła cicho, gdy poczuła jego ciepłe palce na swojej skórze, a brunet wykorzystał ten moment i wkradł się językiem do jej ust. Już dawno nie pamiętał, żeby było mu tak dobrze. Tylko blondynka potrafiła doprowadzić go do takiego stanu. Byli jak ogień i woda, ale pasowali do siebie idealnie. Jakby każdy brakujący w nich element znajdował się w drugiej osobie. Byli jak puzzle, osobno stanowili tylko część całości, coś niezrozumiałego dla otoczenia, a razem byli najpiękniejszym obrazem.
-Kocham cię, Lu -szepnął wprost w jej rozgrzane do czerwoności usta.
-A ja ciebie -odpowiedziała tym samym, znów łącząc ich wargi w jedność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie moi państwo, jak wam mijają te cudowne ciepłe dni?
Uwielbiam gdy jest tak gorąco, bo wtedy mogę całymi dniami wylegiwać się nad naszym cudownym, polskim Bałtykiem.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak świetnie było wracać do domu po miesiącu nieobecności.
Jeśli mam być szczera to dopadł mnie okropny brak weny i nie wiem co się dzieje. Nawet zastanawiałam się przez chwilę nad usunięciem bloga, ale spokojnie nie zrobię tego. Dokończę historię, którą zaczęłam i wtedy się wycofam. Aktualnie okropnie cierpię na brak czasu. Muszę przyznać, że te wakacje są naprawdę intensywne, ale podoba mi się to! Razem lećmy na tej pozytywnej energii i do następnego :* (swoją drogą nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, miejmy nadzieję, że zbiorę swoje cztery litery i wyskrobie w końcu coś ciekawego)
Nareczki kluseczki ;*

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

    Blondynka od kilku godzin bezwładnie rzucała się na łóżku nie mogąc zasnąć. Gdy tylko zamykała oczy miała przed sobą widok czekoladowych tęczówek, przewiercających ją na wylot oraz idealne wargi, które dzisiaj z taką łatwością wzięły w posiadanie jej. Nie myśląc o tym co robi podniosła dłoń i delikatnie przejechała palcem  po dolnej wardze. Co za idiotyzm. Ten facet rzucił na nią jakiś pieprzony urok, a ona nie mogła się pozbyć widoku czarującego uśmiechu, który gościł na jego przystojnej twarzy. Serce zabiło jej mocniej, a w brzuchu poczuła przyjemny ucisk sygnalizujący o rosnącym w jej wnętrzu pożądaniu. 'Przestań idiotko!' skarciła się w myślach i przewróciła na drugi bok. To przecież on ma się w niej zakochać, a nie ona w nim. Nie jest jakąś głupiutką nastolatką, żeby tak reagować na nowo poznanego faceta. Potrzebowała planu, dobrego planu, żeby go uwieść. Miała jego numer, ale przecież nie mogła zadzwonić już teraz. Nie chciała wyjść na zdesperowaną idiotkę, która tylko czeka aż ją przeleci. Musiała działać powoli i z klasą, żeby za szybko się nią nie znudził. Nagle 10 dni okazało się strasznie długim skrawkiem czasu. Jak mogła utrzymać przy sobie tego przystojniaka na ponad tydzień, a w międzyczasie zrobić mu z życia piekło, kiedy ten przystojny flirciarz wyznawał zasadę 'zaliczyć, zostawić'. Musiała to przemyśleć, ale jeszcze nie teraz. Strasznie bolała ją głowa i nie mogła spać, co doprowadzało ją wręcz do obłędu. Delikatnie podparła się na łokciu i sięgnęła po leżący na stoliku nocnym telefon. Cyfrowy zegar wskazywał drugą w nocy, a ona dalej walczyła z bezsennością. W końcu pokonana wstała z łóżka i jak wiatr przemknęła do kuchni. Z szafki nad zlewem wyciągnęła leki nasenne i nalała sobie wody do wysokiej szklanki. Nigdy nie lubiła faszerować się lekami i z reguły robiła to w ostateczności, ale czuła, że to jest właśnie taka sytuacja kryzysowa. Szybkim ruchem wpakowała do buzi tabletki i popiła je zimną wodą. Gdy w końcu znalazła się z powrotem w łóżku zamknęła oczy i czekała, aż leki zaczną działać, a ona będzie mogła w spokoju zasnąć nie myśląc już więcej o przystojnym brunecie.
     Federico również całą noc bił się z myślami, a przed oczami co rusz pokazywał mu się widok uśmiechniętej blond piękności. Czuł ogromne wyrzuty sumienia, że miał wykorzystać w tak perfidny sposób tą niczemu winną dziewczynę. Znalazła się w złym miejscu o złym czasie, ale wiedział że nic na to nie poradzi. Klamka zapadła, a gdyby poprosił Camilę i Natalię o zmianę partnerki na pewno wyśmiałyby go i wyzwały od tchórzy. Nie mógł sobie pozwolić na kompromitacje przez jakąś głupią blondi, która tak namieszała mu w głowie. Walczył o kontrakt wart grube miliony i był świadomy, że zapewni mu on nie tylko dobrą premie, ale także wysoką pozycję w firmie. W przeszłości również wykorzystywał piękne dziewczyny i nigdy się tym nie przejmował. No bo, co takiego ma w sobie Ludmila czego nie miały jego poprzednie partnerki? Przecież cycki i tyłek ma w tym samym miejscu, więc o co do cholery chodzi? Był zły sam na siebie, że nie potrafi zrozumieć co się z nim dzieje. Zdążył zjeść z nią tylko kolację. Nawet się z nią jeszcze nie przespał, choć chętnie naprawiłby ten błąd jak najszybciej. Przekręcił się na plecy, a ręce ułożył za głową. Przed oczami miał tylko biały sufit, w który wpatrywał się jakby miał tam znaleźć odpowiedź na tą męczącą go zagadkę, ale nic z niego nie wyczytał. Na ziemię nie zstąpił też jakimś cudem anioł i nie powiedział mu o co chodzi w tym całym gównie. To było ponad jego siły i zrezygnowany zamknął oczy, aby już o tym nie myśleć.
     Obudziło go dopiero intensywne walenie do drzwi. Jak na dobrym kacu ledwo zwlekł się z łóżka, by w samych bokserkach od Calvina Klein'a otworzyć natarczywej osobie. Kiedy masywne drewniane drzwi wreszcie się otworzyły Leon wparował do środka bez zaproszenia i z założonymi rękami przyglądał się kumplowi, który zaspany pocierał oczy.
-Czy ty kurwa wiesz, która jest godzina?! -wrzasnął w końcu, na co Federico jęknął niezadowolony.
-Nie krzycz tak do cholery, bo podejdę i przywalę ci w ten krzywy ryj -mruknął tylko i pomaszerował z powrotem w kierunku sypialni. Był niewyspany i marzył tylko żeby znów znaleźć się w ciepłym łóżku. Z powrotem ułożył się w pościeli, kiedy Verdas zamaszystym ruchem ściągnął z niego kołdrę.
-Popierdoliło cię?! -krzyknął brunet, gdy poczuł na skórze zimne powietrzne. Leon bez słowa podsunął mu pod nos zegarek, który wskazywał jedenastą. Federico wyskoczył z łóżka z prędkością światła mamrocząc pod nosem co chwilę donośne 'kurwa'. W ekstremalnym tempie wbiegł do łazienki, by po chwili wylecieć z niej cały mokry i wciągając na siłę nogawki od spodni, krzyczeć że szef urwie mu jaja. Widok przerażonego przyjaciela wprawił Leona w tak dobry nastrój, że postanowił na razie nie mówić mu, że wcisnął szefowi jakiś słaby kit o nagłych badaniach. Ze śmiechem patrzył jak Federico biega po domu w pośpiechu ubierając na nogi skarpetki i zarzucając jednocześnie marynarkę na białą koszulę rozpiętą do połowy. Po kolejnych trzech minutach obaj wychodzili już z domu niosąc pod pachą kaski. Szybko odpalili motory i gnali przez zatłoczone ulice Los Angeles jakby od tego zależało ich życie.
-Dawaj Angela, pokaż na co cię stać maleńka! -krzyknął do motoru i dodał gazu, na co ten zareagował głośnym wyciem. W niespełna 5 minut znalazł się pod budynkiem firmy, w myślach błagając, aby nie spotkać szefa. Jego modlitwy jednak nie zostały wysłuchane, bo gdy z największą ostrożnością skradał się obok gabinetu pana Winstona ten właśnie z niego wychodził.
-Och Federico jak miło, że wreszcie zjawiłeś się w pracy -powiedział z przekąsem, bacznie obserwując wystraszonego bruneta.
-Najmocniej przepraszam szefie, obiecuję, że podobna sytuacja nigdy więcej się nie powtórzy.
-Nie ma za co, przecież Leon powiedział mi, że jesteś na badaniach -starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko do stającego z tylu Verdasa, na co ten kiwnął tylko głową. -Zdrowie najważniejsze! -dodał i zniknął, wsiadając do windy.
     Federico odwrócił się do przyjaciela z zaciśniętymi pięściami i wargami, które ułożyły się w poziomą kreskę, na co ten tylko uśmiechnął się promiennie i rzucając krótkie 'nie ma za co', uciekł schodami na górę.
-Ty mały kutasie, wcale nie musiałem się tak spieszyć-syknął przez zaciśnięte zęby i szybko pognał za przyjacielem, w duchu dziękując mu za to, że dzięki niemu nie wyleciał z roboty.
     W ,,Composure" dziewczyny od rana pracowały nad nowymi artykułami i nie miały czasu wypytać jeszcze Ludmily o wszystkie szczegóły jej wczorajszej randki. Blondynka błogosławiła za to panią Woldorf, bo nie była na razie w stanie racjonalnie myśleć o tym co się wczoraj wydarzyło. Dziewczyny już od rana maltretowały ją przenikliwymi spojrzeniami i była pewna, że gdy wyjdą w końcu na lunch to zostanie zasypana gradem pytań. Nie pomyliła się nadto, bo gdy siedziały już przy ich ulubionym stoliku w ich ulubionej knajpce dziewczyny spojrzały wymownie na przerażoną blondynkę, czekając na szczegółową relację z wczorajszego wieczoru.
-No gadaj w końcu, przespałaś się z nim?! -wrzasnęła zniecierpliwiona Violetta, zwracając tym wybuchem niemałe zainteresowanie. Ludzie patrzyli z zaciekawieniem na ich stolik, wlepiając wzrok w oburzoną blondynkę. Wydawać by się mogło, że nagle wszyscy klienci knajpki są niesamowicie ciekawi czy Ludmila poszła do łóżka z Pasquarellim czy też nie.
-Na pewno się z nim przespała -zakomunikowała Francesca, odchylając się na tylnych nogach krzesła i podpierając ręce na blacie stolika. -Wczoraj nie mogła odwrócić od niego wygłodniałego wzroku, a dzisiaj myślała, że make up'em uda jej się przykryć te sine wory pod oczami to jednoznacznie wskazuje na wczorajszy seks-uśmiechnęła się szeroko, gratulując sobie w duchu takiej spostrzegawczości. Bacznie przyglądała się blondynce, której bladą twarz wykrzywiał teraz grymas niezadowolenia. Ludzie z zapartym tchem śledzili tą wymianę zdań, zerkając co chwilę na Violettę i Francesce lub na Ludmile.
-Nie poszłam z nim do łóżka -mruknęła zdenerwowana blondynka i teatralnie przewróciła oczami. -Skończyło się tylko na pocałunku -przygryzła dolną wargę, aby ukryć uśmiech który błądził teraz na jej twarzy.
-O mój boże, całowaliście się?! - wrzasnęła Fran, a przednie nogi krzesła na którym się bujała wylądowały z głośnym brzękiem na podłodze.
-Ciszej -syknęła wściekła Ludmila i zmroziła wzrokiem gapiów, którzy teraz wstrzymywali oddechy.
-Dobrze całuje? -zapytała rozmarzonym głosem Violetta, wwiercając ciekawskie spojrzenie w blondynkę.
-Nie najgorzej -mruknęła w odpowiedzi Ludmila i uśmiechnęła się szeroko do przystojnego kelnera, który właśnie niósł ich zamówienie. Chłopak spojrzał z rozbawieniem na blondynkę i puścił jej oczko, stawiając przed nią talerz z naleśnikami.
-Nie graj na dwa fronty! -oburzona Vilu karcąco spojrzała na zadowoloną przyjaciółkę. -Zabawisz się z tym ciasteczkiem za dziewięć dni, kiedy skończysz misję "Pasquarelli".
-Och dajcie mi już z nim spokój, nawet nie wiem jak się za wszystko zabrać -blondynka westchnęła rozżalona i wyjrzała zmartwiona za okno.
    Dzisiejszego dnia ulice Los Angeles były mokre od deszczu, który niedawno zaczął padać. Ludzie schowani pod parasolami spieszyli się pędząc w tylko sobie znane miejsca. Zabiegani nie zważali na otoczenie, które było ustrojone ozdobami świątecznymi. Za siedem dni odbędzie się bowiem boże narodzenie, a ona nie miała jeszcze kupionych prezentów dla siostry i jej synka. Od śmierci rodziców zawsze razem spędzały wigilię i pierwszy dzień świąt. Już nie mogła się doczekać kiedy wreszcie razem zasiądą do stołu i przegadają całą noc tak jak to zawsze mają w zwyczaju.
-Macie już kupione prezenty? -zapytała, odwracając się z powrotem do przyjaciółek i wkładając do ust widelca z kawałkiem pysznego naleśnika.
-Jeszcze nie -Fran pokręciła przecząco głową. -Musimy się wybrać na jakieś świąteczne zakupy.
-I dobrą świąteczną kawę z górą bitej śmietany -zawtórowała jej rozpromieniona Vilu. Jeśli była mowa o zakupach ona była zawsze chętna.
-Musimy już wracać -zauważyła czarnowłosa i z grymasem na twarzy podniosła się z krzesła. W jej ślady poszły również Ludmila i Violetta niechętnie wracając w kierunku biura.
     Zbliżała się upragniona godzina wyjścia do domu, a Pasquarelli miał jeszcze do ogarnięcia cały plik dokumentów. Wszystkie najważniejsze sprawy były już załatwione, ale zostały jeszcze do zrobienia te mniej ważne, których nie chciał zostawiać na ostatnią chwilę. Diego poszedł dzisiaj szybciej do domu, bo jego mama się rozchorowała, a dzisiaj jemu przypadała tura opieki nad nią. Verdas wciąż jeszcze siedział przy komputerze z dwoma segregatorami na kolanach, wprowadzając do kosztorysu ostatniej reklamy jakieś poprawki.
-Chcesz kawy? -Pasquarelli wstał z miejsca kierując się do drzwi.
-A wiesz, że chętnie się napiję? Mam już dosyć tej pierdolonej papierkowej roboty -westchnął przeciągle w stronę przyjaciela.
-Wiem, ja też, dlatego potrzebna nam mała czarna, poza tym nie gadałem dzisiaj z Sarah, a jak ją mijałem, to wydawało mi się, że miała na sobie krótką sukienkę -uśmiechnął się zawadiacko w stronę przyjaciela i wyszedł z gabinetu, nucąc pod nosem. Leon przewrócił tylko oczami, śmiejąc się pod nosem z bruneta. Dobrze wiedział, że ten zwodzi tylko piękną dziewczynę, bo tak naprawdę nie ma najmniejszej ochoty się z nią przespać. Pasquarelli już dawno mówił mu, że ta laska nie jest w jego typie, poza tym ten lekkomyślny kretyn na głowie ma teraz ważniejszy problem w postaci panny Ferro. Jak tylko dowiedział się o warunku, który został postawiony brunetowi od razu wiedział, że jeśli tylko ten idiota niczego nie spieprzy to kontrakt mają w kieszeni.
     Federico uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Sarah, młoda sekretarka szefa stoi obrócona do niego plecami, czytając coś zawzięcie. Odłożyła na chwilę czasopismo wyciągając pachnącą kawę z ekspresu i nachyliła się lekko w poszukiwaniu cukru. Jej sukienka niebezpiecznie podeszła do góry, odsłaniając sporą część zgrabnych nóg, które z gracją trzymały się na wysokich szpilkach. Brunet oparł się o framugę drzwi przyglądając się jej z zawziętością. Po chwili jednak dziewczyna wyprostowała się i wkładając do buzi ciastko, wróciła do nieskończonej lektury.
-Co tak zawzięcie czytasz? -zapytał uwodzicielskim tonem, podchodząc niespiesznie do dziewczyny i pocierając lekko włosy, uśmiechnął się do niej lekko. Sarah obróciła się szybko, wlepiając zachłanny wzrok w Pasquarelliego. Musiała przyznać, że wyglądał obłędnie w tym nowym garniturze, który odpowiednio opinał się na jego ciele.
-Najnowszy felieton Ludmily Ferro -uśmiechnęła się do niego promiennie. Federico momentalnie wybudził się z transu i spojrzał zdziwiony na dziewczynę.
-Ludmila Ferro pisze felietony? -zapytał zszokowany, włączając ekspres do działania.
-I to naprawdę świetne -dziewczyna bez słowa podała mu gazetę, niby przypadkiem delikatnie muskając palcami jego dłoń. Brunet nie zwrócił na to większej uwagi, przyglądając się zdjęciu uśmiechniętej blondynki obok którego literki układały się w napis "Autorka: Ludmila Ferro. Dziennikarka i felietonistka, okrzyknięta mianem ,najlepszej dziennikarki  młodego pokolenia' przez New  York Times'a". Pospiesznie przewrócił okładkę magazynu, aby dowiedzieć się dla jakiego brukowca pracuje dziewczyna. Następnie wyszedł bez słowa i niosąc ze sobą dwie kawy jak burza wpadł do gabinetu.
-Ona pisze felietony dla 'Composure'! -krzyknął stojąc w drzwiach i w ekspresowym tempie podał filiżankę przyjacielowi, mało nie wylewając jej zawartości na stertę papierów na biurku.
-Jaka 'ona' Federico?
-Ludmila! -zawołał brunet, stukając palcem w okładkę magazynu, czym wprowadził Verdasa w osłupienie.
-Pierdolisz! -krzyknął, gdy odzyskał wreszcie zdolność mowy.
-Jeszcze nie, Verdas. Pójdę z nią do łóżka później bo inaczej szybko się znudzę czego przecież chcemy uniknąć -uśmiechnął się szeroko, siadając przy komputerze i wyszukując w google namiarów na blondynkę. Leon przewrócił tylko oczami i wstając zza biurka podszedł do przyjaciela.
-Tu jest adres redakcji, w której pracuje -brunet uśmiechnął się szeroko do monitora.
-To co ty tu jeszcze robisz? Jedź i złóż niezapowiedzianą wizytę naszej ulubionej dziennikarce -Verdas poklepał go po plecach i podał czarną skórzaną kurtkę.
-Pochowasz te papiery? -poprosił bałaganie brunet, wkładając w biegu kurtkę i biorąc kask pod pachę.
-Pochowam, tylko masz się dobrze zająć panną Ferro -przyjaciel mrugnął do niego, uśmiechając się szeroko, ale Federico wybiegł już z gabinetu. W ekspresowym tempie znalazł się przy ukochanej Angeli i z głośnym rykiem wyjechał spod budynku firmy. W zaledwie 10 minut znalazł się pod redakcją, uśmiechając się do siebie szeroko. Dziewczyna na pewno nie spodziewa się jego wizyty, a on już nie mógł doczekać się tego zdziwienia na jej twarzy, kiedy go zobaczy. Przewiesił kask przez rączkę jego jedynej miłości i poprawiając artystycznie rozwalone włosy, wkroczył do środka budynku. Od progu w oczy uderzyła go szpitalna biel, przełamana ciemnymi brązowymi meblami. Na prawo znajdował się blat za którym siedziała ruda dziewczyna. Na gust Federa miała może z dwadzieścia lat, ewentualnie ze dwa więcej. Była ubrana w beżową ołówkową spódnicę i granatową atłasową koszulę, która bardzo ładnie kontrastowała z jej kasztanowym odcieniem włosów. Po lewej stronie znajdowały się rzędy boksów przy których pracowały dziennikarki. Ciągnęły się one przez całą dostępną długość sali, kończąc przy schodach prowadzących na górę. Federico pewny siebie w szybkim tempie postawił parę kroków i przystanął przy recepcji, posyłając w stronę młodej sekretarki uwodzicielski uśmiech.
-Gdzie znajdę Ludmilę Ferro? -oparł się nonszalancko o blat i utkwił w speszonej dziewczyna ciekawskie spojrzenie.
-Trzeci boks  na lewo -wydukała oblewając się intensywną czerwienią. Ruszył w tamtą stronę szeroko uśmiechając się do każdej mijanej kobiety. Wszystkie rozbierały go wzrokiem zastanawiając się do której z nich przyszedł taki przystojniak. Stanął pod wyznaczonym boksem i uśmiechnął się widząc piękną blondynkę obróconą do niego tyłem, zawzięcie stykającą w klawiaturę laptopa. Miała na sobie białą koszulę, włożoną w czarne materiałowe spodnie, które w kuszący sposób opinały jej długie nogi. Na stopach zaś gościły zamszowe, granatowe szpilki, którymi Ludmila bezwiednie stukała po podłodze. Blond włosy były dzisiaj rozpuszczone i wyprostowane, a na nosie trzymały się czarne okulary kujonki. Brunet podszedł cichutko do jej pleców i pochylił się wprost nad jej uchem.
-Dasz się wyciągnąć na kawę? -zapytał cicho, na co dziewczyna podskoczyła ze strachu i szybko odwróciła się na krześle.
-O Jezu -szepnęła patrząc na uśmiechniętego chłopaka, stojącego dosłownie dwa kroki od niej.
-Wiem, że jestem boski, ale wystarczy zwykłe ,cześć Federico' -puścił jej oczko, a łobuzerski uśmiech nie schodził z twarzy. Patrzył na zszokowaną dziewczynę z satysfakcją malującą się na jego twarzy. Właśnie o takie powitanie mu chodziło.
-Co ty tu robisz? -zapytała, patrząc dużymi oczami na sylwetkę chłopaka, który opierał się nonszalancko o ścianę boksu. Miał na sobie białą koszulę, która doskonale opinała jego wysportowane ciało oraz granatowe, garniturowe spodnie, luźno trzymające się na biodrach. Marynarkę trzymał w ręku za plecami. Blondynka znów poczuła ten przyjemny ucisk w dole i rozchodzące się po całym ciele ciepło. Miała wrażenie, że momentalnie zrobiła się cała czerwona, a w ustach poczuła suchość.
-Przyszedłem po ciebie -wzruszył ramionami, a w jego oczach zatańczyły dwa ogniki. -Zabieram cię na dobrą kawę.
     Blondynka przygryzła lekko dolną wargę i niepewnie spojrzała w stronę zegara. Właściwie skończyła już pracę, ale chciała dokończyć jeszcze artykuł nad którym pracowała i za godzinę miała odebrać syna siostry z przedszkola. Lara miała dzisiaj na drugą zmianę, a że jest samotną matką, nie miała z kim zostawić Sammy'iego.
-Śpieszysz się gdzieś? -zapytał rozczarowany i uśmiech z jego twarzy momentalnie zszedł.
-Właściwie to muszę jeszcze odebrać Sam'a z przedszkola i nie będę miała jak wyjść na kawę -odparła smutno. -Chyba, że mały nie będzie ci przeszkadzał i wypijemy kawę u mnie -zaproponowała ugodowo i niepewnie spojrzała na bruneta.
     Chłopak momentalnie rozpromienił się, a na jego twarzy znów widniał ten sam łobuzerski uśmiech.
-Nie martw się, dzisiaj nie będziemy robić nic co mogło by zgorszyć Sammy'iego -szepnął uwodzicielsko wprost do jej ucha i pochylając się jeszcze bardziej nad nią, sięgnął ręką, aby zamknąć laptopa.
     Ludmila oddychała ciężko czując zbyt dużą bliskość Pasquarelliego. Jeszcze dosłownie centymetr i z łatwością mogłaby dotknąć wargami jego szyi. Powstrzymała się jedynie myślą, że jest jeszcze w redakcji, a takie zachowanie na pewno nie byłoby dobrze przyjęte przez panią Woldorf.
-W takim razie chodźmy -wydukała podnosząc się z fotela i zgarniając z jego oparcia swoją marynarkę. Federico jak na gentelmena przystało przepuścił ją przy wyjściu i przygarnął do siebie, kładąc rękę na plecach blondynki. Dziewczyna poczuła jak jej skóra parzy w miejscu, gdzie przez cienki materiał bluzeczki jego dłoń dotykała jej ciała. Przełknęła ślinę i niepewnie uśmiechała się do mijanych koleżanek z pracy, które patrzyły na nią z zazdrością. Zatrzymali się w końcu, przy głównych drzwiach gdzie z pomocą bruneta zarzuciła na siebie beżowy płaszcz i apaszkę.
-Mam nadzieję, że to przedszkole jest blisko twojego domu -brunet zagadnął przyjaźnie.
-Dosłownie 5 minut drogi, a czemu pytasz?
-Bo chcę ci jeszcze kogoś przedstawić -uśmiechnął się szeroko, idąc z blondynką w kierunku motoru. Dziewczyna szła niepewnie nie wiedząc czego ma się spodziewać. Kogo miał jej przedstawić Federico? Dlaczego niby prowadzi ją na parking? W końcu stanęli przy ukochanej Pasquarelliego, a blondynka spojrzała na niego zdezorientowana.
-Ludmilo, poznaj moją dziewczynę -z czułością poklepał motor po siedzeniu. -Angelo, to jest Ludmila -uśmiechnął się szeroko do blondynki, na co ta wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Wypasiona ta twoja druga połówka! -dotknęła delikatnie ramy i spojrzała z uśmiechem na bruneta. -Chcesz zrobić na mnie wrażenie motorem? -uniosła na góry brew.
-Taki właśnie miałem plan -puścił jej oczko, przyciągając do siebie.
-Cholera, udało ci się! -roześmiała się głośno, patrząc w czekoladowe tęczówki bruneta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długie opóźnienie i taki kijowy rozdział, ale pisany był na szybko i z wieloma przerwami. Mam nadzieję, że przynajmniej długością trochę wynagrodziłam wam to czekanie.
Jak już pisałam w komentarzu nie ma mnie teraz w Polsce i nie mam kiedy pisać, bo pracuję po 12 godzin dziennie.
Next postaram się dodać w miarę szybko, ale nie oczekujcie ode mnie nie wiadomo czego.
Obiecuję, że w sierpniu wszystko się zmieni i wezmę się w końcu za bloga.
Do następnego kluseczki :*
Korzystajcie z wakacji, ja umieram przy 45 stopniach :(

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 2


dedykacja dla Fedemila Forever <3 dzisiaj trochę zmieniłam i odeszłam od sceny w filmie, ale i tak mam nadzieję, że będzie Ci się podobać :*


     Był ciepły, letni wieczór. Powolnym krokiem spacerowali po uliczkach Los Angeles i rozmawiali na każdy możliwy temat. Mieli iść coś zjeść, ale wcześniej wybrali się na spacer. Federico zachowywał się jak na gentelmena przystało. Był miły i kulturalny, pragnął za wszelką cenę zrobić dobre wrażenie na tej drobnej blondynce spacerującej po jego prawej stronie. 
     Co chwilę zerkał na nią ukradkiem i przyglądał się jej z zafascynowaniem. Piękne, pełne usta delikatnie pomalowane czerwoną szminką, zaróżowione policzki, w których przy każdym delikatnym uśmiechu pokazywały się urocze dołeczki, zgrabny, malutki nosek i najpiękniejsze na świecie, głębokie, niebieskie oczy. Swoim kolorem przypominały falę morską i ślicznie błyszczały, gdy odbijało się w nich światło ulicznych latarni. Jej blond włosy sięgające do ramion okalały drobną twarzyczkę, a on nie mógł pozbyć się tego cichego głosiku w jego głowie, mówiącego, że robi źle wykorzystując tą piękną dziewczynę. Czuł, że blondynka znienawidzi go, gdy dowie się, że była tylko częścią cholernego zakładu. Nie czuł się dobrze, myśląc o tym, że będzie musiał zwodzić ją przez najbliższe 10 dni. Może powinien się wycofać? A może to dlatego Naty i Cam wybrały właśnie ją, może wiedziały, że będą dręczyły go wyrzuty sumienia. 
-Federico, słuchasz mnie? -jego rozważania przerwał ciepły głos blondynki. Dziewczyna spojrzała na niego swoim przenikliwym wzrokiem. Widziała, że brunet odpłyną gdzieś na moment i ciekawość zżerała ją o czym tak rozmyśla. 
-Tak, tak, Ludmila oczywiście, że cię słucham -skłamał, na co blondynka uśmiechnęła się pod nosem i z błyskiem w oku, zatrzymała się raptownie. 
-Więc zgadzasz się, żebyśmy poprosili tamtego klowna aby pomalował nam twarze, a później pójdziemy obrabować bank? -Federico spojrzał zdziwiony na jej poważną minę, ale nie dał się podejść.
-Nie ma szans. Parę dni temu zamontowali tam Sztokholm z serii 360. W życiu nie złamiemy takiego zabezpieczenia -odparł z udawaną powagą, po czym parsknął głośnym śmiechem.
-Dobrze wiedzieć -blondynka również się śmiała, patrząc na swojego towarzysza. -Idziemy na te makarony? -zagadnęła przyjaźnie. 
-Czytasz mi w myślach -brunet uśmiechnął się do niej ciepło. 
      Podobała mu się. Bardzo. Widział ją już w swojej sypialni, ale myśl że nie powinien się spieszyć, bo wszystko spieprzy dostatecznie blokowała jego plany. Gdyby nie zakład już dawno postępowałby według swojego stałego schematu. Zauroczyć, zaliczyć, zostawić, zawsze działało.
     Usiedli przy drewnianym stole, stojącym na dworze, a stanowczo zbyt miły kelner obsługiwał właśnie blondynkę. Jego słabe żarty i źle ułożone włosy strasznie irytowały bruneta. Mordował go wzrokiem co bardzo schlebiało dziewczynie. Uśmiechała się szeroko za każdym razem, gdy wnerwiony brunet swoimi ciętymi ripostami zamykał usta nachalnego kelnera. 
-Co za idiota! -przewrócił oczami Federico, gdy ten już opuścił ich stolik. 
-Był całkiem miły -zaśmiała się Ludmila i puściła oczko do bruneta siedzącego na przeciwko niej.
-Grabisz sobie kochanie -pogroził jej palcem i zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.        Dziewczyna potarła lekko ramiona, na co on zareagował momentalnie. Ściągnął swoją marynarkę i zarzucił blondynce na plecy, pochylając się lekko nad stołem. Wyciągnął jej włosy spod nakrycia i spojrzał w te piękne niebieskie oczy. Popełnił błąd. Znajdował się zdecydowanie za blisko jej ust, które kusiły go strasznie, ale skupił w sobie całą siłę woli i z powrotem opadł na krzesło.                 Dziewczyna siedziała zdezorientowana po drugiej stronie stołu i patrzyła na niego dużymi oczami. Cały czas czuła przed sobą ten cudowny zapach bruneta, a wyobraźnia podsuwała jej okropne obrazy chłopaka w znacznie innej pozycji niż ta nad stołem. Już niemal czuła te silne dłonie na swoim ciele, a jej skóra paliła niemiłosiernie. Kręciła się strasznie na krześle, a policzki oblały się szkarłatem.
-O czym myślisz? -zapytał Federico, widząc rumieńce na twarzy blondynki.
      Jej policzki przybrały jeszcze intensywniejszy kolor, a dziewczyna zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad odpowiedzią. Nie mogła przecież powiedzieć mu, że właśnie wyobrażała sobie jak zdejmuje z niego tą białą koszulę, którą ma na sobie. 
-Myślisz, że to prawda, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone? -chłopak spojrzał na nią zdziwiony i speszony. Cholera, domyśliła się? Ale jak?! Skąd?!
-Dlaczego pytasz? -był ostrożny i maksymalnie skupiony. Obydwoje stąpali teraz po kruchym lodzie.
-Tak tylko się zastanawiam -spojrzała na niego niepewnie znad talerza ze spaghetti. Była cholernie ciekawa jego odpowiedzi. Ona mogła być przepustką do dalszej realizacji planu.
-Myślę, że tak -opowiedział pewnie i spojrzał na blondynkę, która uśmiechnęła się do siebie. Nie pytał o nic. Ona też nie zadawała już zbędnych pytań.
      W milczeniu jedli, dopóki dziewczyna nie zrzuciła przez przypadek widelca pod stół. Obydwoje rzucili się w celu podniesienia go i złapali w tym samym momencie. Dziewczyna niepewnie podniosła wzrok i to był błąd. Znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie. Bardzo mała ilość przestrzeni pod stołem sprawiła, że ich usta niemal stykały się ze sobą, a w spojrzeniu kryła się cała pasja, namiętność i wzajemne pragnienie.
      Wystarczyło jedno spojrzenie i obydwoje kierowani impulsem zmniejszyli dzielącą ich odległość do zera. Obydwoje nie myśleli o tym co robią i dlaczego tak jest. Nic wokół nich się nie liczyło. Wszystko przestało istnieć. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i zachłanne, ale otrzeźwiło ich głuche uderzenie. Blondynka dopiero po chwili zorientowała się, że to Federico przez przypadek uderzył łokciem o kant stołu. Chłopak przeklął pod nosem, a dziewczyna wstała i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. 
     To co się stało nie powinno mieć miejsca. Jeszcze nie teraz. Była wściekła na niego, że ją sprowokował i jeszcze bardziej na siebie, że tego nie przerwała. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Chłopak wzbudzał w niej emocje, o których nigdy nawet nie śniła. Co się stało z jej profesjonalizmem i obojętnością? Brunet również był zdezorientowany. Czuł w ręce ostry ból, a w głowie okropnie mu szumiało. Nie miał pojęcia co się dzieje i jak do cholery do tego doszło. Patrzył na speszoną blondynkę i czuł się równie zagubiony jak ona.
-Ludmila, ja... -chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna uciszyła go szybkim ruchem głowy.
-Udawajmy, że to się nie wydarzyło -powiedziała i opadła na swoje krzesło. Brunet wpatrywał się w nią dużymi oczami i pierwszy raz w życiu nie wiedział co na zrobić. Usiadł na przeciwko niej i zdziwiony patrzył jak Ludmila wyciąga z torebki paczkę chusteczek.
-Krew ci leci -wskazała ręką na jego łokieć. Na rękawie białej koszuli powstawała właśnie plama czerwonej cieczy, płynąca ze zdartego łokcia. Złapał szybko chusteczki i rozpinając rękaw na nadgarstku, zaczął tamować krwotok.
-Dzięki -mruknął i gdy krwawienie ustało w ciszy powrócili do jedzenia zamówionych potraw.
    Również w głuchej ciszy wracali pod dom Ludmily. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć lub zrobić. Obydwoje co chwile zerkali na siebie niepewnie, szukając odpowiedzi na twarzy towarzysza.
-To tu -pierwsza odezwała się dziewczyna wskazując na klatkę schodową pod którą stali.
-Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną wyjść -brunet uśmiechnął się niepewnie, zajmując miejsce centralnie przed nią.
-To ja dziękuję za pyszne spaghetti -blondynka odwzajemniła uśmiech, a na jej policzkach momentalnie ukazały się piękne dołeczki. -Więc, do zobaczenia -spojrzała na niego niepewnie i delikatnie musnęła ustami jego policzek. Serce waliło jej jak oszalałe, a policzki stawały się coraz bardziej czerwone.
-Trzymam cię za słowo -brunet spojrzał jej głęboko w oczy, a na jego ustach rozkwitł jeden z tych uśmiechów, któremu żadna dziewczyna nie mogła się oprzeć. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. -Powiedziałaś "do zobaczenia" -odezwał się widząc jej zaskoczenie. -Powiedz tylko kiedy i gdzie -zaśmiał się melodyjnie i zbliżył do ucha dziewczyny -Dobranoc Ludmilo -tym razem on musnął ustami jej policzek, odwrócił się na pięcie i odszedł kawałek.
     Kiedy znalazł się na chodniku parę metrów dalej odwrócił się w kierunku zdezorientowanej dziewczyny. Blondynka nadal stała na schodach prowadzących do jej mieszkania. Nie rozumiała kompletnie nic z tej dziwnej wypowiedzi bruneta.
-W kieszeni marynarki znajdziesz moją wizytówkę -krzyknął w celu wyjaśnienia i zniknął za zakrętem.
      Ludmila dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały czas ma na ramionach marynarkę bruneta. Uśmiechnęła się szeroko i włożyła rękę do kieszeni. Tak jak mówił była w niej mała wizytówka, a na niej widniało dziewięć okrągłych cyferek, które miała wystukać w klawiaturze swojego telefonu. Opatuliła się ciaśniej skrawkiem materiału i pociągnęła nosem czując ten cudowny zapach jego perfum. Otworzyła drzwi i nie odwracając się za siebie weszła do mieszkania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TAM TAM TAM TAM 
Mamy rozdział, bo weekend i WAKACJE !!! 
Mam nadzieję, że warto było tyle czekać. Muszę przyznać, że nawet podoba mi się to co wyszło. Ale ćśśś nie mówcie nikomu, bo się wyda XDD 
Czekam na wasze opinie kluseczki :*
Kocham was

czwartek, 25 czerwca 2015

One Shot cz.1

-Ludmila?
-Tak skarbie? -dziewczyna oderwała się na chwilę od oglądania swojego ulubionego serialu i odwróciła się w kierunku młodszej siostry.
-Przyjdzie do nas dzisiaj Leon? -mała blondyneczka od rana dopytywała się o najlepszego przyjaciela siostry. Uwielbiała, gdy brunet do nich przychodził i zabierał ją na lody o smaku gumy balonowej. Wiedziała też, że chłopak sprawiał, że starsza Ferro choć na chwilę stawała się szczęśliwa i pełna życia. Ludmila miała w zwyczaju siedzieć zamknięta w pokoju i chować się przed światem zewnętrznym. Jedynie, kiedy przychodził do niej Leon lub jej najlepsza przyjaciółka Lara starali się na siłę wyciągnąć ją gdzieś na miasto lub do reszty ich paczki.
-Nie dzisiaj kochanie -blondynka uśmiechnęła się smutno. -Przyjeżdża do niego przyjaciel -skrzywiła się znacznie i zamaszystym ruchem odgarnęła swoje długie włosy do tyłu.
-Nie możemy jego też zaprosić? -dopytywała mała.
-Po moim trupie! -krzyknęła Ludmila i szybko wstała z kanapy, aby młodsza siostra w swój standardowy sposób nie zdążyła wybadać skąd tak wielka niechęć w jej głosie. No cóż, niedoczekanie. Mała Valeria znała swoją siostrę lepiej niż ktokolwiek inny i wiedziała, że ten cały przyjaciel Leona musiał okropnie zaleźć jej za skórę. Z prędkością światła wbiegła do kuchni, w której jej siostra parzyła już sobie kawę i ze zwinnością małego chochlika wdrapała się na stołek barowy.
-Znasz go? -zaczęła niewinnie i spojrzała na Ludmile dużymi wyczekującymi oczami.
-Niestety -niechętnie przytaknęła blondynka i odwróciła się po cukier, próbując uniknąć tematu. Nigdy nie okłamywała siostry, ale nienawidziła tego jej daru obserwacji i wiązania wielu faktów.
-Czy to ten twój były chłopak? -zapytała szeptem Valeria. Wiedziała, że to dla starszej Ferro bardzo drażliwy temat. Zawsze unikała go w każdy możliwy sposób, ale teraz było to niewykonalne.
     Zapadła głucha cisza. Ludmila jak sparaliżowana stała odwrócona tyłem do siostry i nieobecnym wzrokiem patrzyła gdzieś przed siebie. Owszem to był jej były. Cholerny Federico Pasquarelli, którego obdarzyła prawdziwą i niepowtarzalną miłością. Chłopak również był nieprzytomnie zakochany w pięknej blondynce. Nie widzieli świata poza sobą i tak było również po zerwaniu. Obydwoje nie potrafili pogodzić się ze stratą swojej drugiej połówki.

To było dwa lata temu, kiedy ich szkolne koło teatralne wygrało wycieczkę do Londynu. Był to tydzień, w którym każdy z obsady mógł szkolić się nie tylko w kierunku teatralnym, ale i muzycznym. Okazało się, że całkiem nieświadomie rywalizują ze sobą o miejsce w jednej z najlepszych wytwórni w Wielkiej Brytanii. To miał być tydzień ich marzeń w jednym z najpiękniejszych europejskich miast i taki właśnie był, dopóki nie okazało się, że brunet został wybrany spośród grona rówieśników i może rozpocząć współpracę z jedną z najlepszych wytwórni na świecie. Ludmila była ogromnie dumna ze swojego chłopaka i kibicowała mu całym sercem. Cierpliwie czekała na każdy jego telefon, sms lub przyjazd do domu. Tęskniła bardzo mocno, ale zawsze starała się sobie tłumaczyć, że on w końcu do niej wróci, że to cierpienie się skończy i dalej będzie mogła mu siadać na kolanach i przytulać do jego torsu, a on będzie całował ją w czoło i mówił jak bardzo tęsknił i ją kocha. Uwielbiała ich wspólne maratony filmowe, spacery nad jezioro, czy po prostu chwile błogiego lenistwa.
     Z dnia na dzień chłopak bywał w rodzinnym mieście coraz rzadziej, a w maksymalnym stopniu skupiał się na karierze. Cały czas zabiegał o to, żeby Ludmila towarzyszyła mu podczas tras koncertowych czy innych służbowych wyjazdów, ale dziewczyna nie mogła sobie na nie pozwolić. Musiała zostać w domu i opiekować się młodszą siostrą, która została z nią po śmiertelnym wypadku rodziców. Nie miała żalu do Val, że nie może towarzyszyć Federowi. Kochała ją najmocniej na świecie i była zdolna porzucić własne szczęście, na rzecz jej dobra i radości.
-Lud musisz się wybrać ze mną do Nowego Jorku, jest piękny o tej porze roku. Zaraz jak skończymy nagrania do tej nowej płyty podobno mają mnie znów wysłać w kolejną trasę, wyobrażasz sobie? -Federico z entuzjazmem i podekscytowaniem opowiadał swojej dziewczynie o aktualnych nowinkach. Leżeli na łóżku w pokoju Ludmily i rozkoszowali się wspólnymi chwilami. Blondynka opierała głowę o tors chłopaka, a on bawił się jej włosami co chwilę zatapiając w nich swoje palce.
-To fajnie -odparła z lekką irytacją w głosie. Rozmawiali już prawie od godziny, a brunet poruszał tylko tematy swojej kariery.
-Na sto procent nie będziesz mogła jechać ze mną? -znał już odpowiedź blondynki, ale za każdym razem gdy zadawał to pytanie, miał cichą nadzieję, że tym razem nie usłyszy odmowy.
-Przecież wiesz, że nie  -przewróciła oczami i wsparła się na łokciu, żeby mieć lepszy widok na twarz bruneta.
-Cholera Lu, nie możesz porozmawiać z dziadkami i poprosić, żeby zajęli się Val?
-Na pół roku?! Przecież nie mogę zwalić im na głowę małej dziewczynki, bo mam taką fanaberię -zirytowała się jeszcze bardziej.
-To znaczy, że jestem tylko twoją fanaberią? -Federico podniósł się do pozycji siedzącej i ze złością spoglądał w niebieskie oczy blondynki. -W ogóle już nie mamy dla siebie czasu. Wiesz, że nie mogę zrezygnować z kontraktu...
-To znaczy, że ja mam rezygnować z całego mojego życia i latać za tobą, bo tak chcesz?! -teraz również blondynka podniosła głos. Nienawidziła kłócić się z Federem, ale wiedziała, że ta
rozmowa ich nie ominie.
-Chcę tylko, żebyś była przy mnie, czy to aż tak dużo? -złapał jej małe dłonie i zamknął w swoim niedźwiedzim uścisku. Chciał jakoś załagodzić sytuację i to napięcie, które tak nagle urosło między nimi.
-Przecież wiesz, że nie, ale dlaczego mam przy tym rezygnować z rodziny i rzeczy, które kocham? -spoglądała na niego z ogromnym bólem i smutkiem wymalowanym na twarzy. Dlaczego nie rozumiał tak prostej rzeczy?
-Myślałem, że mnie też kochasz -szepnął urażony i spojrzał w te niebieskie oczy, które tak bardzo uwielbiał.
-Przecież wiesz, że tak jest, tylko, że nie mogę zostawić Valerii samej, ona ma tylko sześć lat.
-W takim razie co z nami? Oddalamy się od siebie coraz bardziej z każdym kolejnym dniem -był urażony, smutny i zły. Wiedział, że blondynka bardzo kocha swoją młodszą siostrę, ale nie mógł zrozumieć dlaczego podporządkowuje jej całe swoje życie. Tęsknił coraz bardziej i bał się, że pewnego dnia rozwali się to, co tak długo razem budowali.
-Nie wiem Federico -szepnęła i zawstydzona opuściła głowę. -Po prostu Val...
-Mam tego dość, Lu -przetrwał jej zirytowany. -Valeria to, Valeria tamto, a gdzie w tym wszystkim jestem ja? Gdzie jesteśmy my?
-Myślę, że gdzieś pomiędzy jedną trasą koncertową, a drugą, w tej krótkiej przerwie między twoimi wywiadami -syknęła wściekła i z prędkością światła zeszła z łóżka. Miała dość tej całej sytuacji i tej całej kłótni. Jej też było cholernie ciężko. Cały dom znajdował się na jej głowie, a ona między jedną zmianą w kawiarni, a drugą w szpitalu musiała jeszcze wychowywać młodszą siostrę i uczyć się do matury. W dodatku nie pogodziła się jeszcze ze śmiercią rodziców i każdej nocy płakała jak idiotka. Było ciężko, ale ona musiała dać sobie radę. Nie ze względu na siebie, ale na Val, a fakt, że jej chłopak był w ciągłej podróży na pewno nie pomagał. Została zupełnie sama ze swoimi problemami i nie radziła sobie z nimi.
-Lu wiesz, że kocham cię jak idiota, ale tak nie może być. Za chwilę staniemy się obcymi dla siebie ludźmi! Nie chcę, żeby tak było, rozumiesz?! Wiem, że twoi rodzice nie żyją i jest ci ciężko, ale oni nagle nie zmartwychwstaną do cholery! -dopiero po chwili dotarło do niego, co przed chwilą powiedział. Zobaczył jak w oczach blondynki zbierają się łzy i poczuł się jak skończony idiota.
-Lud przepraszam, ja nie chciałem -podszedł do niej i spróbował przygarnąć do siebie, ale blondynka odepchnęła go i podchodząc do okna nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
-Myślę, że powinieneś już iść -odparła cicho, nie odwracając wzroku od przestrzeni za oknem.
-Lud proszę, ja naprawdę...
-Wyjdź -przerwała mu chłodno i spojrzała na niego z takim bólem w oczach, że przez chwilę wmurowało go w podłogę. Spoglądał w jej niebieskie oczy i dopiero po chwili dotarło do niego, że blondynka nie żartuje. W grobowej ciszy podszedł do drzwi i otworzył je.
-Kocham cię Lu, nie zapominaj o tym. Naprawdę nie chciałem, przepraszam -szepnął i wyszedł, zostawiając ją samą.
      Następnego dnia blondynka nie przyszła pożegnać go na lotnisku. Nie odbierała też telefonu, choć zostawił jej chyba milion wiadomości. Codziennie nagrywał jej się na pocztę, ale ona nigdy nie oddzwaniała. Nie potrafiła tego zrobić.

Nie rozmawiali ze sobą przez dwa lata i teraz po tym wszystkim brunet tak po prostu wracał, żeby zobaczyć się z rodziną i swoim najlepszym przyjacielem. Na początku Leon próbował ukrywać ten fakt, ale przez tabloidami nic nie mogło stanowić tajemnicy. W każdej możliwej gazecie było napisane o wielkim przyjeździe wielkiego Pasquarelliego. Ludmila nie mogła normalnie wyjść po zakupy, gdy paparazzi dowiedzieli się, że to ona jest tą wielką miłością sławnego gwiazdora.
-Chcesz może herbaty? -zapytała z udawaną swobodą, puszczając wcześniejsze pytanie siostry mimo uszu. Zawsze tak robiła, gdy Valeria poruszała jego temat.
-Nie -odparła spokojnie mała blondyneczka. -Chcę się dowiedzieć czy to on, Ludmila -nie dawała za wygraną. Była stanowczo zbyt inteligentna jak na swój wiek i potrafiła radzić sobie z problemami lepiej niż nie jeden dorosły.
-Tak -dziewczyna obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę szafki ze sztućcami. -Może soku? -spróbowała jeszcze raz, ale mała nie dała nabrać się na takie sztuczki. Znała Ludmile na wylot.
-Tęsknisz za nim? -widziała jak siostra z zaciekłością miesza kawę i jak tak dalej pójdzie to kubek zostanie bez dna. Ona jednak nie chciała odpuszczać. Nie mogła patrzeć na to jak Ludmila się męczy. -Opowiesz mi kiedyś co się stało? -zapytała cicho, spoglądając w niebieskie oczy siostry.
-Nie męcz mnie Val, proszę -zawsze ta sama śpiewka. Nie dzisiaj, nie teraz, może kiedyś, jak przyjdzie na to odpowiedni czas, ale prawda była taka, że ten odpowiedni czas nigdy nie nadchodził, a ona coraz bardziej zamykała się w sobie.
-Jak chcesz -ośmiolatka westchnęła i zeskoczyła ze stołka barowego, stojącego przy wyspie kuchennej. -Jeśli się jednak zdecydujesz będę w salonie.
      Ludmila siedziała przy gorącym kubku kawy i popijała ciepły płyn. On zawsze uspokajał ją w najtrudniejszych sytuacjach i pozwalał normalnie myśleć. Nie mogła przyznać się siostrze, że pokłócili się o nią i o rodziców. Val na pewno opacznie by to zrozumiała i niepotrzebnie obwiniałaby się za tą skomplikowaną sytuację. To wszystko było cholernie niezrozumiałe, a dziewczyna im więcej analizowała, tym większy miała mętlik w głowie. Złapała kubek z czarnym płynem i bezszelestnie podeszła do kanapy, na której jej siostra oglądała właśnie jakieś kreskówki. Wśliznęła się pod koc, pod którym leżała Valeria i przytuliła do siebie dziewczynkę.
-Nie bądź na mnie zła biedroneczko, po prostu to wszystko jest tak strasznie pogmatwane i bolesne, że ja sama mam problem, żeby to ogarnąć. Kocham go, ale to nie znaczy, że wybaczę mu to, co zrobił. To bez sensu Val, ja po prostu nie chcę cię w to mieszać.
-Ja tylko chcę ci pomóc Lu -ośmiolatka przytuliła się do starszej Ferro i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Nie dasz rady mi tym razem pomóc Valeri -blondynka uśmiechnęła się smutno i spojrzała w szklany ekran. -Co to za głupoty tym razem?
-Kopciuszek -zaśmiała się dziewczynka i z zachwytem spojrzała w tym kierunku co jej siostra.
      Bajki leciały już dłuższy czas, a Ludmila zdążyła zasnąć. Valeria podkradła już wszystkie ciastka ze słoika ze słodyczami i strasznie jej się nudziło. Chcąc nie budzić starszej Ferro, wygramoliła się spod koca i na paluszkach zaczęła skradać się do swojego pokoiku. Kiedy otwierała już drzwi po domu rozległo się głośne pukanie. Ludmila wciąż spała, więc dziewczynka postanowiła sama otworzyć. Przez dziurkę od klucza ujrzała Leona i stojącego za nim bruneta, który niepewnie przestępował z nogi na nogę. Widziała go już wcześniej, ale nie mogła skojarzyć skąd. Dopiero po chwili dotarło do niej, że oglądała go kiedyś w telewizji. Otworzyła drzwi i zanim, któryś z towarzyszy zdążył się odezwać przyłożyła palec do ust.
-Ludmila śpi, więc ćśśś -zastrzegła i wpuściła chłopaków do domu. Federico spojrzał na Leona niepewnie, ale ten wziął już Valeri na ręce i razem pomaszerowali do kuchni.
-Witaj księżniczko -zaśmiał się wesoło i cmoknął małą dziewczynkę w policzek, na co ta zaczęła czochrać go po nienagannie ułożonych włosach. -Zdążyłaś już zjeść wszystkie moje ulubione ciastka?
-Ludmila mówiła, że przyjeżdża do ciebie przyjaciel i dzisiaj do nas nie przyjdziesz -zrobiła niewinną minkę i przeniosła ciekawski wzrok na stojącego z tyłu bruneta.
-Przyprowadziłem go ze sobą, w końcu dzień bez mojej małej kruszynki to dzień stracony -mrugnął do niej konspiracyjnie, a na twarzy małej blondynki zagościł ciepły uśmiech, który uwidocznił jej prześliczne dołeczki. Federico nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest on taki sam jak u starszej Ferro. Z zazdrością spoglądał na Leona, który tak swobodnie czuł się w tym domu i miał taki dobry kontakt z Valerią. Pamiętał ją jako sześciolatkę i musiał przyznać, że jest tak samo piękna jak jej starsza siostra.
-To Fede -Verdas przedstawił swojego towarzysza i postawił blondyneczkę z powrotem na podłodze. Brunet i dziewczynka spoglądali na siebie niepewnie, a Leon zaczął rządzić się w kuchni i wstawił wodę na herbatę.
-Nie pamiętasz mnie Val? -zapytał cicho Federico i niepewnie podszedł do dziewczynki. Ona zaprzeczyła tylko szybkim ruchem głowy i przeniosła spojrzenie na swoje białe buciki. Dlaczego niby miałaby go pamiętać? Znała tylko Leona i Larę. Inni znajomi jej siostry spotykali się z nią na mieście, bo dziewczynka bała się nowych osób. Pamiętała jeszcze, że kiedyś przychodził do nich ten były chłopak jej siostry, ale to było dawno. Nie wiedziała jak on teraz wygląda.
-Jestem Federico -przedstawił się brunet i uśmiechnął się zachęcająco. -A ty to pewnie Valeria, prawda?
-Skąd wiesz? -zdziwiła się dziewczynka. Dopiero po chwili przypomniało jej się jak Ludmila powiedziała, że ten najlepszy przyjaciel Leona to przecież ten sam chłopak, z którym była jej siostra. -To ty -szepnęła i zasłoniła usteczka swoją małą rączką. Mina na twarzy Federa momentalnie zrzedła. Cholernie bał się przyjścia tu i rozmowy z Ludmilą, ale dzisiaj Leon nie pozwolił mu stchórzyć.
-To chyba nie był najlepszy pomysł -spojrzał z wyrzutem na przyjaciela i pokręcił głową. Chciał wyjść teraz, zaraz, już, ale zdawał sobie sprawę, że jak dzisiaj nic nie zrobi to nie odważy się na to już nigdy.
-Tak, to nie był najlepszy pomysł -usłyszał za plecami chłodny głos ukochanej blondynki. Odwrócił się momentalnie i stanął twarzą w twarz z miłością swojego życia.
-Tylko tego nie spieprz, Pasquarelli -przeżegnał się w duchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że nie ma jeszcze rozdziału, ale miałam małe problemy rodzinne i coś mi wypadło.
Pojawi się on raczej w weekend, bo dzisiaj świętuję ze znajomymi koniec roku i urodziny kolegi, więc na pewno nie wyrobię się z nim na jutro.
Mam za to shota mam nadzieję, że się podoba.
JUTRO WAKACJE <3 
Przepraszam też, że nie odpowiedziałam na wasze komy. Obiecuję poprawę kluseczki :*
Do weekendu, nie balujcie za dużo <3